środa, 24 czerwca 2015

Don't let me go #7

Witajcie.
Jak zwykle dodaję notkę o godzinie, gdzie wszyscy już śpią -,- Brawo dla mnie.
Ta notka mnie pogrąży. O matko, i to jak!
W każdym razie zapraszam.
*********************************************************************************
Kiedy piosenka się skończyła, Mike spojrzał mi w oczy.
-To teraz pora przeprosić Quincy’ego- uśmiechnęłam się.
Westchnął, ale grzecznie poszedł za mną, bo prowadziłam go za rączkę.
-Quincy?- mruknął Mike.
Jego przyjaciel odwrócił się do niego i założył ręce na piersi.
-Przepraszam. Zachowałem się jak dupek.
-A i owszem.
-Przepraszam też, że się upiłem.
-Nie gniewam się na ciebie. Ale musisz w końcu się wziąć w garść. Nie będę cię wiecznie niańczył.
-Pan nie. Ja tak- uśmiechnęłam się.
Michael spojrzał na mnie zdziwiony, a ja posłałam mu tylko uśmiech i wzruszyłam ramionami. Ujął moją twarz w swoje dłonie i mnie pocałował.
-Czyli, że…
-Tak Mike. Możemy spróbować.
Przytulił mnie do siebie.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę- wyszeptał mi na ucho.
-Wiesz, że będzie nam ciężko?
-Damy sobie radę skarbie. Nie martw się. Zamieszkasz u mnie?
-U ciebie?- zdziwiłam się.
-Tak. U mnie w Neverlandzie. Proszę. Będziemy wtedy blisko siebie.
Pokiwałam głową. Mike znów mnie pocałował.
-Od razu po bankiecie jedziemy do ciebie po rzeczy.

Wieczorem:
Leżeliśmy z Michaelem w jego sypialni i patrzyliśmy sobie wzajemnie w oczy.
-Kocham cię Zoe.
-Ja też cię kocham Mike…
Michael nachylił się nade mną, odgarnął włosy z twarzy i pocałował. Całował moje usta, policzki, czoło, szyję, dekolt i obojczyk. Rozpiął mi koszulkę i rzucił ją na ziemię. Jego usta zeszły na mój brzuch. Moje serce wywinęło koziołka ze szczęścia. Przewróciłam go na plecy i rozpięłam mu koszulę. Po kilku minutach nasze ubrania leżały kilka metrów od łóżka. Słyszałam tylko jego oddech i czułam jego dotyk. Nic innego do mnie nie docierało. Jezu, co ten facet ze mną robi? Przy nim odpływam, czuję się jak w bajce i za żadne skarby nie chcę się budzić…



