wtorek, 15 grudnia 2015

Music is my life

April:
Kolejny dzień pracy w szkole. W prywatnej i drogiej szkole. Uczę klasy od 1 do 3. Czego ich uczę? Liczenia, pisania i innych podstaw. Niedawno odeszła nauczycielka muzyki pani Dorothy. Szkoda, bo była przemiłą kobietą i miała genialny słuch muzyczny. Niedługo mają zatrudnić kogoś nowego. Podobno ma być to jakaś gwiazda. Szkoła prywatna, to mogą sobie pozwolić, nieprawdaż? Mają fundusze, to czemu nie mają tego wykorzystać? 

*** 

Nadszedł ten dzień. Dzień, w którym moja klasa ma muzykę z nową osobą. Jestem wychowawczynią klasy 2D. Odprowadziłam ich od klasę i oddałam w ręce nowego nauczyciela. Znaczy... No nie do końca, bo go jeszcze nie było. Weszłam do klasy razem z nimi i kazałam zająć im miejsca. Oparłam się o biurko, zakładając ręce na klatce piersiowej. Patrzyłam nerwowo na zegarek oczekując przyjścia nauczyciela. Niepokoiło mnie jego spóźnienie. Gdy chciałam już wstać, do sali wbiegł zdyszany mężczyzna o długich, czarnych, kręconych włosach i w ciemnych oprawkach. Po co mu one były w budynku? Ubrany był w czerwoną koszulę i czarny mundur z odznaczeniami. Był dość młody jak na nauczyciela muzyki. Zazwyczaj trafiali nam się sami starsi ludzie. 
-Przepraszam za spóźnienie! Nie mogłem znaleźć sali. 
-To duża szkoła. Nie dziwię się panu. 
-Pani jest rodzicem?
-Nie. Jestem ich wychowawczynią 
-No tak, oczywiście... Tak myślałem. Znaczy... Nie myślałem, ale to była moja druga myśl... W sensie... 
Zachichotałam pod nosem. On spojrzał na mnie i się uśmiechnął. 
-Zostawiam ich pod pana opieką. Proszę uważać, bo to urwisy. 
-Oczywiście. Jakoś sobie poradzimy. 
Wyszłam z sali kierując się do pokoju nauczycielskiego. Ten nowy nauczyciel był bardzo przystojny. I młody. O dziwo. Jakie może mieć pojęcie o muzyce w tak młodym wieku? No, ale może się. Kto to wie? 

**************************************************
Kilka słów ode mnie. 
Nie dodałam tego sama z siebie. Zmuszono mnie. Mówiłam, że zamykam bloga i nie odwołuje tego, ale kilka osób prosiło mnie, by wstawić ten fragment więc to zrobię. 
Masz Marysia ty mendo i mnie nie denerwuj wiecej xd 

April : 

niedziela, 8 listopada 2015

Nowy blog !!

http://christian-grey-fanfiction.blogspot.com/
Oto nowy adres nowiutkiego bloga o CG :3 Nie bądźcie uprzedzeni jak na początek :D
Zapraszam

poniedziałek, 19 października 2015

Another Part Of Me #4

Witajcie. Nie mam za dużo czasu na rozpisywanie się, więc powiem tylko miłego czytania. 
*********************************************************************************
-Coś się stało?- zapytałem.
-Nie zupełnie, ale będę musiała wyjechać na jakiś czas z miasta.
-Co? Czemu?
-Nie mogę ci powiedzieć. Chcę tylko, żebyś wiedział.
-Ale na pewno wszystko gra?
-Tak- posłała mi słaby uśmiech- Połóż się spać. Jutro pewnie będziesz musiał pracować dalej.
-Masz rację. Ale ty też chodź.
Uniosła brwi.
-Nie dam ci tu siedzieć- wyciągnąłem do niej dłoń.
Złapała ją i poszliśmy spać. Położyłem się w pokoju gościnnym, a Triss u siebie. Chciałem wiedzieć, czemu wyjeżdża ale najwyraźniej nie chciała mi mówić. Szanowałem to. Zasnąłem szybko i spałem już spokojnie.

***
Obudziłem się wyspany i w świetnym humorze. Ubrałem się i zszedłem na dół. W kuchni unosił się zapach tostów i kawy.
-Dzień dobry- przywitałem się z uśmiechem.
-Dzień dobry Michael- odrzekła mama Triss, która w tym czasie parzyła kawę.
Podszedłem do niej, oparłem się biodrem o blat i posłałem jej uśmiech.
-Cześć.
-Cześć- spuściła wzrok na kubek, ale widziałem, że się uśmiechała. W tej chwili wszedł ojciec Triss.
-Zadzwoniłem już do mechanika. Będzie za jakąś godzinę.
-Dziękuję panu.
-Siadajcie dzieci. Śniadanie.
Usiadłem naprzeciwko Triss. Co jakiś czas zerkaliśmy na siebie ukradkiem. Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Jej tata otworzył drzwi i do salonu wszedł mechanik. Uścisnęliśmy sobie dłonie i poszliśmy do mojego samochodu.
-Zwarcie. Powymieniam panu tylko kilka rzeczy i będzie śmigał jak kiedyś.
Nie zajęło mu to więcej niż dziesięć minut. Zapłaciłem mu i zacząłem żegnać się z rodzicami Triss.
-Dziękuję, że państwo pozwolili mi przenocować.
-Nie ma sprawy. Miło nam było cię gościć. Wpadnij jeszcze kiedyś.
-Z przyjemnością.
Triss tylko przewróciła oczami z uśmiechem na twarzy. Jej rodzice zostawili nas na chwilę samych.
-Czyli przez jakiś czas się nie zobaczymy?
-Nie. Wybacz.
Uniosłem jej podbródek i pocałowałem ją w czoło.
-Muszę iść. Zadzwoń, jak wrócisz to umówimy się odnośnie pracy.
-Jasne.
Widziałem, że coś ją dręczy.
-Wszystko gra?
Posłała mi słaby uśmiech.
-Jasne.
Westchnąłem i wsiadłem do auta. Triss pomachała mi jeszcze na do widzenia.

TRZY TYGODNIE PÓŹNIEJ:
Triss ani razu się nie odezwała. Postanowiłem pojechać do niej do domu, sprawdzić czy wszystko w porządku. Zadzwoniłem i czekałem. W końcu otworzyła mi Triss.
-Michael?- zdziwiła się i przymknęła drzwi, tak, że rozmawialiśmy przez szparę.
-Cześć. Nie odzywałaś się, więc pomyślałem, że cię odwiedzę.
-Nie powinieneś tu przychodzić.
-Coś nie tak? Dziwnie się zachowujesz.
Nagle drzwi otworzyły się szerzej, a obok niej stanął jakiś mężczyzna. Objął ją ramieniem i zapytał:
-Witam. W czym mogę pomóc?
Zmarszczyłem brwi i zerknąłem na Triss. Odwróciła głowę ale widziałem, że była smutna. Znów zwróciła wzrok na mnie i pokręciła głową.
-W niczym. Zgubiłem się, przepraszam.
Uśmiechnął się.
-Nic się nie stało, a dokąd pan zmierza?
Uśmiechnąłem się słabo.
-Naprzód. Żegnam i jeszcze raz przepraszam.
Wsiadłem do auta i odjechałem. Krążyłem po mieście do wieczora. Coś z tym facetem było nie tak. Wydawał się miły, ale Triss na pewno nie była zadowolona z jego wizyty. Kiedy wjechałem do Neverlandu dostałem wiadomość od niej.

„Nie możemy się już widywać, nie mogę przychodzić do pracy i nie mogę o tobie myśleć. Zapomnij o mnie, proszę… „
Triss

Szybko zawróciłem samochód i wróciłem pod jej dom. Stanąłem dalej i czekałem, aż jej chłopak wyjdzie. Kiedy wsiadł do jakiegoś auta i odjechał ja wyszedłem dyskretnie i zapukałem do drzwi.
-Znów czegoś zapomniałeś?- usłyszałem, a po chwili w drzwiach stanęła Triss- Michael?
Chciała zamknąć drzwi, ale włożyłem nogę pomiędzy nie i wszedłem na chama.
-Triss! Chcę wiedzieć co się z tobą dzieje. Rzucasz pracę – okej, ale czemu nie możemy się widywać?
-Michael ja…
-Triss, kto to jest?
Spojrzeliśmy w stronę schodów, na których stała mała dziewczynka. Miała koło czterech lat, a w ręce trzymała misia i przecierała zaspane oczka.
-Meggie, kochanie. Idź spać.
-Co to za pan?
Triss spojrzała na nią, a potem znów na mnie.
-To tylko pewien pan. Sprawy dorosłych. Weź swojego misia i kładź się do łóżeczka, dobrze?
Pokiwała tylko grzecznie główką i poszła na górę. Triss założyła ręce na piersi i pokręciła lekko głową.
-Kto to był?- zapytałem.
Chwila ciszy.
-Moja siostra.
-A ten facet?
Nic nie mówiła.
-Triss?
-Nie chcę cię narażać…
-Na co?
-Nie mogę ci powiedzieć.

