środa, 29 kwietnia 2015

The Way You Make Me Feel #2

Udało mi się napisać przed wyjazdem. Chyba nawet jest troszkę dłuższa. Mam nadzieję. W każdym razie zapraszam :D
Komentujcie
Enjoy!
P.S. Kocham tę piosenkę <3 (bez hejtów plis) XD
*********************************************************************************

NASTĘPNEGO DNIA:
Kiedy się obudziłam i otworzyłam oczy, byłam bliska zawału. Złapałam się za serce, bo obok mnie siedział uśmiechnięty Michael.
-Boże!- westchnęłam.
-Wolę Michael.
Zaśmiałam się. Nagle weszła pielęgniarka.
-Dzień dobry. Przyszłam podać lek.
Już z marszu podałam jej rękę z wenflonem, a ona przez igłę podała mi płyn z lekarstwem. Zerknęłam kątem oka na mojego gościa. Na jego twarzy gościł grymas i miał zamknięte oczy.
-Dziękuję- odrzekłam do pielęgniarki, kiedy wychodziła.
-Ugh- zatrząsł się, kiedy byliśmy sami.
-Boisz się igieł?- zapytałam.
-Nie, że od razu boję… Po prostu nie lubię…- zawstydził się.
-Jasne- zachichotałam.
Przewrócił oczami. Przysunął się z krzesłem.
-Jak się czujesz?
-Lepiej. Trochę boli mnie ta ręka, ale poza tym jest dobrze. A teraz powiesz mi, czemu tak „nie lubisz” igieł?- uśmiechnęłam się i uniosłam brwi.
Westchnął i pokręcił głową z bezsilności.
-Jak byłem mały, to chodziłem do takiego lekarza, który wbijał igły strasznie mocno. Miałem potem ślady i strasznie bolało. Od tamtej pory mam do nich uraz.
-Ja się już przyzwyczaiłam.
Wtem wszedł inny lekarz, niż wczoraj.
-O, Jodie. Znów wypadek przy pracy?
-Niestety.
-Który to już raz w tym roku?
-Trzeci?
-Chyba tak.
-Doktorze Colleman, długo tu będę?
-Może do jutra. Ale wyścigi odpuszczasz sobie do wiosny, jasne?
Westchnęłam.
-Jasne.
-Nie dołuj się. I tak niedługo już zima i święta Bożego Narodzenia.
-Teraz są ostatnie jesienne dni.
-No właśnie. A właśnie. Zapomniałem się przedstawić. David Colleman- wyciągnął rękę do Michaela.
-Michael Jackson.
-Miło mi. Zostawię was teraz samych i wpadnę do ciebie wieczorem, Jodie. Cześć.
-Papa- pomachałam mu.
Mike wyglądał na zdziwionego.
-Znacie się?
-Mhm. Mój sport sprawia, że znam tu większość personelu, a oni znają mnie. Jak łyse konie- parsknął śmiechem na to określenie.
-A właśnie. A propos koni… Posłuchaj… Bo jak wiesz, albo i nie wiesz, mam na swoim ranczu stadninę i szukam kogoś to ułożenia ich. Żeby je udoskonalić. I czy byłabyś na siłach i zainteresowana tą propozycją?
-Jasne, tylko będziesz musiał mi pomóc, bo moja ręka i żebra…
-Oczywiście, ale potrzebuję pomocy zawodowca.
-No, to możesz na mnie liczyć- uśmiechnęłam się. On tak samo.
Rozmawialiśmy sobie przez jakiś czas, aż do mojej Sali wszedł Nick.
-Cześć Jo…- zamarł, kiedy zobaczył Michaela- Nick Walker, jej brat- podał mu rękę.
-Michael Jackson.
-Przyniosłem ci dzisiejszą gazetę.
Podał mi ją, a ja zerknęłam na pierwszą stronę.

„Sławna dżokejka Jodie Walker i jej czempion Castiel witali ziemię na torze. Wymuszony upadek, czy nieświadomy błąd? O ile nam wiadomo Jodie i Castiel ostro trenowali przed wyścigiem. Czyżby przesadzili i chcieli przerwać wyścig celowym upadkiem, żeby nie stracić swojej wysokiej pozycji w tabeli?”