Michael:
Zoe mi się oddała. To była najpiękniejsza noc mojego życia. W prawdzie byłem już w takiej intymnej sytuacji z kobietą, ale nie kochałem jej aż tak. Brooke… była piękną kobietą, ale to Zoe zawładnęła moim sercem. Ono bije dla niej. Z Brooke to był chyba tylko bezrozumny seks. Nic więcej. Szybki numerek i wychodziła. Czułem się jak męska prostytutka. I to biedna, bo nikt mi za to nie płacił. A Zoe? Każdy jej szept, westchnienie działało na mnie tak, że nie da się tego opisać. Satysfakcjonowało mnie to. Skończyliśmy koło 3 nad ranem. Opadliśmy na materac ciężko oddychając. Zoe położyła głowę na mojej piersi i uspokajała oddech.
-Nie zrobiłem ci krzywdy?- szepnąłem.
Pokręciła głową.
-Czemu nic nie mówisz?- zaniepokoiłem się.
Chwila ciszy.
-Bo jeszcze nikt nie doprowadził mnie do takiego stanu- uśmiechnęła się. Odpłaciłem jej się tym samym- Dobranoc Michael.
-Dobranoc skarbie.
Pocałowałem ją w czoło i sam zasnąłem. Następnego dnia otworzyłem oczy i uświadomiłem sobie, że Zoe nie ma w łóżku. Tak samo jak nie ma mojej czerwonej koszuli w pokoju. Ubrałem więc inną i zszedłem na dół. Już na schodach poczułem zapach naleśników. Wszedłem tam cicho i usiadłem na krześle. Zoe tańczyła przy blacie do muzyki z radia, robiąc kolejne placuszki. Oparłem głowę na ręce i uśmiechałem się do siebie. Nawet rozczochrana i w mojej dużej koszuli wygląda przepięknie. Odwróciła się i złapała za serce.
-Boże! Nie strasz mnie tak więcej!
-Ja tylko siedzę.
-Mhm. Pewnie specjalnie jesteś cicho jak mysz pod miotłą, co?
-Niby po co? Nie muszę się zakradać, bo i tak w nocy już wszystko widziałem.
-Świntuch i erotoman- zaśmiała się. Dostrzegłem rumieńce na jej twarzy.
Już chciałem jej coś odpowiedzieć, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Spojrzałem przez wizjer.
-Cholera! To moja mama i siostry!- szepnąłem do Zoe. Ona szybko pobiegła do sypialni, żeby się ubrać. Ja w tym czasie ich wpuściłem.
-Cześć mamo. Janet, Toya- kiwnąłem im głową.
-Witaj synku. Nie obudziłyśmy cię?
-Nie ale właśnie miałem siadać do śniadania. Macie ochotę?
-Nie. My już jadłyśmy, ale ty się nie krępuj.
-Zrobię wam herbatę.
Szybko zaparzyłem herbaty i postawiłem im w kuchni. W tej samej chwili zeszła Zoe. Ubrana już była w swoje ciuchy.
-Dzień dobry- przywitała się.
-Zoe! Znów się spotykamy- ucieszyła się mama.
-Miło panią widzieć.
-My się jeszcze nie poznałyśmy. Janet- podały sobie ręce.
-A ja La Toya. Miło mi cię poznać Zoe- obskoczyły ją jak lwice biedną gazelę.
Po chwili moja ukochana usiadła na moich kolanach. Miała zamiar zając miejsce obok, ale jej nie pozwoliłem.
-Jesteście razem?- zapytała Toya.
Kiwnąłem głową.
-Nie widzisz? Muszą być razem! Pewnie mają już co nieco za sobą- Janet puściła mi oczko.
-Janet!- upomniała ją mama- Mike się pewnie nie spieszy i…- nie dokończyła, bo zobaczyła mój wzrok- Janet ma rację?
Zarumieniliśmy się oboje i potwierdziliśmy.
-Widzisz? Po co mają się ograniczać, skoro naprawdę mocno się kochają?
-Kochasz Michaela?- to pytanie było skierowane do Zoe.
-Kocham pani syna, jak nikogo innego.
Spojrzałem na nią i ją pocałowałem. Miałem gdzieś, że wszyscy się patrzą.
-Ooooo- westchnęła Janet- Jakie to słodkie.
-Jak będą sobie tak słodzić, to znowu moja dieta pójdzie w cholerę!- zaśmiała się Toya.
-Zrobić ci kawy kotku?- zapytała Zoe.
-Jeśli możesz.
Wstała i zaczęła grzebać coś przy ekspresie.
-Widzę, że jesteś szczęśliwy- powiedziała Janet.
-Bardzo.
-Może przyjdziecie do nas jutro na obiad?- zaproponowała mama- Joseph ją pozna i reszta twoich braci.
-Porozmawiam z nią jeszcze i dam ci wieczorem znać, dobrze?
-Dobrze synku. Nie ma pośpiechu- uśmiechnęła się do mnie.
Wizyta dziewczyn nie trwała długo. Posiedziały godzinkę i poszły na zakupy. Typowe kobiety. Chociaż nie Zoe. Zoe wolała oglądać ze mną filmy, niż przymierzać ciuszki.
-Moja mama zaprasza nas jutro na obiad- powiedziałem do niej, kiedy byliśmy już sami- Pójdziemy?
-Z miłą chęcią.
-Serio? Myślałem, że się będziesz opierać.
-Nie, niby czemu? Ty już poznałeś moich rodziców, to teraz moja kolej.
Podszedłem do niej i objąłem w pasie.
-Wiesz, że cię kocham?
-Coś mi się obiło o uszy- uśmiechnęła się chytrze.
Nachyliłem się i wtopiłem w jej usta. Zanim się obejrzałem Zoe już siedziała na blacie kuchennym z jedną dłonią położoną na mojej piersi, a drugą wplątaną w moje włosy.
-Uwielbiam się z tobą droczyć- mruknęła mi do ucha.

-Pamiętaj, że zaszczuty tygrys, to niebezpieczny tygrys- szepnąłem…
*********************************************************************************
Mówiłam, że ta notka mnie pogrąży ;-;
masakra
Do następnego 

wtorek, 23 czerwca 2015

Don't let me go #6

Witajcie. Rok szkolny się kończy i chyba wszyscy się cieszymy, prawda? Macie jakieś plany na wakacje? Ja mam 2 obozy konne, doskonalenie jazdy, elementy woltyżerki i westernu (mam nadzieję) i wyjazdy z tatą. Pierwszy miesiąc będę u mamy, a drugi u taty. Pewnie szybko minie :/
A jak z Wami? Pochwalcie się ;)
Zapraszam do czytania
*********************************************************************************

Miesiąc później:
-Nigdy nie mówiłeś, że grałeś w koszykówkę.
-Jakoś nie specjalnie chciałem się tym chwalić.
Byłam akurat z Christianem na spacerze i opowiadaliśmy sobie różne ciekawostki z życia.
-Ale miałeś jakieś sukcesy?
-Kilka pucharów i medali. Nic wielkiego.
-Ja nawet do kosza trafić nie umiem.
-Oj nie przesadzaj.
-A teraz co? Gdzie pracujesz?
Uśmiechnął się do mnie.
-Mam swoją firmę.
-Czyli rozumiem, że nie narzekasz na brak pieniędzy?- zaśmiałam się.
-Na szczęście nie. A właśnie. Chciałabyś pójść ze mną na bankiet? Oczywiście jako przyjaciółka.
-Kiedy?
-Jutro wieczorem.
-Jesteś pewien?
-Jak najbardziej- uśmiechnął się szeroko.
-Z miłą chęcią więc- również się uśmiechnęłam.