Z jej oczu pociekły łzy…

poniedziałek, 21 września 2015

Another Part Of Me #3

Wowowow. Coś tam napisałam. Moja ocena to takie marne 2/10. Okropny jest. MA SA KRA. Ostatnio nie mam wcale czasu na nic. W tygodniu nauka, a w soboty treningi i praca z jednym płochliwym koniem. Tylko niedziela mi zostaje a wtedy to nic mi się nie chce. Dlatego nie wiem kiedy będzie nn. I przepraszam, że taka krótka.
Pozdrawiam
*********************************************************************************

-Nie sądzisz, że będzie to trochę za długie? To przejście musi być krótsze, bo nie wpasuje się w słowa- od rana do teraz siedzieliśmy z Triss i komponowaliśmy. Na dworze robiło się już ciemno.
-Ale jak usunę ten dźwięk, to nie będzie miało tego czegoś.
-Michael. To będzie hit, bo ty to zaśpiewasz.
-Ale mimo wszystko musi być to idealne.
-Hm. To może zagramy to tak…
Zagrała ten kawałek, a ja wsłuchałem się uważnie.
-Masz rację. A teraz dodamy te półnuty i będzie idealnie!- zakrzyknąłem uradowany- Zrobiło się późno.
Triss zerknęła przez okno.
-Rzeczywiście. Powinnam się już zbierać.
-Odwiozę cię.
-Nie rób sobie kłopotu.
-To żaden kłopot. Z resztą i tak jadę w tę stronę- wcale tak nie było, ale jak inaczej miałbym ją przekonać?
-Niech ci będzie.
Zabrała nuty i swoją kurtkę i weszliśmy do mojego auta. Jechałem powoli, bo zaczynało padać, a w taką pogodę łatwo o wypadek. Odprowadziłem ją pod same drzwi.
-Wejdź na chwilę, bo pada- zaproponowała.
-Nie chcę ci się narzucać.
-Przestań. Zjesz z nami kolację i bez dyskusji- uśmiechnęła się do mnie.
Wszedłem za nią do domu i od progu poczułem zapach zapiekanki makaronowej.
-Mamo, już jestem!
-W kuchni!
-Chodź- nieoczekiwanie złapała mnie za rękę i zaciągnęła do kuchni- Mamo, przyprowadziłam mojego szefa na kolację.
-Aj tam zaraz, że szefa. Michael Jackson. Miło mi panią poznać- uścisnąłem dłoń jej mamy.
-Mi również. Triss nigdy nie sprowadzała nikogo na kolację, ale bardzo będzie nam miło, jak pan zostanie.
-Z ogromną radością i proszę mi mówić Michael.
-Mamo, a gdzie tata?
-Powinien zaraz wrócić.
I jak na zawołanie w drzwiach pojawił się jej ojciec.
-Cześć córciu, a to kto?- spojrzał na mnie.
-Mój nowy kochanek- przewróciła oczami, a ja uniosłem brwi i zacząłem się śmiać pod nosem.
-Następny? Niedługo już żaden nie zostanie. A tak na poważnie?
-A tak na poważnie to mój  szef.
Postanowiłem się sam zaafiszować.
-Michael Joseph Jackson. Miło mi pana poznać- podałem mu rękę.
-Mi również.
Staliśmy chwilę w ciszy, aż usłyszeliśmy:
-Kolacja!
Całą naszą trójką zasiedliśmy do stołu. Ja naprzeciwko Triss. W czasie jedzenia ciągle jej się przyglądałem. Kiedy to zobaczyła, zarumieniła się i spuściła wzrok. Po posiłku chciałem udać się do domu. Ubierałem płaszcz i Triss odprowadziła mnie do auta. Przekręciłem kluczyk raz i nic. Drugi, trzeci, czwarty… O cholera.
-Nie mogę odpalić- mruknąłem.
-Poczekaj, zawołam tatę.
Wysiadłem w tym czasie i podniosłem maskę auta. Podrapałem się po głowie i westchnąłem.
-Co się stało?- przyszedł jej tata.
-Auto nie chce odpalić.
-Zobaczmy.
Pochylił się nad moim audi R8 i zaczął coś grzebać. Spojrzeliśmy na siebie z Triss.
-Zwarcie w przewodach. Dzisiaj raczej nigdzie już nie pojedziesz. Przenocujesz w pokoju gościnnym, a jutro zadzwonię po mechanika.
-Chodź, pokażę ci, gdzie jest pokój- odrzekła Beatrice.
Posłusznie podreptałem za nią na górę. Stanęliśmy przed brązowymi, dębowymi drzwiami.
-To tutaj. Jakbyś czegoś potrzebował to jestem obok. Łazienka jest na końcu korytarza.
-Dziękuję, że mnie przenocujecie.
-To nic wielkiego. Ale jakbyś poczuł coś miękkiego obok siebie w łóżku, to może być kot.
-Dzięki za ostrzeżenie- zaśmiałem się.
Posłała mi uśmiech. Stanęła na palcach i pocałowała mnie w policzek.
-Dobranoc Michael.
-Dobranoc Triss.
Weszła do swojego pokoju onieśmielona, a ja poczułem się jakbym dostał skrzydeł. Tanecznym krokiem udałem się spać. Nie mogłem zasnąć przez godzinę, a potem obudziłem się w środku nocy. Poczułem, że mam sucho w ustach, więc postanowiłem się czegoś napić. Na fotelu zobaczyłem siedzącą osobę.
-Co tu robisz?- zapytałem, bo wiedziałem już kto to jest.
-O to samo mogłabym zapytać ciebie.
-Zachciało mi się pić- usiadłem na kanapie- Co się dzieje?
Spojrzała na mnie smutnymi oczami i pogłaskała kota, który leżał na jej kolanach.

-Muszę ci coś powiedzieć…


I jak? 

niedziela, 30 sierpnia 2015

Another Part Of Me #2

Druga notka z tej serii. Od razu mówię, że następna pojawi się dopiero wtedy, kiedy ta wykaże się zainteresowaniem. Mam napisane trochę do przodu, więc to zależy tylko od Was. 
Piosenka do notki:
Naprawdę warta przesłuchania :)
*********************************************************************************

Michael:
Ucieszyłem się, że Triss będzie u mnie pracować. Miałem dosłownie po dziurki w nosie profesjonalnych pianistów. Widzą tylko czubek własnego nosa. Grają świetnie, to prawda, ale nie mają tego czegoś, czego potrzebuję.
-I jak podpisywanie płyt?- zapytał Quincy, kiedy wieczorem wracaliśmy do hotelu.
-Świetnie. Tak, super…- ciągle myślałem o Triss.
-Halo- zobaczyłem dłoń przed oczami- Ziemia do pana Jacksona.
-C- co?- obudziłem się.
-Jesteś jakiś nieobecny.
-Wydaje ci się.
Już więcej nic nie powiedział. Z uśmiechem na ustach patrzyłem przez szybę limuzyny na światła latarni, które mijaliśmy. Przypominały małe, ruchome gwiazdki, które lecą do celu. Tego wieczoru niebo było wyjątkowo gwieździste. Żadna chmurka nie śmiała przysłonić tego pięknego widoku, który napawał moje oczy szczęściem i zachwytem. Szukałem różnych gwiazdozbiorów, które mogłem zobaczyć przez szybę. Wielka Niedźwiedzica, a obok Mała Niedźwiedzica. Smok, Lew, Strzelec. Ah, kosmos jest genialny. Taki fascynujący.
-A właśnie. Znalazłeś pianistę?
Na wspomnienie o pianistce, która mnie oczarowała, mój uśmiech stał się jeszcze szerszy.
-Oj tak. I zdaje mi się, że ją polubisz.
-Ją?
Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się jeszcze szerzej.
-MJ, co ty kombinujesz?
-Ja? Nic takiego- oj, gdybyś tylko wiedział jaka ona jest. Piękna, miła, spokojna… I urocza, kiedy się zawstydza.
-Pamiętaj, że jutro Tatiana przyjeżdża i macie próbę- przewróciłem oczami- Ej, mały. Co jest?
-Tatiana widzi we mnie tylko kawałek mięsa, w który może się wgryźć.
-Nie pasuje ci to?
-Nie! Mam dość tego, że kobiety zwracają uwagę wyłącznie na moją kasę, sławę i tyłek.
-Bo dobrze nim wywijasz.
-Ale ja chcę kobietę, która zobaczy we mnie człowieka, a nie Wielkiego Michaela Jacksona. Chcę być tylko Michaelem.
Objął mnie ramieniem i poklepał.
-Każdy by chciał taką drugą połówkę. Jeszcze taką spotkasz, zobaczysz.
Mój humor momentalnie się zmienił. Teraz byłem zdołowany tym, że mam wszystko, oprócz miłości. Takiej mężczyzny do kobiety. Mam kochających fanów i rodzinę, ale chciałbym mieć kogoś, do kogo będę mógł powiedzieć: kochanie, skarbie, kotku. Podjechaliśmy pod hotel. Wyszedłem z limuzyny i poszedłem do windy, która zawiozła mnie na samą górę do królewskiego apartamentu, który mi przydzielili. Rozwiązałem krawat i rzuciłem go niedbale na fotel, a ja zająłem miejsce na drugim siedzisku. Zdjąłem okulary, złożyłem je i położyłem delikatnie na szklanym stoliku do kawy. Nagle poczułem przypływ weny. Wziąłem długopis i kartkę i zacząłem pisać.

Chcę tylko leżeć przy tobie przez chwilę
Wyglądasz tej nocy tak pięknie
Twoje oczy są takie urocze
Twoje usta są takie słodkie
Wielu ludzi mnie nie rozumie
Dlatego, że w ogóle mnie nie znają
Chcę tylko cię dotknąć
I przytulić
Potrzebuję cię
Boże, jak ja cię potrzebuję
Tak bardzo cię kocham

Za każdym razem, kiedy wieje wiatr
Słyszę twój głos, więc
Wołam twoje imię
Szepty nad ranem
Nasza miłość świta
Niebo cieszy się, że przyszłaś

Wiesz, co czuję
To nie może pójść źle
Jestem taki dumny, że mogę powiedzieć: Kocham cię
Twoja miłość mnie upaja
Pragnę sobie poradzić
Tym razem na zawsze
Miłość jest odpowiedzią…

Zanim się obejrzałem miałem kawałek piosenki, ale byłem tak śpiący, że oczy same mi się zamykały. Poddałem się zmęczeniu i zasnąłem na fotelu.