Rzuciłam gazetę na ziemię.
-Znów się uwzięli i szukają spisku!- zdenerwowałam się.
Nick podniósł gazetę.
-Oni chyba żartują!- krzyknął.
-No właśnie!
Poczułam jak mi skacze ciśnienie i żebra kłują mnie od środka. Michael położył swoją dłoń na mojej.
-Spokojnie. Oni tacy są. Wszystko zrobią, żeby dostać kasę.
-Wiem, ale… Mam czasem dość.
-Ja tak samo. Trzeba ich zignorować.
Westchnęłam.
-A właśnie. Nowa firma chce cię sponsorować- odrzekł Nick.
-To im powiedz, że w tym sezonie już nie pojadę. Lekarz mi zabronił.
-Na pewno?
-Tak. Nie dam rady.
-Okej. To pójdę się z nimi spotkać. Do zobaczenia młoda.
-Pa…
Michael widział, że jestem smutna.
-Ej, nie martw się. Jeszcze dużo wyścigów przed tobą.

-Miejmy nadzieję…

*********************************************************************************
Przepraszam za tyle Gifów, ale mnie urzekły <3
Do następnego ;)

wtorek, 28 kwietnia 2015

Kontynuacja The Way You Make Me Feel...

Mam akurat wenę na TWYMMF i może udałoby mi się coś tam jeszcze napisać. Macie ochotę poczytać ciąg dalszy? :) 
Tylko mówię od razu, że nie wiem, kiedy się pojawi, bo w czwartek wyjeżdżam do Czech, a ta raczej nie będę miała komputera, chyba że jednak tata pozwoli mi go zabrać. W co wątpię. No ale zobaczymy. I nie wiem jak tam z internetem. Ale to się chyba jakoś da rozwiązać. :)
Więc co powiecie na C.D.?

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

The Way You Make Me Feel

No to tak, jak obiecałam wstawiam inną historię Jodie i Michaela. Krótka, ale mam nadzieję, że się spodoba :)
Zapraszam
Komentujcie
Enjoy !
I wstawiam tę ścieżkę dźwiękową, bo zakochałam się w niej bez pamięci i wydaje mi się, że pasuje do tej notki. Jak sądzicie?
*********************************************************************************

Prolog:

Bicie serca, tor, koń, meta, oddech… Wygrana.
Stukot kopyt. Rżenie wierzchowców. Ściskasz w dłoniach wodze i jedyne o czym myślisz, to żeby być ze swoim koniem jednością i zmierzając do mety, poczuć wiatr na twarzy. On kocha to tak, jak ty. Boksy się otworzyły. Robisz pół siad, a twój zwierzak cwałuje ile sił w nogach. Słyszysz uderzenia kopyt o podłoże i swój równomierny oddech. Już prawie meta, prawie…
Ciemność…

Otworzyłam oczy, lecz od razu poraziło mnie białe światło. Jęknęłam.
-Żeś mnie siostra nastraszyłaś- usłyszałam głos brata.
-Co się stało…?
-Miałaś wypadek. Odbiliście się z Castielem od barierki i noga mu się podwinęła. Rocky was popchnął na nią.
-Co ten facet do mnie ma? Że zawsze jest drugi? Nie moja wina, że jesteśmy z Castielem szybcy. Właśnie! Co z nim?