Dzień bankietu:
Stałam przed lustrem w prostej sukience z wycięciem przy nodze, kiedy usłyszałam pukanie.
-Zoe. Przyszedł Christian- to była mama.
-Poproś go do mnie, proszę.
Kiwnęła głową i wyszła. Po chwili przyszedł mój gość z rękami w kieszeniach i rozpiętą marynarką. Spojrzał na mnie i pokiwał głową.
-Pięknie wyglądasz.
-Dziękuję. Ty również.
-Jesteś spięta?
-Tak. To mój pierwszy bankiet. Nie boisz się, że narobię ci wstydu?
-W żadnym razie. Idziemy?- podał mi ramię.
-Idziemy- westchnęłam i je ujęłam.
Otworzył mi drzwi jego czarnej limuzyny, po czym usiadł obok mnie. Droga wcale nie była długa. Miałam wrażenie, że ta limuzyna to tylko dla szpanu. Eh, faceci.
-Kto tam będzie?- zapytałam.
-Dużo ludzi. Właściciele firm, muzycy, aktorzy…
-To co ja tam będę robić?
-Będziesz mi towarzyszyć- puścił mi oczko.
-Myślisz, że się tam odnajdę?
-Jak najbardziej. Nie martw się. Będę ciągle blisko ciebie.
Nie wiem czemu, ale te słowa nie zrobiły na mnie większego wrażenia. A powinny. Tak sądzę. Muszę przyznać, że Christian był cholernie przystojny. Ale moje serce skradł ten brązowooki mężczyzna z czarnymi lokami i pięknym uśmiechem. Jednak mam nadzieję, że ułoży sobie życie po swojemu. Nie chcę, żeby patrzył jak odchodzę z tego świata. To takie depresyjne.
-Zoe. Wszystko w porządku?
-Tak. Chyba tak. Tylko się stresuję.
-Nie martw się. Będzie dobrze- złapał mnie za rękę.
Po kilku minutach byliśmy już na podjeździe. Spóźnieni dobredwie godziny, jak to w zwyczaju Christiana. Wyszedł jako pierwszy i pomógł mi wysiąść. Już na wejściu poznałam kilka twarzy. Byli tam: Leonardo DiCaprio, Kate Winslet, Cher, Elizabeth Taylor i Diana Ross. Reszcie się nie przyjrzałam, ale oni akurat rzucili mi się w oczy. Weszliśmy głębiej. Wtem Christiana zaczepił jakiś Biznesmen. Ja zaczęłam się rozglądać po Sali.
-Michael! Ogarnij się! Od kiedy ty pijesz?- usłyszałam. Głos dochodził od strony barku. 
-Daj mi spokój Quincy!
-Nie dam ci spokoju mały! Weź się w garść. Musisz żyć dalej. Znajdziesz sobie kogoś innego!
-ALE JA NIE CHCĘ NIKOGO INNEGO! JA CHCĘ ZOE! JA JĄ KOCHAM!
-Christian, zaraz wrócę- szepnęłam mu na ucho.
-Dobrze. Ja będę niedaleko.
Kiwnęłam głową. Poszłam w kierunku Michaela. Dotknęłam jego ramienia.
-MÓWIŁEM, ŻEBYŚ DAŁ MI SPOKÓJ!- warknął, siedząc dalej na stołku ze szklanka Whisky. 
Zabrałam dłoń.
-Przepraszam. Nie chciałam ci przeszkadzać…- odwróciłam się i zaczęłam odchodzić.
Nagle usłyszałam dźwięk odsuwanego krzesła i ktoś obrócił mnie do siebie. To był Mike. Miał czerwone, podkrążone oczy, rozwiązany krawat i z lekka rozchełstaną koszulę. Wyglądał, jakby zobaczył ducha.
-Zoe…?
Pokiwałam głową.
-Boże, Michael. Co ty ze sobą zrobiłeś?
Zawstydził się, bo spuścił głowę i się nie odezwał. Podniosłam jego wzrok, ujmując go za podbródek.
-Michael. Musisz o mnie zapomnieć. I tak niedługo umrę.
-Proszę… Nie mów tak- widziałam łzy w jego oczach- Ja cię kocham i chcę spędzić z tobą ostatnie chwile. Wiesz ile nocy nie przespałem myśląc o tobie? Tęskniłem za tobą cały ten czas… Nie raz płakałem i prosiłem Boga, żeby wszystko było dobrze. Tak cholernie mi ciebie brakuje.
Przytuliłam go. Objął mnie mocno, mocząc mi łzami ramię. Ale nie obchodziło mnie to.
-Chodźmy do łazienki. Ogarniemy cię jakoś.
Pokiwał tylko lekko głową. Wzięłam go za rękę i udaliśmy się do łazienki. Wzięłam chusteczkę i zaczęłam wycierać mu łzy i mokre policzki. Potem zawiązałam mu krawat i poprawiłam koszulę.
-Jesteś niemożliwy Piotrusiu.
Uśmiechnął się słabo. Kiedy wyszliśmy z łazienki puścili wolną piosenkę.
-Zoe. Zatańczysz ze mną?
-Mike… Ja…
-Proszę… Jeden taniec…
Spojrzałam w jego smutne oczy i pokiwałam głową. Ujął moją dłoń, a drugą objął mnie w talii i przycisnął do siebie.
-Wiesz, że alkohol, to nie rozwiązanie, prawda?- mruknęłam mu do ucha.
-Tak. Ale kiedy ciebie nie ma to wariuję. Nie radzę sobie z tym.
-Będziesz musiał.
-Nie rozmawiajmy teraz o tym. Nacieszmy się chwilą.