***
Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okna, których wieczorem nie zasłoniłem. Wtedy zorientowałem się, że jestem w tych ubraniach, co wczoraj. Spojrzałem na zegarek. Ósma! Mam tylko godzinę! Szybko zerwałem się z fotela i pobiegłem do łazienki, wziąć prysznic i założyć świeże ubranie. Cholera! Z pokoju wybiegłem równo o wpół do dziewiątej. Na szczęście nie było korków i na miejsce dotarłem pięć minut przed czasem. Triss już tam czekała ze swoją torbą na ramię. Włosy rozwiewał jej wiatr, a ubrana była w sweter, długie jeansy i czarne trampki za kostkę. Podszedłem z uśmiechem do niej.
-Cześć- odrzekłem.
-Cześć- odpowiedziała grzecznie, zakładając kosmyk włosów za ucho.
-Ślicznie wyglądasz- skomplementowałem.
-Dzięki…
Oj, Michael przestań, bo zaraz nam się tu spali ze wstydu. Ty wredny człowieku, bez serca. Otworzyłem przed nią drzwi do studia.
-Zapraszam panią- uśmiechnąłem się.
Na jej twarzy też dostrzegłem cień uśmiechu. Wszedłem za nią i pokierowałem ją dalej, aż do Sali muzycznej, gdzie stał mój ulubiony fortepian. Czarny i błyszczący, robił ogromne wrażenie na pianistach.
-Zabieramy się do pracy?- zagadnąłem.
-Jasne.
Triss usiadła przy instrumencie i wyciągnęła papier do zapisywania nut.
-Masz jakiś zamysł na piosenkę?- zapytała mnie.
-Nie- zaśmiałem się.
-Jak to nie?
-Normalnie. Zawsze wymyślam na bieżąco, żeby nie zapomnieć melodii. A żeby coś wymyślić, to robię różne zwariowane rzeczy w tym studiu.
-Zwariowane? Co masz na myśli?
Uśmiechnąłem się tajemniczo i złapałem ją za dłoń.
-Chodź za mną.
Wbiegliśmy do schowka, gdzie schowane miałem swoje segway’e.
-Żartujesz?- zapytała.
-Nie- odpowiedziałem, zakładając kask- Trzymaj- rzuciłem jej drugi- Zaufaj mi.
Niepewnie założyła kask i wsiadła na segway. Zaczęliśmy jeździć po całym studiu. Kiedy po godzinie strzelaliśmy się pistolecikami na wodę, w mojej głowie pojawiła się melodia. Rzuciłem broń, złapałem Triss, przerzuciłem ją sobie przez ramię i pobiegłem do Sali z fortepianem.
-Co ty robisz?- zaśmiała się.

Posadziłem ją przy fortepianie, usiadłem obok i zacząłem grać. To, co działo się potem trudno jest opisać słowami…

I jak? Podobało się? Komentarze mile widziane :)
Pozdrawiam 

sobota, 29 sierpnia 2015

Another Part Of Me #1

Witajcie. Mówiłam, że kończę pisanie, ale dzięki (lub przez) pewną osobę, (ty już wiesz o kogo cho, Marysia) wzięłam się trochę za siebie i powiedziałam, że jak to opowiadanie wypali, to będę je prowadziła. Jak nie, to je zakończę. Zależy od Was. 
Dzisiaj nasz Mike ma urodziny. Wszystkiego najlepszego Michael. 
Bez zbędnych pierdół zapraszam do czytania. 
*********************************************************************************

Masz czasem wrażenie, że całe twoje opierało się na poddawaniu się? Że nie ważne co zrobisz, to i tak wyjdzie źle? Moi rodzice od lat strasznie się kłócą. Powód ich kłótni? To może być nawet najmniejsza pierdoła, jak nie sprzątnięty stół czy krzywe spojrzenie. Kiedyś zamykałam się w pokoju i płakałam cicho. Ale to było kiedyś. Jak jest dzisiaj? Hmm… W sumie nie wiele lepiej, aczkolwiek jest taka różnica, że kiedy oni zaczynają znów drzeć koty, ja wychodzę z domu na spacer albo do sklepu muzycznego, gdzie pracuje mój przyjaciel Louis.
-Beatrice! Chodź, czas na nas!- krzyczała mama z dołu.
Tak, to ja. Beatrice, jednak wolę, jak ludzie mówią mi Triss. Mam 20 lat, studiuję literaturę brytyjską, gram na pianinie, gitarze, perkusji,  interesuję się muzyką i jazdą konną. Status: singielka.
-Już idę mamo!
Chwyciłam torbę z nutami i pobiegłam na dół. Grałam sobie na zapleczu w sklepie muzycznym. Tam, gdzie nikt mi nie przeszkadzał. Droga zajęła nam pięć minut. Zazwyczaj chodzę tam pieszo, co zajmuje mi trzy razy tyle. Wyszłam z auta, otworzyłam drzwi sklepu i zawołałam:
-Louis! Przyszła twoja ulubiona pianistka!
-Już idę! Chcesz kawy?!
-Jasne!- odkrzyknęłam, przeglądając najnowszą dostawę płyt. Na jednej okładce był mężczyzna z czarnymi, kręconymi włosami w kurtce tego samego koloru, na której wisiały różnorakie sprzączki.
-Kto to?
Louis zerknął mi przez ramię.
-Michael Jackson. Jego ostatnia płyta sprzedawała się jak ciepłe bułeczki.
-Mówisz o „Thrillerze”?
-Zgadza się, mała. Przyjdzie dzisiaj do nas podpisywać płyty.
-O matko! Znowu tłumy!
-Ale przynajmniej trochę zarobimy- puścił mi oczko i poszedł za ladę, żeby podliczyć kilka rzeczy.
Wzięłam łyka kawy i zaczęłam wykładać najnowsze płyty, między innymi The Beatles, Metallica, Nickelback i takie inne. Zanim się obejrzałam była już czternasta.
-Louis, o której ma przyjść ten Jackson?
-Jakoś za chwilę. A co?
-Myślisz, że zdążę sobie jeszcze pograć na fortepianie?
-Jasne.
Wzięłam swoje nuty i udałam się na zaplecze. Rozsiadłam się wygodnie, przesunęłam palcami po klawiszach, wzięłam głęboki oddech i zaczęłam grać. Z każdą nutą udawałam się w inny świat. Świat, który był bez żadnej skazy. W nim pragnęłam się znaleźć.
-Triss! Triiiiiiss!!!- ktoś wyrwał mnie z tego pięknego stanu. To Louis.
-Co jest?
-Musisz mi pomóc. Przyjechał i zaczęła się istna corrida. Nie nadążam.
I po chwili spokoju. Kiedy tylko weszłam na główną salę, oślepił mnie blask fleszy i ogłuszył pisk fanek. Ale mimo tego zauważyłam go. Siedział przy stoliku w czarnym mundurze z odznaczeniami i w okularach przeciwsłonecznych. Szepnął coś do swojego ochroniarza, a ten wstał i krzyknął:
-Przerwa 15 minut dla pana Jacksona! Prosimy opuścić sklep!
Wszyscy pod eskortą dwóch goryli opuścili to miejsce, ale dalej stali pod sklepem, skandując jego imię. Usiadłam za ladą i zamówiłam prezent urodzinowy dla Louisa. Ten staruszek kończył już 22 lata. Chciałam, żeby ten podarunek miał w sobie trochę humoru. Zamówiłam mu więc różowy strój króliczka.
-Przepraszam.
Podniosłam wzrok.
-Tak?
Pan Jackson zdjął swoje oprawki i uśmiechnął się.
-Wie pani gdzie jest pan Louis?
-Zapewne siedzi na zapleczu, robiąc sobie szóstą kawę w dzisiejszym dniu.
-Nie wyspał się?
-Nie. To u niego normalne- odrzekłam odgarniając włosy z twarzy- A w czym mogę pomóc?
-Potrzebuję pianisty i pomyślałem, że są tu jakieś ogłoszenia. W końcu to sklep z najpiękniejszą rzeczą jaka istnieje. Z muzyką.
Zaczął  rozglądać się po ścianach, gdzie wisiały gitary i niektóre instrumenty dęte. Miałam okazję, żeby mu się przyjrzeć. Miał kruczoczarne włosy, które opadały mu lekko na ramiona, czekoladowe oczy i piękny uśmiech. Ubrany był w czarną marynarkę, koszulę krawat, czarne spodnie ze sprzączkami i buty na lekkim obcasie. Nagle nasze spojrzenia się spotkały. Odwróciłam wzrok, bo zapewne byłam cała czerwona, jak to u mnie bywa. Na szczęście przyszedł Louis, który był moim wybawieniem. Muszę temu chłopakowi postawić następnym razem piwo, jak będziemy w barze.
-Pan Jackson. Pomóc w czymś?- uśmiechnął się serdecznie.
-Właściwie to szukam pianisty i pomyślałem, że są tu jakieś ogłoszenia.
-Po co panu ogłoszenia. Lepiej pan trafić nie mógł. Ta oto śliczna dziewczyna świetnie sobie radzi z pianinem i fortepianem.
-Poważnie?- spojrzał na mnie, a ja podniosłam wzrok z ekranu komputera.
-Nie… właściwie to ja… Znaczy…- zaczęłam się plątać.
-Jest nieśmiała, ale wymiata na klawiszach jak nikt. I w sumie nie tylko na klawiszach- Louis, twoje piwo właśnie uciekło ci sprzed nosa.
Pan Jackson patrzył na mnie przez chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Kiedy się zawstydziłam, on uśmiechnął się i przygryzł dolną wargę.
-To w takim razie czy byłaby pani zainteresowana zatrudnieniem u mnie?
-Pan wybaczy, ale ja…- poczułam, jak Louis bierze mnie za ramię i odciąga na zaplecze.
-Co ty wyrabiasz?- pyta mnie- Taka okazja nie zdarza się dwa razy- zganił mnie.
-Ale Louis, ja mam pracę.
-Tak, tutaj zarabiasz osiemset dolarów miesięcznie, a tam będziesz zarabiała osiemset dziennie.
-No nie wiem…
-A ja tak- złapał mnie za ramiona i lekko potrząsnął- Jak ty się nie zgodzisz, to ja zrobię to za ciebie.
-Jesteś irytujący jak wrzód na tyłku.
-Wiem i za to mnie kochasz- wyszczerzył się.
-A żebyś wiedział.
Wyszliśmy zza zaplecza. Michael w tym czasie rozglądał się dalej po Sali.
-Przepraszam, że musiał pan czekać- odrzekł mój przyjaciel.
-Nic się nie stało. Więc co do mojej propozycji…
-Triss chętnie ją przyjmie, prawda?- objął mnie po przyjacielsku ramieniem.
-Tak. Zgadza się panie Jackson.
-Proszę, mów mi Michael- wyciągnął do mnie dłoń.
-Triss Lancaster- uścisnęłam ją.
Michael włożył rękę do wewnętrznej kieszeni munduru i wyciągnął z niej mały prostokącik.
-To moja wizytówka. Jakbyś czegoś potrzebowała to śmiało dzwoń.
-Dobrze, a o której się mam jutro stawić?
Uśmiechnął się, a w jego oczach dostrzegłam błysk. Błysk dziecięcej radości.
-Umówmy się o dziewiątej w studiu. Jak coś, to powołaj się na mnie.
-Dobrze. Dziękuję- posłałam mu słaby uśmiech. Czy był wymuszony? Nie. Był tylko bez wyrazu. Jak cała ja.
-Do jutra więc- ukazał mi swoje perełki. Uśmiech miał zniewalający. Nawet nie wiecie jak.
-Do jutra.