-Spokojnie. Twój ukochany koń wyścigowy jest w stajni. Trochę się poobijał, ale jest wszystko dobrze. Gorzej z tobą?
-To znaczy?- skrzywiłam się nagle.
-Połamane kilka żeber, pocięta ręka i mały wstrząs mózgu. O siniakach i reszcie nie wspomnę.
-Nie dobijaj mnie Nick.
-Wybacz.
Wszedł lekarz.
-O, widzę, że się pani obudziła. Jak się pani czuje?
-Nieźle. Kiedy mnie wypuścicie?
-Za kilka dni. Rozumiem, że kończy pani karierę dżokejki?
-Żartuje pan?- zapytał mój brat- Ona ma fioła na tym punkcie.
-Rozumiem. Wieczorem przyjdzie pielęgniarka z kroplówką. A dzisiaj w szpitalu mamy specjalnego gościa.
-Naprawdę? Kogo?
-Pewnego muzyka. Zobaczy pani. A tymczasem życzę miłego dnia- wyszedł.
Westchnęłam.
-Też będę leciał- odrzekł Nick.
-Przyjdziesz jutro?
-Oczywiście. Pójdę jeszcze do Castiela i jutro się zobaczymy- pocałował mnie w czoło.
Spojrzałam na szafeczkę. Dostrzegłam album ze zdjęciami. Wzięłam go do ręki i otworzyłam. Były tam zdjęcia moje i Castiela. Od źrebaka aż do teraz. Było zdjęcie jak razem skakaliśmy po łące, jak go kąpałam, pierwszy wygrany wyścig, jazda na oklep, nowy zestaw na wyścigi, podkuwanie, przerzucanie siana, pływanie w jeziorze… Mimowolnie się uśmiechnęłam. Nagle usłyszałam pukanie.
-Proszę.
Wszedł mężczyzna w okularach przeciwsłonecznych, w mundurze, który miał na sobie różne odznaki. Miał kręcone, długie, czarne włosy i zniewalający uśmiech, który zwrócił moją uwagę już przy wejściu.
-Dzień dobry. Przyszedłem w odwiedziny.
-Proszę usiąść.
Zajął miejsce obok mojego łóżka.
-Więc… Co takiego się stało, że tu jesteś?- zapytał.
-Eh. Wyścig, barierka no i spadłam z konia.
-Ścigasz się?
Pokiwałam głową.
-To moje życie. Robię to od kiedy pamiętam. Zawsze kochałam szybkość i konie. Nie widziałam innej opcji, jak bycie dżokejką.
-Spełniłaś swoje marzenie.
-Dokładnie. To już nie jest pasja, tylko sens dla którego żyję.
-A właśnie. Zapomniałem się przedstawić. Mam na imię Michael.
-Jodie.
-Piękne imię.
Zarumieniłam się lekko. Przesiedział ze mną trzy godziny, bo byłam ostatnią osobą, którą miał odwiedzić. Gdyby nie to, że pielęgniarka przyszła i powiedziała, że koniec odwiedzin, to rozmawialibyśmy do nocy.
-Mogę wpaść do ciebie jutro?- zapytał nieśmiało.
-Jasne. Będzie mi bardzo miło.
Posłał mi piękny uśmiech.
-Więc życzę ci dobrej nocy i szybkiego powrotu do zdrowia. Wpadnę rano.
-Dobrze. Dobranoc Michael.

-Dobranoc...

          "Jeżeli chcesz ścigać się do mety, musisz wiedzieć, że to to, co kochasz."
                                         ~Ja 

I jak? Może być? :) To ostatnie zdjęcie, to moje wyobrażenie Castiela. :3
Mam nadzieję, że się podobało. 

sobota, 25 kwietnia 2015

A Place With No Name #14

Dobra. Udało mi się napisać nową notkę. Całe szczęście, że miałam chwilowy przypływ weny. Nie wiem co więcej powiedzieć. Zapraszam więc :)
Komentujcie
Enjoy :3
*********************************************************************************