Spojrzałam w kierunku Christiana. Siedział i uśmiechał się do mnie. Ja również uśmiechnęłam się do siebie i wtuliłam twarz w tors Mika ciesząc się jego bliskością… 
*********************************************************************************
I jak? Wybaczcie za ten rozdział. Jak zwykle mi nie wyszedł. 
Przepraszam za błędy. 
~Panda ;3 

sobota, 20 czerwca 2015

Odpowiedzi:

Oto post z odpowiedziami, który obiecałam.

Pytania od I'm Unbreakable:
1.Drugie imię?
-Nie posiadam owego drugiego imienia.
2.Ile lat jesteś fanką MJ?
-Hm. Tak mniej więcej 5-6 lat.
3.Dlaczego on?
-Dlaczego Michael? Bo urzekł mnie swoim głosem, tańcem, pomysłami, klipami i tekstami piosenek. Oraz dlatego, że był świetnym człowiekiem.
4.Ulubiona piosenka Mike?
-Man In The Mirror.
5.Słuchasz jeszcze kogoś oprócz MJ, jak tak to kogo?
-O matko. Się nazbierało. Więc tak:
Lordi
Slipknot
Nickelback
Metallica
Covery Boyce Avenue
BVB (rzadko ale słucham)
6.Masz ulubiony słodycz? Jaki?
-Hm. Jakiegoś super ulubionego to nie mam. Ale lubię Kinder Joy'e XD

Pytania od BASIA~FANKA~MJ:
1.Kiedy kolejny rozdział?
-Odpowiedź jest prosta. Kiedy będzie gotowy :)
2.Czy twoje opowiadania będą miały dużo rozdziałów, jak tak to mniej więcej ile planujesz, a jak nie to dlaczego?
-Moje opowiadania będą średnie. Nie chcę, żeby jedno ciągnęło się 2312251451 Lat. Ile części będą miały? Tego to sama nie jestem pewna. Nie umiem na to odpowiedzieć.

Pytania od The Smille:
1.Jakie masz podejście do świata?
-Trochę negatywne i pesymistyczne. Mam swoje powody, ale nie nadają się na wymienianie ich. 
2.Czego się boisz?
-Odejścia kogoś bliskiego. Tego już nie zniosę.
3.Gdzie widzisz siebie w przyszłości?
-Siebie widzę na koniu na torze wyścigowym :3 (ah, marzenia)
4.Ostatnie odkrycie muzyczne?
-Boyce Avenue <3 Uwielbiam jego Covery. 


A tu filmik dla zainteresowanych jazdą konną. Galopuję sobie na Landrynce xd To koń, który ma problem z galopem, więc idzie średnio. 
Enjoy :)

czwartek, 18 czerwca 2015

Don't let me go #5

Tak oto przedstawiam Wam nowy rozdział. Długo go nie wstawiała, ale ostatnio kompletnie nie mam weny. Post z odpowiedziami powinien pojawić się do końca tygodnia, także, jeżeli macie jeszcze jakieś pytania do mnie to śmiało piszcie.
Zapraszam i przepraszam za jakość i długość
*********************************************************************************

Usiadłem koło jej łóżka nic nie mówiąc. Ona po chwili odwróciła wzrok i westchnęła.
-Dlaczego nie możesz dać mi spokoju?- zapytała.
-Bo cię kocham.
-Ale ja umrę. To powinno cię odstraszyć- spojrzała na mnie, a w jej oczach było pełno łez.
-Ale nie odstrasza- złapałem jej dłoń.
-Proszę. Daj mi spokój… Zachowuj się, jakbyśmy się nigdy nie poznali… Nie zwracaj na mnie więcej uwagi, nie próbuj się kontaktować… Odejdź i zapomnij…
Zasmuciłem się i bez słowa wyszedłem z Sali, jak kazała. Po drodze spotkałem jej mamę, która wracała z gabinetu lekarki Zoe.
-I jak Michael? Porozmawialiście sobie?
Spojrzałem na nią smutno.
-Było mi bardzo miło panią poznać, ale… Zoe nie chce mnie już znać, także to chyba nasze ostatnie spotkanie…
-Rozstaliście się?
Westchnąłem.
-Jeżeli można to tak nazwać. Dziękuję za wszystkie rady i… czy mogłaby mi pani powiedzieć, kiedy wypiszą Zoe ze szpitala? I jak się wtedy będzie czuć?
-Oczywiście, ale… może coś jeszcze da się zrobić… Może przeżywacie tylko chwilowy kryzys…- spojrzała na mnie smutno. Nie chciała, żebyśmy się rozstawali.
-Nic się nie zrobi. Zoe jest dla mnie ważna i szanuję jej decyzję. Także żegnam panią i niech pani zajmie się tym uparciuchem- lekko się uśmiechnąłem, po czym ruszyłem do wyjścia.  Zaczęło właśnie padać. Pogoda bardzo pasowała do mojego nastroju. Wsiadłem do samochodu, spojrzałem jeszcze raz w okno Zoe, odpaliłem silnik i pojechałem do domu…

