Jak zwykle dodaję notkę o godzinie, gdzie wszyscy już śpią -,- Brawo dla mnie.
Ta notka mnie pogrąży. O matko, i to jak!
W każdym razie zapraszam.
*********************************************************************************
Kiedy piosenka się skończyła, Mike spojrzał mi w oczy.
-To teraz pora przeprosić Quincy’ego- uśmiechnęłam się.
Westchnął, ale grzecznie poszedł za mną, bo prowadziłam go
za rączkę.
-Quincy?- mruknął Mike.
Jego przyjaciel odwrócił się do niego i założył ręce na
piersi.
-Przepraszam. Zachowałem się jak dupek.
-A i owszem.
-Przepraszam też, że się upiłem.
-Nie gniewam się na ciebie. Ale musisz w końcu się wziąć w
garść. Nie będę cię wiecznie niańczył.
-Pan nie. Ja tak- uśmiechnęłam się.
Michael spojrzał na mnie zdziwiony, a ja posłałam mu tylko
uśmiech i wzruszyłam ramionami. Ujął moją twarz w swoje dłonie i mnie
pocałował.
-Czyli, że…
-Tak Mike. Możemy spróbować.
Przytulił mnie do siebie.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę- wyszeptał mi na
ucho.
-Wiesz, że będzie nam ciężko?
-Damy sobie radę skarbie. Nie martw się. Zamieszkasz u mnie?
-U ciebie?- zdziwiłam się.
-Tak. U mnie w Neverlandzie. Proszę. Będziemy wtedy blisko
siebie.
Pokiwałam głową. Mike znów mnie pocałował.
-Od razu po bankiecie jedziemy do ciebie po rzeczy.
Wieczorem:
Leżeliśmy z Michaelem w jego sypialni i patrzyliśmy sobie
wzajemnie w oczy.
-Kocham cię Zoe.
-Ja też cię kocham Mike…

Michael:
Zoe mi się oddała. To była najpiękniejsza noc mojego życia.
W prawdzie byłem już w takiej intymnej sytuacji z kobietą, ale nie kochałem jej
aż tak. Brooke… była piękną kobietą, ale to Zoe zawładnęła moim sercem. Ono
bije dla niej. Z Brooke to był chyba tylko bezrozumny seks. Nic więcej. Szybki
numerek i wychodziła. Czułem się jak męska prostytutka. I to biedna, bo nikt mi
za to nie płacił. A Zoe? Każdy jej szept, westchnienie działało na mnie tak, że
nie da się tego opisać. Satysfakcjonowało mnie to. Skończyliśmy koło 3 nad
ranem. Opadliśmy na materac ciężko oddychając. Zoe położyła głowę na mojej
piersi i uspokajała oddech.
Pokręciła głową.
-Czemu nic nie mówisz?- zaniepokoiłem się.
Chwila ciszy.
-Bo jeszcze nikt nie doprowadził mnie do takiego stanu-
uśmiechnęła się. Odpłaciłem jej się tym samym- Dobranoc Michael.
-Dobranoc skarbie.
Pocałowałem ją w czoło i sam zasnąłem. Następnego dnia
otworzyłem oczy i uświadomiłem sobie, że Zoe nie ma w łóżku. Tak samo jak nie
ma mojej czerwonej koszuli w pokoju. Ubrałem więc inną i zszedłem na dół. Już
na schodach poczułem zapach naleśników. Wszedłem tam cicho i usiadłem na
krześle. Zoe tańczyła przy blacie do muzyki z radia, robiąc kolejne placuszki.
Oparłem głowę na ręce i uśmiechałem się do siebie. Nawet rozczochrana i w mojej
dużej koszuli wygląda przepięknie. Odwróciła się i złapała za serce.
-Boże! Nie strasz mnie tak więcej!
-Ja tylko siedzę.
-Mhm. Pewnie specjalnie jesteś cicho jak mysz pod miotłą,
co?
-Niby po co? Nie muszę się zakradać, bo i tak w nocy już
wszystko widziałem.
-Świntuch i erotoman- zaśmiała się. Dostrzegłem rumieńce na
jej twarzy.