MIESIĄC PÓŹNIEJ:
Perspektywa Rose:
-Michael, powiem ci, jak będą dwie kreski.
-Na pewno?
-Nie.
-Ej!
-Przecież wiesz, że tak. Nie mogę znieść, jak ciągle mnie pytasz: I co? Już wiesz? Co wyszło? Dostaję nerwicy.
-O co się kłócicie?- zapytała Alex.
-O nic. Wcale się nie kłócimy. Mamy tylko inne zdania- mruknęłam.
-Tak, jasne.
Wywróciłam oczami.
-A w jakiej sprawie przyszłaś?
-Mogę jechać na tydzień do Emily? Są wakacje…
-W sumie nie widzę przeciwwskazań.
-Jej! Dziękuję- przytuliła się do mnie.
-To leć się spakuj. A rozmawiałaś z Emily?
-Tak. Jej mama się zgodziła.
Pobiegła do siebie po chwili i zaczęła pakować torbę. Stanęłam przy oknie i próbowałam się uspokoić. Po chwili poczułam, jak Michael przytula mnie od tyłu.
-Przepraszam kochanie. Wiem, że przesadzam… ale mi strasznie zależy na tym dziecku.
-Mi też. Ale nie mogę się denerwować, bo to zmniejsza szanse na ciążę. A jak tak ciągle mnie pytasz: „I jak? Już wiesz?”, to dostaję szału.
-Wiem. Przepraszam cię- pocałował mnie w ramię, potem w szyję i w  policzek.
-Nie gniewam się, tylko zrozum proszę.
-Dobrze kochanie. Strasznie cię kocham.
-Ja ciebie też.
Poczułam, jak jego łapki wsuwają się pod moją koszulkę, a usta dotykają delikatnie szyi.
-Michael- przystopowałam go.
-No co? Oj chodź kochanie. W końcu dziecko się samo nie zrobi.
-Z twoim zapałem do tego, to ty sam wystarczysz, żeby się urodziło.
-W kimś muszę zasadzić ziarenko, żeby zakiełkowało.
-Ej. Nie sprowadzaj mi się tu do ogrodnictwa.
-Tak? Bo co?
-Bo wiosło.
Zmarszczył brwi.
-Ej. Proszę natychmiast przeprosić.
-Niby z jakiej racji?
Przycisnął mnie mocniej do siebie i spojrzał w oczy. Nie ukrywam, że zatonęłam w nich bezgranicznie. Można powiedzieć, że utonęłam w czekoladzie.
-Bo wiem, jak na ciebie działam i długo mi się nie oprzesz- przygryzł wargę, szepnął mi do ucha, a następnie zaczął obsypywać szyję pocałunkami.
Objęłam go za szyję i wtopiłam się w jego usta. Odwzajemnił pocałunek, po czym wziął mnie na ręce i zaczęliśmy kierować się na górę. W tym momencie przed nami stanęła Alex.
-Ekhem.
Spojrzeliśmy na nią zakłopotani. Mój mąż postawił mnie na ziemi, a ja poprawiłam koszulkę.
-Możemy jechać?- zapytała moja siostra.
-Tak. Chodźmy- odparłam, rumieniąc się.
-Tylko wracaj szybko- mruknął mi do ucha Mike.
-Zastanowię się, bo boję się co takiego mi zrobisz w pustym domu- zaśmiałam się.
-Wiesz, że cię nie skrzywdzę- powiedział poważnie.
-Wiem. Dobrze, to jedziemy. Niedługo będę- cmoknęłam go w usta.
Wsiadłam z Alex do samochodu. Kiedy sprawdziłam, czy jest dobrze zapięta i ma wszystko, czego potrzebuje, ruszyłam. Przez jakiś czas jechałyśmy w ciszy. Michaelowi strasznie zależy na tym dziecku… A co… A co jak się okaże, że nie mogę mu go dać? Odgoniłam tę myśl.
-Co się dzieje między wami?- usłyszałam z tyłu.
-Hę?
-No co jest między tobą, a Michaelem?- bystra ta sześciolatka.
-Nic kochanie.
-Przecież widzę.
Westchnęłam.
-Wszystko jest dobrze. To, że czasem mamy odmienne zdania, to nie oznacza, że zaraz się rozstaniemy.
-Mam nadzieję. Lubię Michaela.
-Cieszę się z tego powodu. No, jesteśmy.
Alex wybiegła od razu, jak zaparkowałam. Wzięłam jej torbę i podążyłam za nią.
-Dzień dobry- przywitałam się z mamą Emily.
-Witaj Rose. Alex dużo nam o tobie mówiła. Może wejdziesz?
-Nie, dziękuję. Muszę wracać do domu. Mąż na mnie czeka.
-Ah tak. Pan Michael, zgadza się?
-Owszem. Ale…
-Alex mówiła.
No tak. Cała ona. Mała gaduła. Podałam kobiecie torbę z rzeczami mojej siostry, pożegnałam się z nią i wsiadłam do auta. W drodze zadzwonił mój telefon.
-Halo?
-Za ile będziesz, kochanie?- chyba nie muszę mówić, kto to był.
-Już wracam, a co?
-Bo tęsknię.
-Mówisz?
-Oczywiście. Ja zawsze tęsknię, jak cię nie ma.
-Mhmmmm. A nie sprowadzasz sobie panienek pod moją nieobecność?
-Skądże. Wszystkie moje fizyczne potrzeby zaspokajasz ty.
-Dobra, dobra. Nie świntusz mi tu przez telefon.
Usłyszałam jego cichy śmiech.
-Wracaj już do mnie. Mam niespodziankę.
-Zaraz będę.
-Dobrze. Kooooocham.
-Ja mocniej.
-Właśnie, że ja.
-Nie kłóćmy się. Za chwilę dojadę.
Rozłączyłam się zanim rozpoczął nową kłótnię. Kiedy przekroczyłam bramy Neverlandu i weszłam do domu, Mike porwał mnie na ręce i zaniósł do kuchni.