Zoe:
Było mi ciężko po tym, co powiedziałam, ale nie chcę, żeby widział, jak umieram. To takie dołujące, kiedy wszyscy nad tobą skaczą, a ty masz świadomość, że to tylko przedłuży twoje męki i najlepiej by było, jakbyś umarła od razu nie ciążąc im. A szczególnie temu jedynemu. Czy Michael nim był? Kiedy był blisko mnie, to czułam motylki, kiedy mnie całował, to serce biło mi szybciej, więc chyba tak. Był tym jedynym. Ale zasługuje na dziewczynę, która da mu potomstwo i będzie go kochać do końca życia. A to nie oznacza kilka miesięcy, tylko całe lata. Kiedy tak rozmyślałam o tym wszystkim, do Sali weszła mama.
-Cześć słonko. Jak się czujesz?
-Okropnie.
-Boli cię coś?
Patrzyłam smutno w ścianę i nic nie mówiłam.
-Podobno rozstaliście się z Michaelem.
-Skąd wiesz?
-Szłam akurat do ciebie, kiedy wychodził. Był smutny.
-„Jeżeli go kochasz, daj mu odejść”…
-Jeżeli go kochasz, to daj mu być szczęśliwym- zagadnęła mama.
-I będzie. Ale z kimś innym.
-Uparta po dziadku- pokręciła głową z uśmiechem- Zrobisz co uważasz za słuszne, ale Mike bardzo cierpi, kiedy nie ma cię przy nim.
Po tych słowach nie odezwałam się już wcale…

Michael:
Przyjechałem do domu i pierwsze co zrobiłem, to sięgnąłem po butelkę z Whisky. Wypiłem takie dwie i już nie mogłem ustać na nogach.
-Michael! Co ty wyrabiasz?!- usłyszałem Janet.
-Pije sobie… Nie widać…?
-Co się z tobą dzieje?! Nigdy nie lubiłeś alkoholu!
-Zoe mnie nie kocha…
-Zoe Campbell?
-Tak… Byliśmy razem… A teraz już nie jesteśmy- mamrotałem pijany.
-Ale czemu?
-Bo… ona nie chce, żebym widział, jak umiera…
-To ona jest chora?
Mimo, że byłem pijany, to rozumiałem co do mnie mówiła.

-Najlepiej będzie jak teraz pójdziesz się położyć i jutro porozmawiamy- westchnęła.
Janet zaprowadziła mnie do pokoju i przykryła kołdrą. Następnego dnia zastałem ją w kuchni.
-Cześć panie Kac.
-Janet. Błagam cię.
-Opowiedz mi w takim razie o co chodzi z Zoe.
Usiadłem przy blacie kuchennym na barowym stołku, westchnąłem i odrzekłem:
-Jestem w niej zakochany. I to bardzo. Ale ona mnie odrzuciła, bo jest chora i nie chce, żebym cierpiał jak odejdzie.
-Też bym tak zrobiła na jej miejscu. Posłuchaj. Rozumiem, że ci jest ciężko, ale to nie powód, żeby się upijać, tak? Dasz sobie jakoś radę i jeszcze będziecie razem.
-Uwierz mi, że chciałbym.
-Ale nie lataj tak za nią na siłę. Daj jej trochę odetchnąć. Ona potrzebuje spokoju i ciszy, żeby wszystko przemyśleć.
-Boję się, że do mnie nie wróci.
-Wróci, wróci. Nie martw się braciszku. A teraz wybacz, ale muszę lecieć.
-Dokąd?
-Ammm… Na spotkanie. Pa!

Pokręciłem głową z uśmiechem. Janet jest szalona, ale to moja siostra i kocham ją. Zawsze kiedy jest mi smutno, to podnosi mnie na duchu, za co jestem jej wdzięczny i wie, że może na mnie zawsze liczyć.

Zoe:
Siedziałam sobie sama w Sali, kiedy usłyszałam dźwięk otwierania drzwi.
-Christian?- zdziwiłam się. Christian to był mój były chłopak. Trochę starszy, ale mimo tego, byliśmy kiedyś razem- Co tu robisz?
-Przyszedłem cię odwiedzić. Tęskniłem za tobą.
-Przecież nie jesteśmy już razem.
-Wiem, ale to nie zmienia faktu, że cię kocham. Mimo to, rozumiem, że między nami nic już nie będzie. Szanuję twoją decyzję. Chcę być chociaż twoim przyjacielem.
-To masz jak w banku- uśmiechnęłam się.
-A jak się czujesz?
-Szczerze to kiepsko.
Złapał mnie za rękę i ją ucałował.
-Przykro mi to słyszeć. Będzie dobrze. Wyliżesz się z tego.
-Wątpię w to. Ale miło, że tak mówisz.
Posłał mi swój zniewalający uśmiech.
-Ale chyba gryzie cię coś jeszcze, prawda?
Spuściłam wzrok.
-Ej. Mi możesz powiedzieć wszystko.
-Poznałam pewnego chłopaka… I ja go kocham, ale nie chcę, żeby widział, jak umieram, więc go odrzuciłam…
-Na pewno to zrozumie.
-Wiesz co? Cieszę się, że jednak jesteś.
-Też się cieszę księżniczko…



*********************************************************************************
A tak wygląda Christian:
Wybaczcie, ale nie mogłam się powstrzymać <3 Ostatnio mnie to wciągnęło, a Jamie chcąc nie chcąc trzeba przyznać, że jest mega ^^ I pasowało mi do niego imię Christian, więc je zostawiłam xd
Do zobaczenia