Założył swoje oprawki i wyszedł razem ze swoimi ochroniarzami, którzy czekali na zewnątrz przy wyjściu. Czeka mnie ciekawa przygoda. Oj, i to bardzo. 




Postacie:

                                                              Michael Jackson 27 lat

                                                        Beatrice "Triss" Lancaster 20 lat
                                                                    Louis Ross 25 lat
                                                                        

Kiedy chcecie następną? 
Pozdrawiam 

czwartek, 13 sierpnia 2015

The Way You Make Me Feel #8 KONIEC

Ostatni post z tej serii. Miałam nadzieję, że trochę ją rozwinę, ale nie daję już rady z pisaniem. Nie mam pomysłów. I to również koniec mojego udzielania się na tym blogu. Może od czasu do czasu wrzucę coś o Christianie ale to na innym. Niedługo go założę. Chcę podziękować tym, którzy wytrwali przez te wszystkie moje dokończone jak i nie dokończone opowiadania. Dziękuję z całego serca. Ten rozdział jest krótki. Chciałam, żeby zakończenie było porządne, a nie długie.
Zapraszam i jednocześnie do zobaczenia może jeszcze kiedyś.
~Bunia ;3
*********************************************************************************
Jodie:
Są takie chwile, kiedy nie myślisz o tym, co będzie dalej, tylko działasz. Tak właśnie było ze mną i Michaelem tamtej nocy. Rano obudziły mnie promienie słońca, wpadające przez szparę w roletach. Michael dalej spał. Jego usta były rozchylone, a włosy ułożone były w artystycznym nieładzie. Uniosłam się na łokciach i przejechałam palcem po jego skroni. Mruknął coś przez sen i wziął głęboki oddech. Wyszłam cicho z jego objęć, ubrałam jego koszulę i zeszłam na dół do kuchni. Tego dnia gosposia Mika przychodziła w porze obiadowej. Zaczęłam robić dla niego naleśniki nucąc pod nosem piosenkę Metallici – Sabra Cadabra. Nagle poczułam dotyk na biodrach.
-Hej. Już mi uciekłaś?- pocałował mnie w policzek.
-Pomyślałam, że zrobię ci śniadanie.
-Nie musiałaś, ale dziękuję. Pomóc ci w czymś?
-Możesz zrobić herbatę.
Po piętnastu minutach siedzieliśmy przy śniadaniu. Widziałam, że Michaela coś trapiło.
-Kochanie, co się dzieje?- zapytałam.
-Jutro wyjeżdżam w trasę.
-Słucham?!
-Nie bądź zła.
-Mam nie być zła?! Jak mam to zrobić?! Mówisz mi, że jedziesz w kilkumiesięczną trasę dzień po tym, jak się kochaliśmy!
-Przepraszam cię. Nie wiedziałem, że sprawy tak się potoczą…
Wstałam od stołu i poszłam do sypialni. Zamknęłam się w niej.
-Jodie! Otwórz, chcę porozmawiać.
-Zostaw mnie!
-Jestem samolubnym idiotą! Ale porozmawiaj ze mną, proszę!
-Odwal się Michael! Daj mi spokój!
-Jodie!
Próbował się do mnie dostać przez następne dziesięć minut, aż w końcu odszedł od drzwi, bo musiał jechać do studia. Wyszłam cicho z Neverlandu i poszłam do parku. Usiadłam na ławce i włożyłam ręce do kieszeni mojej skórzanej kurtki. Akurat niedaleko jakiś chłopak oświadczał się swojej ukochanej. Pomyślałam, jak bardzo ona musi być szczęśliwa. Szczerze? Przeraża mnie trochę wizja bycia czyjąś żoną. Nie wiem czy sobie poradzę, a nie chcę zawieść mojej drugiej połówki. Nie mogę być z Michaelem. On ma swoje życie i trasy. Ja jestem tylko kolejnym bagażem, który musi dźwigać. Dzisiaj to zakończę. Jak tylko wróci. Chodziłam tak po parku i mieście do wieczora. Kiedy wróciłam była dwudziesta. Mike jeszcze nie wrócił. Postanowiłam spakować swoje rzeczy do walizki. Kiedy znosiłam ją na dół, akurat wszedł Michael. Spojrzał na mnie, a w jego oczach była panika.
-Co robisz?- zapytał.
Nie odpowiedziałam.
-Zostawiasz mnie?
Spojrzałam na niego smutno.
-Dlaczego to robisz?
-Nie widzisz, że to nie może wyjść?- szepnęłam ze łzami w oczach.
-Czemu tak uważasz?
-Ty masz co chwilę trasy, nagrania, próby, wywiady, a ja… a ja ci tylko w tym przeszkadzam…
-Wcale nie. Nie przeszkadzasz mi.  Jodie, nie myśl tak.
-Wybacz Mike, ale to się nie uda…
Wyprostował się i przełknął ślinę.
-Na pewno tego chcesz?
-Nie, ale nie mam wyjścia.
Cisza.
-Mój szofer zawiezie cię do domu. A jutro ktoś przywiezie Castiela- powiedział cicho. Zbyt cicho.
Podeszłam do niego.
-Dziękuję Michael- pocałowałam go w policzek- Żegnaj.

Wzięłam walizkę i wyszłam. Przy drzwiach odwróciłam się jeszcze i spojrzałam na niego. Stał tyłem do mnie z rękami założonymi na biodrach. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam za sobą drzwi. Limuzyna już czekała. Zawiozła mnie pod dom i kiedy tylko zamknęłam się w sypialni, to z moich oczy łzy poleciały strumieniami. Żegnaj Michaelu. Zawsze będę o tobie pamiętać… 
KONIEC

wtorek, 21 lipca 2015

Don't let me go #8 KONIEC

To ostatni rozdział o Zoe i Miku. Dodaje go, bo nudziło mi się i go napisałam. Przepraszam, ze taki krótki. Wiem, ze nie umiem opisywać takich smutnych scen. :/ Wybaczcie. I nadrobię wasze blogi. Przepraszam Was za to, że nie komentowałam ani nic. Poprawię się. W każdym razie Enjoy!
*********************************************************************************

-Opiekuj się Chloe, dobrze?- powiedziała cicho Zoe, kiedy leżała w szpitalu na ostatkach sił.
-Obiecuję- płakałem. Chciałem to ukryć, ale Zoe mówiła mi, że uczuć nie wolno ukrywać. Dałem więc upust łzom- Będę za tobą tęsknić.
-Ja za tobą też kochanie. Ale obiecaj mi, że będziesz dzielny.
-Przyrzekam.
Spojrzała za okno i lekko się uśmiechnęła.
-To już czas Michael.
-Nie, Zoe. Błagam cię…
-Pocałuj mnie ostatni raz…
Nachyliłem się i przelałem w ten pocałunek wszystkie uczucia. Kiedy spojrzałem jej w oczy, widziałem, że cierpi.
-Zawsze będę cię kochać…- szepnęła.
-Ja ciebie też…
-Żegnaj Michael.
-Żegnaj Zoe…- płakałem coraz bardziej.
Zamknęła oczy, a ja usłyszałem tylko długi pisk maszyny. Oparłem głowę o skraj materaca i rozpłakałem się na dobre. Odszedł mój skarb. Moja mała Zoe. Wszedł lekarz, a ja nie wytrzymałem i opuściłem salę. Z całej siły uderzyłem pięścią w ścianę, po czym usiadłem na krześle i zakryłem twarz dłońmi.
-Wszystko będzie dobrze Mike- Janet objęła mnie ramieniem.
-Nic nie będzie dobrze…
-Teraz jest w lepszym miejscu.
-Cholera. Ja bez niej nie przeżyję… Kocham ją… Tak bardzo ją kocham…
-Wiem braciszku. Wiem… Ale ja ci pomogę. Jakoś przez to przejdziemy.