-Niespodzianka!
Kiedy mnie postawił, udało mi się tylko wykrztusić:

-Wow… 

czwartek, 23 kwietnia 2015

Notka Specjalna

Tak jak obiecałam, oto notka specjalna z okazji 4000 wyświetleń. Miałam ją napisaną wcześniej, ale wrzucam teraz, bo nie miałam do tego głowy. Niedługo może zabiorę się za APWNN. Jutro po koniach może coś popiszę. Trening ważny. Uważam, że ta notka mi nie wyszła. Nie wiem czemu. Ale w każdym razie zapraszam i przepraszam...
*********************************************************************************

*********************************************************************************
PLUS POSTACIE :) 

                                                                     Jodie Walker (l.25)


                                                         Michael Jackson (l.28)

*********************************************************************************
Miałam drugą zmianę w klinice weterynaryjnej. Moje imię Jodie. Nazwisko Walker. Lat 25.
-Jodie. Przyjdzie zaraz gwiazda światowego formatu z tygrysem.
-Słucham?! Z tygrysem?!
-Tak. Mówiłaś, że miałaś praktyki z tygrysami.
-No niby tak…
-No właśnie. Przygotuj sobie narzędzia. Będzie za dziesięć minut.
Super. Po prostu świetnie. Tygrys. Co te gwiazdy sobie myślą? Że jestem Indiana Jones? Pff. Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi.
-Proszę.
Wszedł mężczyzna w przyciemnianych okularach z tygrysem bengalskim na smyczy.

-Dzień dobry. Miałem umówioną wizytę.
-Tak, wiem. Zgaduję, że to pana pupilek?- uśmiechnęłam się sarkastycznie, a on zaśmiał się.
-Zgadza się.
-No dobra. To do roboty. Proszę go posadzić tutaj- wskazała miejsce.
-Chodź Dżari. Wskakuj- odrzekł do tygrysa.
Zwierzę posłusznie zajęło wyznaczone miejsce i usiadło spokojnie.
-Więc w czym problem?
-Jest ostatnio jakiś markotny. Czasami kuleje i nie ma apetytu.
-Kuleje, mówi pan?

-Zgadza się. Ale tylko momentami.
Wzięłam jego łapę i dokładnie obejrzałam opuszkę śródręczną.
-Tak jak sądziłam. Kawałek szkiełka. Zaraz je wyjmiemy.
Wzięłam pęsetę i delikatnie mu to wyjęła, oczyszczając potem ranę i bandażując.
-Tylko tym razem uważaj gdzie biegasz maluchu- podrapałam go za uchem.
-Jestem pani dłużnikiem. Ile się należy?
-Nic się nie należy. Nie chcę pieniędzy.
-Ale…
-Żadne „ale”. Zdrowie pańskiego tygrysa jest ważniejsze.
Uśmiechnął się do mnie.
-Dziękuję pani bardzo. A przy okazji jestem Michael. Michael Jackson.
-Jodie Walker.
-Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.
-Ja też… ale może w innych, trochę przyjemniejszych, okolicznościach. Aha i przyjdź z Dżarim jutro na kontrolę.
-Dobrze. To do zobaczenia Jodie.
-Do zobaczenia. Trzymaj się Dżari- pogłaskałam go po łbie.