środa, 17 czerwca 2015

Post do pytań

Dawno mnie tu nie było. Ale mniejsza. Tak jak mówiłam zamiast kolejnej notki specjalnej z opowiadaniem będzie Q&A. W tym poście możecie zadawać mi pytania, a ja na nie odpowiem. Moga byc związane z końmi, Michaelem lub innymi tematami. 
Pozdrawiam 

niedziela, 7 czerwca 2015

Don't let me go #4

Udało mi się napisać przed poniedziałkiem. Uff. Wystrzeliło nam 6000 wyświetleń, ale może tym razem zrobię specjalną notkę typu Q&A? Możecie mi zadawać tyle pytań ile chcecie, a ja na nie odpowiem w notce. Bo tak szczerze, to nie mam pomysłu na nowe opowiadanie.
W każdym razie zapraszam na notkę, która moim zdaniem się nie udała. Wyszła okropnie. :c No ale... Enjoy.
*********************************************************************************
-Jeszcze chwilę- szeptałem do Zoe, kiedy podawali jej leki i robili następne bolesne zastrzyki. Trzymaliśmy się za ręce i patrzyliśmy wzajemnie w oczy.
-Niech to się już skończy- syknęła z bólu.
-Ostatni zastrzyk- oznajmił lekarz- Gotowe. Ma pan dzielną dziewczynę.
Uśmiechnąłem się do niej i pocałowałem w czoło.
-Zalecam pani dużo świeżego powietrza. Dobrze to pani zrobi.
Lekarz napisał nam zalecenia i wróciliśmy do domu.
-I jak córeczko?- zapytał tata.
-Dobrze. Lekarz kazał mi być na świeżym powietrzu.
-To może pojedziemy jutro na ryby? Dawno razem nie byliśmy.
-Super pomysł.
-Zoe- szepnąłem.
-Hm?
-Ja… nie umiem łowić ryb…
-Spokojnie. Wszystkiego cię nauczę- jej tata poklepał mnie po ramieniu.

Następnego dnia:
Zoe:
Ja siedziałam sobie spokojnie, kiedy tata uczył Michaela zarzucać wędkę. Był taki nieporadny, ale jednocześnie słodki. Tata poszedł na chwilę do samochodu po kanapki, a ja podeszłam do Mickeya. Zarzucił akurat wędkę i oboje wpadliśmy do wody, na szczęście było jej po kolana. Zaczęliśmy się śmiać. Mike na wpół leżał, a ja siedziałam na nim. Pocałowałam go w usta, lecz nagle na jego kolana wskoczyła ryba. Zaczęliśmy się śmiać.
-Zostawić was samych na pięć minut i jak to się kończy?- usłyszeliśmy mojego tatę.
-Ale przynajmniej mamy rybę!- krzyknęłam ze śmiechem.
Wstaliśmy z Michaelem i wróciliśmy wszyscy do domu.
-I jak było?- zapytała mama.
-Te gołąbeczki wpadły do wody, więc sama widzisz- mruknął tata.
-Ja będę się zbierał do domu- powiedział Mike.
-Odprowadzę cię do drzwi.
Wyszliśmy na zewnątrz.
-Kiedy masz następne badania?- zapytał mnie.
-Za dwa dni…- posmutniałam.
-Hej. Księżniczko, co jest?
-To tak strasznie boli- Michael wziął mnie w objęcia i pozwolił się wypłakać. Głaskał mnie po włosach i uspokajał- Ja chcę już nie żyć…
-Nie mów tak. Obiecałem, że ci pomogę. Będzie dobrze.
-Nic nie będzie dobrze. Mogłam zdechnąć w tej ciemnej uliczce z Grenem, który pewnie najpierw by mnie zgwałcił, a potem pobił, albo na odwrót! Jestem tylko cholernym ciężarem dla ciebie, dla rodziców, dla Chloe! Nikt nie chce znać osoby, która ma świadomość, że zaraz umrze!- szlochałam- Najlepiej będzie, jak o mnie zapomnisz…
-Co?
-Słyszałeś. Nie dzwoń, nie pisz, nie proś o spotkanie. Zachowuj się tak, jakbyśmy się nie znali.
-Nie spławisz mnie.
-Skoro nie chcesz zrobić tego dla siebie, to zrób to dla mnie.
Zaczęłam się wycofywać do domu, zostawiając Michaela samego na chodniku. Kiedy zamknęłam drzwi wejściowe, zaczął dobijać się do domu, wołając moje imię.
-Wybacz Mike… Ale ja nie chcę już żyć…  
Szybko pobiegłam do łazienki, wyciągnęłam żyletkę i zaczęłam nacinać skórę na przedramionach,
coraz głębiej i głębiej, aż czułam, że zaraz zasnę. Ostatnie co usłyszałam to był huk i głos Michaela.
-Zoe!