Wieczór:
-Mike, zjedz coś- mówiła moja mama.
-Nie jestem głodny.
-Od wczoraj nic nie jadłeś.
-Nie chcę… Idę do siebie.
Zamknąłem się w pokoju i usiadłem na parapecie, patrząc przez okno w dal. Słońce już prawie całkiem zaszło, a ja tęskniłem za Zoe. Drugiej tak silnej miłości już nie przeżyję. To była ta jedyna. Tak bardzo chcę się z nią zobaczyć… Z oczu zaczęły cieknąć łzy. Poczułem dotyk na ramieniu. Spojrzałem tam i zobaczyłem współczujący wzrok Janet. Przytuliła mnie i głaskała po włosach.
-Nie płacz Mickey. Zoe by tego nie chciała.
-Nie wiesz co by chciała.
Klęknęła przede mną, a ja spojrzałem jej w oczy.
-Wiem, że na pewno by nie chciała widzieć cię w takim stanie. Założę się, że stoi teraz obok ciebie i kręci głową myśląc: Oh, Mickey, Mickey. A mówiłam, żebyś za mną nie płakał. Musisz być silny.
-Nie masz pewności.
-Pewności nigdy nie mam. Ale wiem jedną rzecz. Ona na pewno bardzo cię kochała i nie chciałaby, żebyś ją rozpamiętywał. A jakby tu była, to skopałaby ci ten chudy tyłek za to, że się zaniedbujesz- zaśmiałem się przez łzy- Musisz się pozbierać Michael. Ja też za nią tęsknię. Był świetną osobą. Zejdź na kolację. Nie chcę, żebyś się zagłodził na śmierć. Pomyśl, że wtedy my będziemy przeżywać to, co ty teraz.
Otarłem łzy i kiwnąłem głową.
-Co chcesz do picia kochanie?- zapytała mama, kiedy siedziałem przy stole.
-Herbatę, poproszę- powiedziałem cicho.
Po chwili postawiła mi kubek przed nosem…

Rok później:
-Zapalisz znicz?- zapytałem Janet.
-Jasne.
Ja w tym czasie zamiatałem grób Zoe z liści i piachu oraz płatków kwiatów. Minął rok, a ja dalej strasznie za nią tęskniłem. To było nie do zniesienia. Już tak nie płakałem, ale czasem wieczorami siedziałem w pokoju i patrzyłem przez okno, wspominając wszystkie cudowne chwile z nią. Kochałem ją jak szalony i zawsze będę kochał. Zmieniła moje życie o 180 stopni. Kiedy tak patrzyłem na inne groby, zauważyłem, że przy jednym z nich, który leży niedaleko, stoi Zoe. Patrzyła na mnie i się uśmiechała. Z oczu pociekło mi parę łez. Wypowiedziałem bezgłośnie jej imię. Ona tylko pokiwała głową, uśmiechnęła się i zniknęła.
-Na co tak patrzysz?- zagadnęła Janet.
-Wiesz co, siostrzyczko? Miałaś rację. Zoe jest przy mnie i cały czas nade mną czuwa.
-I zawsze będzie. Nie zapominaj o tym.

Spojrzałem na nią i przytuliłem. Potem jeszcze raz zerknąłem w miejsce, gdzie zobaczyłem swoją ukochaną i wyszliśmy z cmentarza…


I jak? Wybaczcie, bo moim zdaniem wyszedł kiepsko :/ 
I zamierzam niedługo pisać FF o Christianie Grey'u. Oczywiście nie aż tak, jak jest oryginalnie napisane xd To będzie moja wizja. Tak tylko ogłaszam. 
Pozdrawiam 

środa, 24 czerwca 2015

Don't let me go #7

Witajcie.
Jak zwykle dodaję notkę o godzinie, gdzie wszyscy już śpią -,- Brawo dla mnie.
Ta notka mnie pogrąży. O matko, i to jak!
W każdym razie zapraszam.
*********************************************************************************
Kiedy piosenka się skończyła, Mike spojrzał mi w oczy.
-To teraz pora przeprosić Quincy’ego- uśmiechnęłam się.
Westchnął, ale grzecznie poszedł za mną, bo prowadziłam go za rączkę.
-Quincy?- mruknął Mike.
Jego przyjaciel odwrócił się do niego i założył ręce na piersi.
-Przepraszam. Zachowałem się jak dupek.
-A i owszem.
-Przepraszam też, że się upiłem.
-Nie gniewam się na ciebie. Ale musisz w końcu się wziąć w garść. Nie będę cię wiecznie niańczył.
-Pan nie. Ja tak- uśmiechnęłam się.
Michael spojrzał na mnie zdziwiony, a ja posłałam mu tylko uśmiech i wzruszyłam ramionami. Ujął moją twarz w swoje dłonie i mnie pocałował.
-Czyli, że…
-Tak Mike. Możemy spróbować.
Przytulił mnie do siebie.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę- wyszeptał mi na ucho.
-Wiesz, że będzie nam ciężko?
-Damy sobie radę skarbie. Nie martw się. Zamieszkasz u mnie?
-U ciebie?- zdziwiłam się.
-Tak. U mnie w Neverlandzie. Proszę. Będziemy wtedy blisko siebie.
Pokiwałam głową. Mike znów mnie pocałował.
-Od razu po bankiecie jedziemy do ciebie po rzeczy.

Wieczorem:
Leżeliśmy z Michaelem w jego sypialni i patrzyliśmy sobie wzajemnie w oczy.
-Kocham cię Zoe.
-Ja też cię kocham Mike…
Michael nachylił się nade mną, odgarnął włosy z twarzy i pocałował. Całował moje usta, policzki, czoło, szyję, dekolt i obojczyk. Rozpiął mi koszulkę i rzucił ją na ziemię. Jego usta zeszły na mój brzuch. Moje serce wywinęło koziołka ze szczęścia. Przewróciłam go na plecy i rozpięłam mu koszulę. Po kilku minutach nasze ubrania leżały kilka metrów od łóżka. Słyszałam tylko jego oddech i czułam jego dotyk. Nic innego do mnie nie docierało. Jezu, co ten facet ze mną robi? Przy nim odpływam, czuję się jak w bajce i za żadne skarby nie chcę się budzić…



Michael:
Zoe mi się oddała. To była najpiękniejsza noc mojego życia. W prawdzie byłem już w takiej intymnej sytuacji z kobietą, ale nie kochałem jej aż tak. Brooke… była piękną kobietą, ale to Zoe zawładnęła moim sercem. Ono bije dla niej. Z Brooke to był chyba tylko bezrozumny seks. Nic więcej. Szybki numerek i wychodziła. Czułem się jak męska prostytutka. I to biedna, bo nikt mi za to nie płacił. A Zoe? Każdy jej szept, westchnienie działało na mnie tak, że nie da się tego opisać. Satysfakcjonowało mnie to. Skończyliśmy koło 3 nad ranem. Opadliśmy na materac ciężko oddychając. Zoe położyła głowę na mojej piersi i uspokajała oddech.
-Nie zrobiłem ci krzywdy?- szepnąłem.
Pokręciła głową.
-Czemu nic nie mówisz?- zaniepokoiłem się.
Chwila ciszy.
-Bo jeszcze nikt nie doprowadził mnie do takiego stanu- uśmiechnęła się. Odpłaciłem jej się tym samym- Dobranoc Michael.
-Dobranoc skarbie.
Pocałowałem ją w czoło i sam zasnąłem. Następnego dnia otworzyłem oczy i uświadomiłem sobie, że Zoe nie ma w łóżku. Tak samo jak nie ma mojej czerwonej koszuli w pokoju. Ubrałem więc inną i zszedłem na dół. Już na schodach poczułem zapach naleśników. Wszedłem tam cicho i usiadłem na krześle. Zoe tańczyła przy blacie do muzyki z radia, robiąc kolejne placuszki. Oparłem głowę na ręce i uśmiechałem się do siebie. Nawet rozczochrana i w mojej dużej koszuli wygląda przepięknie. Odwróciła się i złapała za serce.
-Boże! Nie strasz mnie tak więcej!
-Ja tylko siedzę.
-Mhm. Pewnie specjalnie jesteś cicho jak mysz pod miotłą, co?
-Niby po co? Nie muszę się zakradać, bo i tak w nocy już wszystko widziałem.
-Świntuch i erotoman- zaśmiała się. Dostrzegłem rumieńce na jej twarzy.
Już chciałem jej coś odpowiedzieć, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Spojrzałem przez wizjer.
-Cholera! To moja mama i siostry!- szepnąłem do Zoe. Ona szybko pobiegła do sypialni, żeby się ubrać. Ja w tym czasie ich wpuściłem.
-Cześć mamo. Janet, Toya- kiwnąłem im głową.
-Witaj synku. Nie obudziłyśmy cię?
-Nie ale właśnie miałem siadać do śniadania. Macie ochotę?
-Nie. My już jadłyśmy, ale ty się nie krępuj.
-Zrobię wam herbatę.
Szybko zaparzyłem herbaty i postawiłem im w kuchni. W tej samej chwili zeszła Zoe. Ubrana już była w swoje ciuchy.
-Dzień dobry- przywitała się.
-Zoe! Znów się spotykamy- ucieszyła się mama.
-Miło panią widzieć.
-My się jeszcze nie poznałyśmy. Janet- podały sobie ręce.
-A ja La Toya. Miło mi cię poznać Zoe- obskoczyły ją jak lwice biedną gazelę.
Po chwili moja ukochana usiadła na moich kolanach. Miała zamiar zając miejsce obok, ale jej nie pozwoliłem.
-Jesteście razem?- zapytała Toya.
Kiwnąłem głową.
-Nie widzisz? Muszą być razem! Pewnie mają już co nieco za sobą- Janet puściła mi oczko.
-Janet!- upomniała ją mama- Mike się pewnie nie spieszy i…- nie dokończyła, bo zobaczyła mój wzrok- Janet ma rację?
Zarumieniliśmy się oboje i potwierdziliśmy.
-Widzisz? Po co mają się ograniczać, skoro naprawdę mocno się kochają?
-Kochasz Michaela?- to pytanie było skierowane do Zoe.
-Kocham pani syna, jak nikogo innego.
Spojrzałem na nią i ją pocałowałem. Miałem gdzieś, że wszyscy się patrzą.
-Ooooo- westchnęła Janet- Jakie to słodkie.
-Jak będą sobie tak słodzić, to znowu moja dieta pójdzie w cholerę!- zaśmiała się Toya.
-Zrobić ci kawy kotku?- zapytała Zoe.
-Jeśli możesz.
Wstała i zaczęła grzebać coś przy ekspresie.
-Widzę, że jesteś szczęśliwy- powiedziała Janet.
-Bardzo.
-Może przyjdziecie do nas jutro na obiad?- zaproponowała mama- Joseph ją pozna i reszta twoich braci.
-Porozmawiam z nią jeszcze i dam ci wieczorem znać, dobrze?
-Dobrze synku. Nie ma pośpiechu- uśmiechnęła się do mnie.
Wizyta dziewczyn nie trwała długo. Posiedziały godzinkę i poszły na zakupy. Typowe kobiety. Chociaż nie Zoe. Zoe wolała oglądać ze mną filmy, niż przymierzać ciuszki.
-Moja mama zaprasza nas jutro na obiad- powiedziałem do niej, kiedy byliśmy już sami- Pójdziemy?
-Z miłą chęcią.
-Serio? Myślałem, że się będziesz opierać.
-Nie, niby czemu? Ty już poznałeś moich rodziców, to teraz moja kolej.
Podszedłem do niej i objąłem w pasie.
-Wiesz, że cię kocham?
-Coś mi się obiło o uszy- uśmiechnęła się chytrze.
Nachyliłem się i wtopiłem w jej usta. Zanim się obejrzałem Zoe już siedziała na blacie kuchennym z jedną dłonią położoną na mojej piersi, a drugą wplątaną w moje włosy.
-Uwielbiam się z tobą droczyć- mruknęła mi do ucha.