Już chciałem jej coś odpowiedzieć, kiedy usłyszałem dzwonek
do drzwi. Spojrzałem przez wizjer.
-Cholera! To moja mama i siostry!- szepnąłem do Zoe. Ona
szybko pobiegła do sypialni, żeby się ubrać. Ja w tym czasie ich wpuściłem.
-Cześć mamo. Janet, Toya- kiwnąłem im głową.
-Witaj synku. Nie obudziłyśmy cię?
-Nie ale właśnie miałem siadać do śniadania. Macie ochotę?
-Nie. My już jadłyśmy, ale ty się nie krępuj.
-Zrobię wam herbatę.
Szybko zaparzyłem herbaty i postawiłem im w kuchni. W tej
samej chwili zeszła Zoe. Ubrana już była w swoje ciuchy.
-Dzień dobry- przywitała się.
-Zoe! Znów się spotykamy- ucieszyła się mama.
-Miło panią widzieć.
-My się jeszcze nie poznałyśmy. Janet- podały sobie ręce.
-A ja La Toya. Miło mi cię poznać Zoe- obskoczyły ją jak
lwice biedną gazelę.
Po chwili moja ukochana usiadła na moich kolanach. Miała
zamiar zając miejsce obok, ale jej nie pozwoliłem.
-Jesteście razem?- zapytała Toya.
Kiwnąłem głową.
-Nie widzisz? Muszą być razem! Pewnie mają już co nieco za
sobą- Janet puściła mi oczko.
-Janet!- upomniała ją mama- Mike się pewnie nie spieszy i…-
nie dokończyła, bo zobaczyła mój wzrok- Janet ma rację?
Zarumieniliśmy się oboje i potwierdziliśmy.
-Widzisz? Po co mają się ograniczać, skoro naprawdę mocno
się kochają?
-Kochasz Michaela?- to pytanie było skierowane do Zoe.
-Kocham pani syna, jak nikogo innego.
Spojrzałem na nią i ją pocałowałem. Miałem gdzieś, że wszyscy
się patrzą.
-Ooooo- westchnęła Janet- Jakie to słodkie.
-Jak będą sobie tak słodzić, to znowu moja dieta pójdzie w cholerę!-
zaśmiała się Toya.
-Zrobić ci kawy kotku?- zapytała Zoe.
-Jeśli możesz.
Wstała i zaczęła grzebać coś przy ekspresie.
-Widzę, że jesteś szczęśliwy- powiedziała Janet.
-Bardzo.
-Może przyjdziecie do nas jutro na obiad?- zaproponowała
mama- Joseph ją pozna i reszta twoich braci.
-Porozmawiam z nią jeszcze i dam ci wieczorem znać, dobrze?
-Dobrze synku. Nie ma pośpiechu- uśmiechnęła się do mnie.
Wizyta dziewczyn nie trwała długo. Posiedziały godzinkę i
poszły na zakupy. Typowe kobiety. Chociaż nie Zoe. Zoe wolała oglądać ze mną
filmy, niż przymierzać ciuszki.
-Moja mama zaprasza nas jutro na obiad- powiedziałem do
niej, kiedy byliśmy już sami- Pójdziemy?
-Z miłą chęcią.
-Serio? Myślałem, że się będziesz opierać.
-Nie, niby czemu? Ty już poznałeś moich rodziców, to teraz
moja kolej.
Podszedłem do niej i objąłem w pasie.
-Wiesz, że cię kocham?
-Coś mi się obiło o uszy- uśmiechnęła się chytrze.
Nachyliłem się i wtopiłem w jej usta. Zanim się obejrzałem
Zoe już siedziała na blacie kuchennym z jedną dłonią położoną na mojej piersi,
a drugą wplątaną w moje włosy.
-Uwielbiam się z tobą droczyć- mruknęła mi do ucha.
-Pamiętaj, że zaszczuty tygrys, to niebezpieczny tygrys-
szepnąłem…
*********************************************************************************
Mówiłam, że ta notka mnie pogrąży ;-;
masakra
Do następnego