Michael:
Jej rodzice mnie wpuścili, a drzwi do łazienki musiałem wyważyć. Całe szczęście, że to zrobiłem, bo znalazłem Zoe, leżącą w kałuży krwi. Szybko owinąłem jej rany ręcznikiem i zawiozłem do szpitala, bo karetka mogłaby być za późno. Jej rodzice jechali ze mną. Mama Zoe siedziała z nią na tylnym siedzeniu i trzymała ręcznik na jej przedramieniu, żeby nie straciła za dużo krwi. Pod szpitalem zaparkowałem niedbale, wyskoczyłem z auta, wziąłem ją na ręce i szybko pobiegłem do środka.
-Pomocy!- krzyczałem na wejściu.
-Co się stało?- przybiegła do mnie jakaś lekarka.
-Podcięła sobie żyły. Zatamowałem krwawienie ręcznikiem… przynajmniej próbowałem.
-Dobrze pan zrobił. Bierzemy ją teraz na salę. Chris, pomóż mi.
Ten mężczyzna przejął ją i oboje udali się korytarzem do Sali, a ja zaraz a nimi. Usiadłem pod pomieszczeniem, gdzie próbowali uratować mój skarb. Łzy mimowolnie zaczęły lecieć mi z oczu, za co skarciłem się w myślach.
-„Faceci nie płaczą, mięczaku”- słyszałem głos mojego ojca. Te słowa dalej siedziały mi w głowie, mimo, że minęło tyle lat, od kiedy je wypowiedział. Nagle poczułem dotyk na ramieniu. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem mamę Zoe.
-Dziękuję, że jej pomagasz. Wiele dla niej znaczysz.
-Zanim się pokaleczyła, to powiedziała, że nie możemy się już spotkać i mam zapomnieć- pociągnąłem nosem.
-Postaw się na jej miejscu. Chciałbyś być blisko z kimś, kogo kochasz, mając świadomość, że umrzesz i zostawisz tę osobę samą? Zoe nie chcę ci tego robić, dlatego próbuje cię od siebie odsunąć, żebyś tak nie cierpiał.
-I tak będę.
-Ja i ty to wiemy. Ale ona może zrobić tylko to. Jej szanse na wyzdrowienie są małe. Potrzeba cudu, ale mimo to walczyła do tej pory. Dzisiaj w niej coś pękło.
-Kocham ją i nie chcę się od niej izolować.
-Wiem Michael. Ona też cię kocha. Mimo tego, co mówi, to jej serduszko bije dla ciebie. Jestem jej matką i umiem poznać, kiedy jest szczera, smutna, wesoła, zdesperowana, zakochana czy zła. I najważniejsze - kiedy kłamie.  Ona jest uparta, więc żeby coś osiągnąć, ty musisz się jej postawić. Ona nie odrzuci cię, ani nie okrzyczy, a zrozumie twoją troskę i będzie ci wdzięczna.
Uśmiechnąłem się do niej, kiedy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi.
-Co z nią pani doktor?- wyrwałem się.
-Pan z rodziny?
-Nie…
-Ja jestem jej mamą- stanęła obok mnie.
-Dobrze. Więc tak: nie straciła za dużo krwi. Udało nam się nią wyratować dzięki szybkiej reakcji z pana strony- uśmiechnęła się do mnie- Przez kilka dni będzie musiała zostać na obserwacji, a potem mieć co jakiś czas wizyty u psychologa. To w końcu była próba samobójcza. Jeżeli mieliby państwo jakieś pytania, to zapraszam do gabinetu.
-A mogę się z nią zobaczyć?- zapytałem.
-Tak, ale proszę jej nie denerwować. A panią muszę poprosić do siebie za dwadzieścia minut, aby omówić wyniki badań.

Pani doktor żwawym krokiem ruszyła do swojego gabineciku, a ja po cichu otworzyłem drzwi Sali, w której leżała Zoe. Już na wejściu mój wzrok napotkał parę pięknych, przejrzystych oczu…

I jak oceniacie ten rozdział? Ja sama bym mu dała marne 2 na 10 :c 
W każdym razie, do następnego ;>
A i dajcie mi znac a propos tego Q&A prosze ;) 

wtorek, 2 czerwca 2015

Don't let me go #3

Uf. Nowa notka. Nareszcie. Jakaś masakra. Ile nauki.
Przepraszam, że nie komentuję Wam notek. Zwyczajnie nie mam czasu.
Ta opowieść będzie krótka. Może będzie miała kilkanaście części, może mniej. Zobaczymy :)
Po wakacjach planuję zakończyć historię Jodie i Michaela oraz całą moją blogową "karierę". Idzie 3 klasa gimnazjum więc... Eh.
Przepraszam, że taki krótki.
W każdym razie zapraszam.
*********************************************************************************
-Zamknij oczy- powiedział Mike, kiedy byliśmy w jego studiu.
Zrobiłam co kazał.
-Nie podglądaj- rozkazał.
Zaśmiałam się. Poczułam dotyk na biodrach. Lekko się wzdrygnęłam, ale uświadomiłam sobie, że to Michael. Prowadził mnie powoli do przodu.
-Stój. Zaczekaj tu.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
-Możesz otworzyć oczy.
Lekko uchyliłam powieki. Było tam mnóstwo sprzętu. Chciałam podejść do konsoli, ale nogi zrobiły mi się jak z waty i nastała ciemność.