-Pamiętaj, że zaszczuty tygrys, to niebezpieczny tygrys- szepnąłem…
*********************************************************************************
Mówiłam, że ta notka mnie pogrąży ;-;
masakra
Do następnego 

wtorek, 23 czerwca 2015

Don't let me go #6

Witajcie. Rok szkolny się kończy i chyba wszyscy się cieszymy, prawda? Macie jakieś plany na wakacje? Ja mam 2 obozy konne, doskonalenie jazdy, elementy woltyżerki i westernu (mam nadzieję) i wyjazdy z tatą. Pierwszy miesiąc będę u mamy, a drugi u taty. Pewnie szybko minie :/
A jak z Wami? Pochwalcie się ;)
Zapraszam do czytania
*********************************************************************************

Miesiąc później:
-Nigdy nie mówiłeś, że grałeś w koszykówkę.
-Jakoś nie specjalnie chciałem się tym chwalić.
Byłam akurat z Christianem na spacerze i opowiadaliśmy sobie różne ciekawostki z życia.
-Ale miałeś jakieś sukcesy?
-Kilka pucharów i medali. Nic wielkiego.
-Ja nawet do kosza trafić nie umiem.
-Oj nie przesadzaj.
-A teraz co? Gdzie pracujesz?
Uśmiechnął się do mnie.
-Mam swoją firmę.
-Czyli rozumiem, że nie narzekasz na brak pieniędzy?- zaśmiałam się.
-Na szczęście nie. A właśnie. Chciałabyś pójść ze mną na bankiet? Oczywiście jako przyjaciółka.
-Kiedy?
-Jutro wieczorem.
-Jesteś pewien?
-Jak najbardziej- uśmiechnął się szeroko.
-Z miłą chęcią więc- również się uśmiechnęłam.

Dzień bankietu:
Stałam przed lustrem w prostej sukience z wycięciem przy nodze, kiedy usłyszałam pukanie.
-Zoe. Przyszedł Christian- to była mama.
-Poproś go do mnie, proszę.
Kiwnęła głową i wyszła. Po chwili przyszedł mój gość z rękami w kieszeniach i rozpiętą marynarką. Spojrzał na mnie i pokiwał głową.
-Pięknie wyglądasz.
-Dziękuję. Ty również.
-Jesteś spięta?
-Tak. To mój pierwszy bankiet. Nie boisz się, że narobię ci wstydu?
-W żadnym razie. Idziemy?- podał mi ramię.
-Idziemy- westchnęłam i je ujęłam.
Otworzył mi drzwi jego czarnej limuzyny, po czym usiadł obok mnie. Droga wcale nie była długa. Miałam wrażenie, że ta limuzyna to tylko dla szpanu. Eh, faceci.
-Kto tam będzie?- zapytałam.
-Dużo ludzi. Właściciele firm, muzycy, aktorzy…
-To co ja tam będę robić?
-Będziesz mi towarzyszyć- puścił mi oczko.
-Myślisz, że się tam odnajdę?
-Jak najbardziej. Nie martw się. Będę ciągle blisko ciebie.
Nie wiem czemu, ale te słowa nie zrobiły na mnie większego wrażenia. A powinny. Tak sądzę. Muszę przyznać, że Christian był cholernie przystojny. Ale moje serce skradł ten brązowooki mężczyzna z czarnymi lokami i pięknym uśmiechem. Jednak mam nadzieję, że ułoży sobie życie po swojemu. Nie chcę, żeby patrzył jak odchodzę z tego świata. To takie depresyjne.
-Zoe. Wszystko w porządku?
-Tak. Chyba tak. Tylko się stresuję.
-Nie martw się. Będzie dobrze- złapał mnie za rękę.
Po kilku minutach byliśmy już na podjeździe. Spóźnieni dobredwie godziny, jak to w zwyczaju Christiana. Wyszedł jako pierwszy i pomógł mi wysiąść. Już na wejściu poznałam kilka twarzy. Byli tam: Leonardo DiCaprio, Kate Winslet, Cher, Elizabeth Taylor i Diana Ross. Reszcie się nie przyjrzałam, ale oni akurat rzucili mi się w oczy. Weszliśmy głębiej. Wtem Christiana zaczepił jakiś Biznesmen. Ja zaczęłam się rozglądać po Sali.
-Michael! Ogarnij się! Od kiedy ty pijesz?- usłyszałam. Głos dochodził od strony barku. 
-Daj mi spokój Quincy!
-Nie dam ci spokoju mały! Weź się w garść. Musisz żyć dalej. Znajdziesz sobie kogoś innego!
-ALE JA NIE CHCĘ NIKOGO INNEGO! JA CHCĘ ZOE! JA JĄ KOCHAM!
-Christian, zaraz wrócę- szepnęłam mu na ucho.
-Dobrze. Ja będę niedaleko.
Kiwnęłam głową. Poszłam w kierunku Michaela. Dotknęłam jego ramienia.
-MÓWIŁEM, ŻEBYŚ DAŁ MI SPOKÓJ!- warknął, siedząc dalej na stołku ze szklanka Whisky. 
Zabrałam dłoń.
-Przepraszam. Nie chciałam ci przeszkadzać…- odwróciłam się i zaczęłam odchodzić.
Nagle usłyszałam dźwięk odsuwanego krzesła i ktoś obrócił mnie do siebie. To był Mike. Miał czerwone, podkrążone oczy, rozwiązany krawat i z lekka rozchełstaną koszulę. Wyglądał, jakby zobaczył ducha.
-Zoe…?
Pokiwałam głową.
-Boże, Michael. Co ty ze sobą zrobiłeś?
Zawstydził się, bo spuścił głowę i się nie odezwał. Podniosłam jego wzrok, ujmując go za podbródek.
-Michael. Musisz o mnie zapomnieć. I tak niedługo umrę.
-Proszę… Nie mów tak- widziałam łzy w jego oczach- Ja cię kocham i chcę spędzić z tobą ostatnie chwile. Wiesz ile nocy nie przespałem myśląc o tobie? Tęskniłem za tobą cały ten czas… Nie raz płakałem i prosiłem Boga, żeby wszystko było dobrze. Tak cholernie mi ciebie brakuje.
Przytuliłam go. Objął mnie mocno, mocząc mi łzami ramię. Ale nie obchodziło mnie to.
-Chodźmy do łazienki. Ogarniemy cię jakoś.
Pokiwał tylko lekko głową. Wzięłam go za rękę i udaliśmy się do łazienki. Wzięłam chusteczkę i zaczęłam wycierać mu łzy i mokre policzki. Potem zawiązałam mu krawat i poprawiłam koszulę.
-Jesteś niemożliwy Piotrusiu.
Uśmiechnął się słabo. Kiedy wyszliśmy z łazienki puścili wolną piosenkę.
-Zoe. Zatańczysz ze mną?
-Mike… Ja…
-Proszę… Jeden taniec…
Spojrzałam w jego smutne oczy i pokiwałam głową. Ujął moją dłoń, a drugą objął mnie w talii i przycisnął do siebie.
-Wiesz, że alkohol, to nie rozwiązanie, prawda?- mruknęłam mu do ucha.
-Tak. Ale kiedy ciebie nie ma to wariuję. Nie radzę sobie z tym.
-Będziesz musiał.
-Nie rozmawiajmy teraz o tym. Nacieszmy się chwilą.