NASTĘPNEGO DNIA:
-Jodie, mogłabyś przynieść mi papiery z gabinetu?- zawołał mój przełożony.
-Te w sprawie operacji psa?
-Tak te.
Udałam się tam i wyszukałam dokumenty. Po drodze wpadłam na Michaela.
-Hej. Masz może chwilę?- zapytał.
-Jasne. Wejdźcie do gabinetu, a ja zaraz przyjdę.
Posłał mi uśmiech i poszli razem z Dżarim. Po chwili do nich dołączyłam.
-Jak się miewa nasz tygrysek?
-Lepiej. Już nie kuleje i więcej je.
-Bardzo się cieszę. A jak u niego samopoczucie?
-Świetnie. Jest bardziej towarzyski.
Zmieniłam mu jeszcze opatrunek na łapie, po czym przepisałam kilka rzeczy dla tygrysa i podałam je Michaelowi.
-Dziękuję Jodie. Mam u ciebie dług.
-To moja praca. Nie jesteś mi nic winien.
-To chociaż zgódź się na kolację.
Spojrzałam na niego.
-Nie odpuścisz, prawda?
Pokręcił głową.
-No dobrze- westchnęłam- Uparciuch z ciebie.
-Wiem. To u mnie normalne. Przyjadę po ciebie wieczorem.
Podałam mu swój adres i zajęłam się dalszą pracą. Wieczorem zaczęłam się szykować. Zrobiłam sobie delikatny makijaż i założyłam błękitną sukienkę. Równo o szóstej usłyszałam dzwonek. Otworzywszy drzwi, ujrzałam Michaela w eleganckim czarnym garniturze. Zmierzył mnie od stóp do głów.
-Wow. Pięknie wyglądasz- powiedział.
-Dzięki. Ty też.
-Idziemy?- podał mi ramię.
-Tak. Idziemy- ujęłam je i zaprowadził mnie do swojego auta.
Czarny mustang. Ale szpan. Mimo tego zaśmiałam się. Po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Kiedy tylko usiedliśmy, kelner przyniósł nam szampana.
-Od zawsze chciałaś być weterynarzem?- zapytał mnie.
-Od najmłodszych lat. Moja mama też nim była.
-Pewnie jest z ciebie dumna.
-Była… Nie żyje od kilku lat…
Poczułam dotyk na dłoni.
-Przykro mi.
Uśmiechnęłam się lekko.
-A ty zawsze chciałeś być muzykiem?
-Nie miałem zbytnio wyboru. Ojciec mnie do tego zagonił, jak byłem mały.
-Nie lubisz tego?
-Kocham. Nie powiedziałem, że tego nie lubię- puścił mi oczko.
Po kolacji odwiózł mnie do domu.
-Miło było.
-Zgadzam się. Dziękuję za kolację.
-To ja dziękuję. Uratowałaś Dżariemu łapę.
-Jak już mówiłam, taką mam pracę.
-Mimo wszystko dziękuję.
-Nie masz za co. To dobranoc Michael- stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek.

-Dobranoc Jodie… 

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

A Place With No Name #13

Witajcie.
Wiem, jak zwykle późno dodaję notkę, ale tak już jest. Mamy ponad 4000 wyświetleń. Więc co proponujecie na N.S.? Jakieś ciekawostki? A może mam odpowiedzieć szczerze na Wasze wszystkie zadane pytania? Wybór należy do Was. A tymczasem zapraszam ;)
P.S. Proszę się nie czepiać, że to Wszystko tak szybko leci. Wiem co robię. Trochę wiary we mnie xD
*********************************************************************************

Następnego dnia Rose wróciła ze mną do Neverlandu. Zanim weszła, wziąłem ją na ręce.
-Co ty robisz, wariacie?!- zaśmiała się.
-Przenoszę cię przez próg. Witaj z powrotem.
Objęła mnie za szyję i pocałowała.
-Tylko, że przez próg przenosi się żonę.
-Więc już się przyzwyczajaj.
-Co masz na myśli?
Postawiłem ją na środku salonu i wyciągnąłem z kieszeni małe pudełeczko. Klęknąłem na jedno kolano.
-Chciałem to zrobić wieczorem przy kolacji, ale nie zostawiłaś mi wyboru. Tak więc Rose?
-Tak?
-Zostaniesz moją żoną?

Zasłoniła usta dłońmi, a w jej oczach dostrzegłem łzy szczęścia.
-Oczywiście Michael.
Uniosłem ją do góry, okręciłem w kółko i postawiwszy ją na ziemie, założyłem jej pierścionek.
-A wieczorem zapraszam cię na kolację. Sam ją zrobię. Co ty na to?
-Sam zrobisz?
-Mhmmmm- wymruczałem w jej szyję i w nią pocałowałem.
-No dobrze.
-Świetnie. Więc teraz niech moja królowa rozsiądzie się w salonie, a ja wszystko przygotuję- cmoknąłem ją w usta.