Michael:
Zoe zemdlała w studiu. Zadzwoniłem po pogotowie. Przyjechali po kilku minutach i zabrali ją. Ja musiałem przyjechać tam sam, bo nie byłem nikim z rodziny. Pod salą czekała już Chloe. Pewnie Zoe już się obudziła i kazała zadzwonić po nią.
-Chloe!
Spojrzała na mnie.
-Co z Zoe?- zapytałem.
-Dostaje właśnie leki. Nowotwór się rozwija i niszczy jej organizm.
-Mogę ją zobaczyć?
-Myślę, że to… nie najlepszy pomysł… Ona potrzebuje spokoju. Nie spotykajcie się już może… Zrozum ją i jej położenie.
Posmutniałem. Pokiwałem głową i pojechałem do domu. Wieczorem leżałem na łóżku gapiąc się w sufit. Nagle weszła moja mama.
-Mikey. Wszystko dobrze?- dosiadła się.
-Nie wiem. Jest pewna dziewczyna…
-Zawróciła ci w głowie?
-Chyba tak…
-Więc w czym problem?
-Ma nowotwór… i nie chce mnie zranić, więc się ode mnie izoluje.
-Nie dziwię się jej. Też bym tak robiła na jej miejscu. Ale skoro ci na niej zależy, to walcz. Kochasz ją?
-Sam nie wiem co do niej czuję. To chyba za krótko, żeby powiedzieć o miłości, ale… czuję się przy niej szczęśliwy.
-Więc nie daj jej odejść. Chcesz może coś zjeść?
-Nie, dziękuję. Nie jestem głodny.
Pogłaskała mnie po włosach i wyszła. Leżałem tak jeszcze z pół godziny, po czym poszedłem spać. Mama miała rację. Muszę zawalczyć o Zoe. Przez ponad miesiąc nie widziałem jej w szkole. Pewnego razu dostrzegłem ją, kiedy wracała do domu chodnikiem. Najwyraźniej ją wypuścili.
-Zoe!
Odwróciła się, ale kiedy mnie zobaczyła, zmieniła zdanie i przyspieszyła tylko kroku.
-Hey!
Przystanęła na chwilę, ale zaraz ruszyła dalej.
-„Walcz o nią! Nie daj jej od tak odejść. Ona nie jest zwyczajną dziewczyną i świetnie o tym wiesz, więc możesz zrobić z siebie debila, ale postaraj się o nią! No dalej, palancie!”
-„Dzięki, moja podświadomości”
Zacisnąłem pięści i zacząłem śpiewać.

Hey pretty baby with the high heels on
You give me fever
Like I've never, ever known
You're just a product of loveliness
I like the groove of your walk,
Your talk, your dress
I feel your fever
From miles around
I'll pick you up in my car
And we'll paint the town
Just kiss me baby
And tell me twice
That you're the one for me

The way you make me feel
(The way you make me feel)
You really turn me on
(You really turn me on)
You knock me off of my feet
(You knock me off of my feet)
My lonely days are gone
(My lonely days are gone)

I like the feelin' you're givin' me
Just hold me baby and I'm in ecstasy
Oh I'll be workin' from nine to five
To buy you things to keep you by my side
I never felt so in love before
Just promise baby, you'll love me forevermore
I swear I'm keepin' you satisfied
'Cause you're the one for me

The way you make me feel
(The way you make me feel)
You really turn me on
(You really turn me on)
You knock me off of my feet
now baby - hee!
(You knock me off of my feet)
My lonely days are gone -
a - acha - acha
(My lonely days are gone)
Acha - ooh!

Go on girl!
Go on! Hee! Hee! Aaow!
Go on girl!

I never felt so in love before
Promise baby, you'll love me forevermore
I swear I'm keepin' you satisfied
'Cause you're the one for me...

The way you make me feel
(The way you make me feel)
You really turn me on
(You really turn me on)
You knock me off of my feet
now baby - hee!
(You knock me off of my feet)
My lonely days are gone
(My lonely days are gone)

The way you make me feel
(The way you make me feel)
You really turn me on
(You really turn me on)
You knock me off of my feet
now baby - hee!
(You knock me off of my feet)
My lonely days are gone
(My lonely days are gone)

Ain't nobody's business,
ain't nobody's business
(The way you make me fell)
Ain't nobody's business,
Ain't nobody's business but
mine and my baby
(You really turn me on)
Hee hee!
(You knock me off of my feet)
Hee hee! Ooh!
(My lonely days are gone)

Give it to me - give me some time
(The way you make me feel)
Cause I run UPT be my girl - I wanna
be with mine
(You really turn me on)
Ain't nobody's business
(You knock me off of my feet)
Ain't nobody's business but
mine and my baby's
Go on girl! Aaow!
(My lonely days are gone)

Hee hee! Aaow!
Chika - chika
Chika - chika - chika
Go on girl! - Hee hee!
(The way you make me feel)
Hee hee hee!
(You really turn me on)
(You knock me off of my feet)
(My lonely days are gone)

(The way you make me feel)
(You really turn me on)
(You knock me off of my feet)
(My lonely days are gone)

Szedłem za nią przez całą drogę. Odwróciła się do mnie ze łzami w oczach. Podszedłem i pogłaskałem ją po policzku.
-Zoe. Myślę o tobie. Cały czas. Dostaję już do głowy, kiedy nie jestem blisko. Ja… Ja cię chyba kocham…
Patrzyła na mnie swoimi błękitnymi oczami i przejechała palcem po mojej dolnej wardze. Nachyliłem się i ją pocałowałem. Objęła mnie za szyję i uległa. Dalej jednak czułem jej łzy.
-Wygramy z tym rakiem, rozumiesz? Razem. Nie zostawię cię.
-Ale ja umrę Mike.
-Nie umrzesz, rozumiesz? Nie dam ci odejść. Będzie dobrze.
Przytuliłem ją. Ściskała w dłoniach moją koszulę i szlochała. Poczekałem, aż się uspokoi.
-Jak to możliwe, że słynny Michael Jackson zakochał się w takiej dziewczynie jak ja?
Zaśmiałem się.
-Cieszę się, że nasze drogi się skrzyżowały.

Pocałowałem ją jeszcze raz, po czym weszła do domu. Miałem przyjechać po nią rano i razem pójść do szkoły. Pomogę jej z chorobą. Będziemy w tym razem…