Spojrzałam w kierunku Christiana. Siedział i uśmiechał się do mnie. Ja również uśmiechnęłam się do siebie i wtuliłam twarz w tors Mika ciesząc się jego bliskością… 
*********************************************************************************
I jak? Wybaczcie za ten rozdział. Jak zwykle mi nie wyszedł. 
Przepraszam za błędy. 
~Panda ;3 

sobota, 20 czerwca 2015

Odpowiedzi:

Oto post z odpowiedziami, który obiecałam.

Pytania od I'm Unbreakable:
1.Drugie imię?
-Nie posiadam owego drugiego imienia.
2.Ile lat jesteś fanką MJ?
-Hm. Tak mniej więcej 5-6 lat.
3.Dlaczego on?
-Dlaczego Michael? Bo urzekł mnie swoim głosem, tańcem, pomysłami, klipami i tekstami piosenek. Oraz dlatego, że był świetnym człowiekiem.
4.Ulubiona piosenka Mike?
-Man In The Mirror.
5.Słuchasz jeszcze kogoś oprócz MJ, jak tak to kogo?
-O matko. Się nazbierało. Więc tak:
Lordi
Slipknot
Nickelback
Metallica
Covery Boyce Avenue
BVB (rzadko ale słucham)
6.Masz ulubiony słodycz? Jaki?
-Hm. Jakiegoś super ulubionego to nie mam. Ale lubię Kinder Joy'e XD

Pytania od BASIA~FANKA~MJ:
1.Kiedy kolejny rozdział?
-Odpowiedź jest prosta. Kiedy będzie gotowy :)
2.Czy twoje opowiadania będą miały dużo rozdziałów, jak tak to mniej więcej ile planujesz, a jak nie to dlaczego?
-Moje opowiadania będą średnie. Nie chcę, żeby jedno ciągnęło się 2312251451 Lat. Ile części będą miały? Tego to sama nie jestem pewna. Nie umiem na to odpowiedzieć.

Pytania od The Smille:
1.Jakie masz podejście do świata?
-Trochę negatywne i pesymistyczne. Mam swoje powody, ale nie nadają się na wymienianie ich. 
2.Czego się boisz?
-Odejścia kogoś bliskiego. Tego już nie zniosę.
3.Gdzie widzisz siebie w przyszłości?
-Siebie widzę na koniu na torze wyścigowym :3 (ah, marzenia)
4.Ostatnie odkrycie muzyczne?
-Boyce Avenue <3 Uwielbiam jego Covery. 


A tu filmik dla zainteresowanych jazdą konną. Galopuję sobie na Landrynce xd To koń, który ma problem z galopem, więc idzie średnio. 
Enjoy :)

czwartek, 18 czerwca 2015

Don't let me go #5

Tak oto przedstawiam Wam nowy rozdział. Długo go nie wstawiała, ale ostatnio kompletnie nie mam weny. Post z odpowiedziami powinien pojawić się do końca tygodnia, także, jeżeli macie jeszcze jakieś pytania do mnie to śmiało piszcie.
Zapraszam i przepraszam za jakość i długość
*********************************************************************************

Usiadłem koło jej łóżka nic nie mówiąc. Ona po chwili odwróciła wzrok i westchnęła.
-Dlaczego nie możesz dać mi spokoju?- zapytała.
-Bo cię kocham.
-Ale ja umrę. To powinno cię odstraszyć- spojrzała na mnie, a w jej oczach było pełno łez.
-Ale nie odstrasza- złapałem jej dłoń.
-Proszę. Daj mi spokój… Zachowuj się, jakbyśmy się nigdy nie poznali… Nie zwracaj na mnie więcej uwagi, nie próbuj się kontaktować… Odejdź i zapomnij…
Zasmuciłem się i bez słowa wyszedłem z Sali, jak kazała. Po drodze spotkałem jej mamę, która wracała z gabinetu lekarki Zoe.
-I jak Michael? Porozmawialiście sobie?
Spojrzałem na nią smutno.
-Było mi bardzo miło panią poznać, ale… Zoe nie chce mnie już znać, także to chyba nasze ostatnie spotkanie…
-Rozstaliście się?
Westchnąłem.
-Jeżeli można to tak nazwać. Dziękuję za wszystkie rady i… czy mogłaby mi pani powiedzieć, kiedy wypiszą Zoe ze szpitala? I jak się wtedy będzie czuć?
-Oczywiście, ale… może coś jeszcze da się zrobić… Może przeżywacie tylko chwilowy kryzys…- spojrzała na mnie smutno. Nie chciała, żebyśmy się rozstawali.
-Nic się nie zrobi. Zoe jest dla mnie ważna i szanuję jej decyzję. Także żegnam panią i niech pani zajmie się tym uparciuchem- lekko się uśmiechnąłem, po czym ruszyłem do wyjścia.  Zaczęło właśnie padać. Pogoda bardzo pasowała do mojego nastroju. Wsiadłem do samochodu, spojrzałem jeszcze raz w okno Zoe, odpaliłem silnik i pojechałem do domu…

Zoe:
Było mi ciężko po tym, co powiedziałam, ale nie chcę, żeby widział, jak umieram. To takie dołujące, kiedy wszyscy nad tobą skaczą, a ty masz świadomość, że to tylko przedłuży twoje męki i najlepiej by było, jakbyś umarła od razu nie ciążąc im. A szczególnie temu jedynemu. Czy Michael nim był? Kiedy był blisko mnie, to czułam motylki, kiedy mnie całował, to serce biło mi szybciej, więc chyba tak. Był tym jedynym. Ale zasługuje na dziewczynę, która da mu potomstwo i będzie go kochać do końca życia. A to nie oznacza kilka miesięcy, tylko całe lata. Kiedy tak rozmyślałam o tym wszystkim, do Sali weszła mama.
-Cześć słonko. Jak się czujesz?
-Okropnie.
-Boli cię coś?
Patrzyłam smutno w ścianę i nic nie mówiłam.
-Podobno rozstaliście się z Michaelem.
-Skąd wiesz?
-Szłam akurat do ciebie, kiedy wychodził. Był smutny.
-„Jeżeli go kochasz, daj mu odejść”…
-Jeżeli go kochasz, to daj mu być szczęśliwym- zagadnęła mama.
-I będzie. Ale z kimś innym.
-Uparta po dziadku- pokręciła głową z uśmiechem- Zrobisz co uważasz za słuszne, ale Mike bardzo cierpi, kiedy nie ma cię przy nim.
Po tych słowach nie odezwałam się już wcale…

Michael:
Przyjechałem do domu i pierwsze co zrobiłem, to sięgnąłem po butelkę z Whisky. Wypiłem takie dwie i już nie mogłem ustać na nogach.
-Michael! Co ty wyrabiasz?!- usłyszałem Janet.
-Pije sobie… Nie widać…?
-Co się z tobą dzieje?! Nigdy nie lubiłeś alkoholu!
-Zoe mnie nie kocha…
-Zoe Campbell?
-Tak… Byliśmy razem… A teraz już nie jesteśmy- mamrotałem pijany.
-Ale czemu?
-Bo… ona nie chce, żebym widział, jak umiera…
-To ona jest chora?
Mimo, że byłem pijany, to rozumiałem co do mnie mówiła.

-Najlepiej będzie jak teraz pójdziesz się położyć i jutro porozmawiamy- westchnęła.
Janet zaprowadziła mnie do pokoju i przykryła kołdrą. Następnego dnia zastałem ją w kuchni.
-Cześć panie Kac.
-Janet. Błagam cię.
-Opowiedz mi w takim razie o co chodzi z Zoe.
Usiadłem przy blacie kuchennym na barowym stołku, westchnąłem i odrzekłem:
-Jestem w niej zakochany. I to bardzo. Ale ona mnie odrzuciła, bo jest chora i nie chce, żebym cierpiał jak odejdzie.
-Też bym tak zrobiła na jej miejscu. Posłuchaj. Rozumiem, że ci jest ciężko, ale to nie powód, żeby się upijać, tak? Dasz sobie jakoś radę i jeszcze będziecie razem.
-Uwierz mi, że chciałbym.
-Ale nie lataj tak za nią na siłę. Daj jej trochę odetchnąć. Ona potrzebuje spokoju i ciszy, żeby wszystko przemyśleć.
-Boję się, że do mnie nie wróci.
-Wróci, wróci. Nie martw się braciszku. A teraz wybacz, ale muszę lecieć.
-Dokąd?
-Ammm… Na spotkanie. Pa!

Pokręciłem głową z uśmiechem. Janet jest szalona, ale to moja siostra i kocham ją. Zawsze kiedy jest mi smutno, to podnosi mnie na duchu, za co jestem jej wdzięczny i wie, że może na mnie zawsze liczyć.

Zoe:
Siedziałam sobie sama w Sali, kiedy usłyszałam dźwięk otwierania drzwi.
-Christian?- zdziwiłam się. Christian to był mój były chłopak. Trochę starszy, ale mimo tego, byliśmy kiedyś razem- Co tu robisz?
-Przyszedłem cię odwiedzić. Tęskniłem za tobą.
-Przecież nie jesteśmy już razem.
-Wiem, ale to nie zmienia faktu, że cię kocham. Mimo to, rozumiem, że między nami nic już nie będzie. Szanuję twoją decyzję. Chcę być chociaż twoim przyjacielem.
-To masz jak w banku- uśmiechnęłam się.
-A jak się czujesz?
-Szczerze to kiepsko.
Złapał mnie za rękę i ją ucałował.
-Przykro mi to słyszeć. Będzie dobrze. Wyliżesz się z tego.
-Wątpię w to. Ale miło, że tak mówisz.
Posłał mi swój zniewalający uśmiech.
-Ale chyba gryzie cię coś jeszcze, prawda?
Spuściłam wzrok.
-Ej. Mi możesz powiedzieć wszystko.
-Poznałam pewnego chłopaka… I ja go kocham, ale nie chcę, żeby widział, jak umieram, więc go odrzuciłam…
-Na pewno to zrozumie.
-Wiesz co? Cieszę się, że jednak jesteś.
-Też się cieszę księżniczko…



*********************************************************************************
A tak wygląda Christian:
Wybaczcie, ale nie mogłam się powstrzymać <3 Ostatnio mnie to wciągnęło, a Jamie chcąc nie chcąc trzeba przyznać, że jest mega ^^ I pasowało mi do niego imię Christian, więc je zostawiłam xd
Do zobaczenia

środa, 17 czerwca 2015

Post do pytań

Dawno mnie tu nie było. Ale mniejsza. Tak jak mówiłam zamiast kolejnej notki specjalnej z opowiadaniem będzie Q&A. W tym poście możecie zadawać mi pytania, a ja na nie odpowiem. Moga byc związane z końmi, Michaelem lub innymi tematami. 
Pozdrawiam 

niedziela, 7 czerwca 2015

Don't let me go #4

Udało mi się napisać przed poniedziałkiem. Uff. Wystrzeliło nam 6000 wyświetleń, ale może tym razem zrobię specjalną notkę typu Q&A? Możecie mi zadawać tyle pytań ile chcecie, a ja na nie odpowiem w notce. Bo tak szczerze, to nie mam pomysłu na nowe opowiadanie.
W każdym razie zapraszam na notkę, która moim zdaniem się nie udała. Wyszła okropnie. :c No ale... Enjoy.
*********************************************************************************
-Jeszcze chwilę- szeptałem do Zoe, kiedy podawali jej leki i robili następne bolesne zastrzyki. Trzymaliśmy się za ręce i patrzyliśmy wzajemnie w oczy.
-Niech to się już skończy- syknęła z bólu.
-Ostatni zastrzyk- oznajmił lekarz- Gotowe. Ma pan dzielną dziewczynę.
Uśmiechnąłem się do niej i pocałowałem w czoło.
-Zalecam pani dużo świeżego powietrza. Dobrze to pani zrobi.
Lekarz napisał nam zalecenia i wróciliśmy do domu.
-I jak córeczko?- zapytał tata.
-Dobrze. Lekarz kazał mi być na świeżym powietrzu.
-To może pojedziemy jutro na ryby? Dawno razem nie byliśmy.
-Super pomysł.
-Zoe- szepnąłem.
-Hm?
-Ja… nie umiem łowić ryb…
-Spokojnie. Wszystkiego cię nauczę- jej tata poklepał mnie po ramieniu.

Następnego dnia:
Zoe:
Ja siedziałam sobie spokojnie, kiedy tata uczył Michaela zarzucać wędkę. Był taki nieporadny, ale jednocześnie słodki. Tata poszedł na chwilę do samochodu po kanapki, a ja podeszłam do Mickeya. Zarzucił akurat wędkę i oboje wpadliśmy do wody, na szczęście było jej po kolana. Zaczęliśmy się śmiać. Mike na wpół leżał, a ja siedziałam na nim. Pocałowałam go w usta, lecz nagle na jego kolana wskoczyła ryba. Zaczęliśmy się śmiać.
-Zostawić was samych na pięć minut i jak to się kończy?- usłyszeliśmy mojego tatę.
-Ale przynajmniej mamy rybę!- krzyknęłam ze śmiechem.
Wstaliśmy z Michaelem i wróciliśmy wszyscy do domu.
-I jak było?- zapytała mama.
-Te gołąbeczki wpadły do wody, więc sama widzisz- mruknął tata.
-Ja będę się zbierał do domu- powiedział Mike.
-Odprowadzę cię do drzwi.
Wyszliśmy na zewnątrz.
-Kiedy masz następne badania?- zapytał mnie.
-Za dwa dni…- posmutniałam.
-Hej. Księżniczko, co jest?
-To tak strasznie boli- Michael wziął mnie w objęcia i pozwolił się wypłakać. Głaskał mnie po włosach i uspokajał- Ja chcę już nie żyć…
-Nie mów tak. Obiecałem, że ci pomogę. Będzie dobrze.
-Nic nie będzie dobrze. Mogłam zdechnąć w tej ciemnej uliczce z Grenem, który pewnie najpierw by mnie zgwałcił, a potem pobił, albo na odwrót! Jestem tylko cholernym ciężarem dla ciebie, dla rodziców, dla Chloe! Nikt nie chce znać osoby, która ma świadomość, że zaraz umrze!- szlochałam- Najlepiej będzie, jak o mnie zapomnisz…
-Co?
-Słyszałeś. Nie dzwoń, nie pisz, nie proś o spotkanie. Zachowuj się tak, jakbyśmy się nie znali.
-Nie spławisz mnie.
-Skoro nie chcesz zrobić tego dla siebie, to zrób to dla mnie.
Zaczęłam się wycofywać do domu, zostawiając Michaela samego na chodniku. Kiedy zamknęłam drzwi wejściowe, zaczął dobijać się do domu, wołając moje imię.
-Wybacz Mike… Ale ja nie chcę już żyć…  
Szybko pobiegłam do łazienki, wyciągnęłam żyletkę i zaczęłam nacinać skórę na przedramionach,
coraz głębiej i głębiej, aż czułam, że zaraz zasnę. Ostatnie co usłyszałam to był huk i głos Michaela.
-Zoe!

Michael:
Jej rodzice mnie wpuścili, a drzwi do łazienki musiałem wyważyć. Całe szczęście, że to zrobiłem, bo znalazłem Zoe, leżącą w kałuży krwi. Szybko owinąłem jej rany ręcznikiem i zawiozłem do szpitala, bo karetka mogłaby być za późno. Jej rodzice jechali ze mną. Mama Zoe siedziała z nią na tylnym siedzeniu i trzymała ręcznik na jej przedramieniu, żeby nie straciła za dużo krwi. Pod szpitalem zaparkowałem niedbale, wyskoczyłem z auta, wziąłem ją na ręce i szybko pobiegłem do środka.
-Pomocy!- krzyczałem na wejściu.
-Co się stało?- przybiegła do mnie jakaś lekarka.
-Podcięła sobie żyły. Zatamowałem krwawienie ręcznikiem… przynajmniej próbowałem.
-Dobrze pan zrobił. Bierzemy ją teraz na salę. Chris, pomóż mi.
Ten mężczyzna przejął ją i oboje udali się korytarzem do Sali, a ja zaraz a nimi. Usiadłem pod pomieszczeniem, gdzie próbowali uratować mój skarb. Łzy mimowolnie zaczęły lecieć mi z oczu, za co skarciłem się w myślach.
-„Faceci nie płaczą, mięczaku”- słyszałem głos mojego ojca. Te słowa dalej siedziały mi w głowie, mimo, że minęło tyle lat, od kiedy je wypowiedział. Nagle poczułem dotyk na ramieniu. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem mamę Zoe.
-Dziękuję, że jej pomagasz. Wiele dla niej znaczysz.
-Zanim się pokaleczyła, to powiedziała, że nie możemy się już spotkać i mam zapomnieć- pociągnąłem nosem.
-Postaw się na jej miejscu. Chciałbyś być blisko z kimś, kogo kochasz, mając świadomość, że umrzesz i zostawisz tę osobę samą? Zoe nie chcę ci tego robić, dlatego próbuje cię od siebie odsunąć, żebyś tak nie cierpiał.
-I tak będę.
-Ja i ty to wiemy. Ale ona może zrobić tylko to. Jej szanse na wyzdrowienie są małe. Potrzeba cudu, ale mimo to walczyła do tej pory. Dzisiaj w niej coś pękło.
-Kocham ją i nie chcę się od niej izolować.
-Wiem Michael. Ona też cię kocha. Mimo tego, co mówi, to jej serduszko bije dla ciebie. Jestem jej matką i umiem poznać, kiedy jest szczera, smutna, wesoła, zdesperowana, zakochana czy zła. I najważniejsze - kiedy kłamie.  Ona jest uparta, więc żeby coś osiągnąć, ty musisz się jej postawić. Ona nie odrzuci cię, ani nie okrzyczy, a zrozumie twoją troskę i będzie ci wdzięczna.
Uśmiechnąłem się do niej, kiedy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi.
-Co z nią pani doktor?- wyrwałem się.
-Pan z rodziny?
-Nie…
-Ja jestem jej mamą- stanęła obok mnie.
-Dobrze. Więc tak: nie straciła za dużo krwi. Udało nam się nią wyratować dzięki szybkiej reakcji z pana strony- uśmiechnęła się do mnie- Przez kilka dni będzie musiała zostać na obserwacji, a potem mieć co jakiś czas wizyty u psychologa. To w końcu była próba samobójcza. Jeżeli mieliby państwo jakieś pytania, to zapraszam do gabinetu.
-A mogę się z nią zobaczyć?- zapytałem.
-Tak, ale proszę jej nie denerwować. A panią muszę poprosić do siebie za dwadzieścia minut, aby omówić wyniki badań.

Pani doktor żwawym krokiem ruszyła do swojego gabineciku, a ja po cichu otworzyłem drzwi Sali, w której leżała Zoe. Już na wejściu mój wzrok napotkał parę pięknych, przejrzystych oczu…

I jak oceniacie ten rozdział? Ja sama bym mu dała marne 2 na 10 :c 
W każdym razie, do następnego ;>
A i dajcie mi znac a propos tego Q&A prosze ;)