KILKA GODZIN PÓŹNIEJ:
-Kochanie, kolacja!- zawołałem, ale nikt nie przyszedł.
Poszedłem do salonu. Rose spała skulona w kulkę na kanapie, pod kocykiem. Klęknąłem obok i pocałowałem ją w czoło.
-Kotku- szeptałem- Rose. Chodź jeść.
Delikatnie otworzyła oczy.
-To już?
-Mhm. Jesteś głodna?
-Jak wilk.
-Moja wilczyca- zaśmiałem się i pocałowałem ją- Ale chodź już, bo wystygnie.
Pomogłem jej wstać i zaprowadziłem do kuchni. Nalałem nam wina i nałożyłem bagietkę z przyprawami. Kiedy Rose wzięła pierwszy gryz, zapytałem:
-Smakuje?
-Jest genialne. Będę pamiętać, kto ma robić obiady Panie Kucharzu- puściła mi oczko.
-Dla mojego słoneczka wszystko- pocałowałem ją w dłoń.
-Kocham cię.
-Ja też cię kocham- uśmiechnąłem się.

PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ:
-Wcale nie jesteś gruba- zaśmiałem się.
-Michael, spójrz na mnie. Widzisz tę oponkę?- szczypnęła się w brzuch.
-Jakoś miesiąc temu w suknie ślubną się mieściłaś.
-No właśnie! A teraz w nią już nie wejdę.
-Kochanie, spójrz na mnie.
Podniosła wzrok.
-Jesteś przepiękna i chuda. Nie wiem, czemu masz kompleksy. Spójrz- wskazałem na lustro i objąłem ją od tyłu w pasie, kładąc głowę na jej ramieniu- Co widzisz?
-Nas…
-A dokładniej?
-Jak ty mnie przytulasz…
-Właśnie. Więc dla mnie bez znaczenia, czy będziesz hipopotamem, czy baletnicą, ja i tak będę cię kochał najbardziej na świecie.
Odwróciła się do mnie.
-Czyli nie utyłam?
-Ani trochę. Masz taką samą figurę, jak sprzed ślubu.
Przyciągnęła mnie do siebie i pocałowała.
-A teraz… Czy moglibyśmy porozmawiać?- zapytałem.
-Oczywiście. A o czym?- usiedliśmy na łóżku. Ująłem jej dłonie.
-Bo… pomyślałem, że to już odpowiedni czas, żeby… starać się o dziecko…- pogłaskałem się po karku z zakłopotania. Nie wiedziałem, co odpowie.
-Jesteś już gotów?- zapytała mnie.
-Bardziej nie będę. A ty?
-Ja chyba też. Ale proszę, nie naciskaj na mnie, zgoda? Jeżeli będę miała zajść w ciążę, to zajdę, dobrze?
-Oczywiście kotku. Dziękuję- pocałowałem ją.
-Tylko, że ty też musisz włożyć w to trochę pracy- uśmiechnęła się zawadiacko.
-Już ja wiem, co muszę robić- puściłem jej oczko- A teraz lecę jeszcze do studia. Wrócę za godzinkę. No, może dwie. Kocham cię.
-Ja ciebie też.
Uśmiechnąłem się i wsiadłem do samochodu. Nareszcie moje marzenie się spełni. Będę miał dzidziusia. Przez cały czas o tym myślałem. Jeśli będzie to synek, to nauczę go grać w piłkę, strzelać z pistoletów na wodę, jeździć na rowerze, a jak córeczka, to będę jej robił warkoczyki do szkoły, trzymał za ręce, podczas nauki na rolkach i uczył jazdy na konikach. A do tego wliczają się jeszcze starania. Oh, Michael, ty stary byku. Najwyższy czas.
-Mike! Co jest z tobą? Nie nagraliśmy dzisiaj żadnego kawałka- z transu wyrwał mnie Quincy.
-O, wybacz Q, ale zamyśliłem się.
-Właśnie widzę. A nad czym tak właściwie?
-Ale nikomu nie powiesz?- pokręcił głową i się nachylił- Planujemy z Rose dziecko- szepnąłem.
-Naprawdę? Ty stary psie!- zaśmiał się i poklepał mnie po plecach- Wiedziałem, że niedługo tak będzie.
-Serio?
-Jasne. Ty i Rose jesteście zgrani jak frytki i keczup. Czekaj, może to nie za dobre porównanie. O wiem. Jak kowboj i koń.
-Mam rozumieć, że ja jestem jej koniem?- zaśmiałem się.

-No wiesz. Nie wiem w jakich pozycjach wy to robicie- zarumieniłem się i przewróciłem oczami.
-Zależy jaki mamy dzień- zażartowałem.
-O, to jeszcze lepiej. Jakieś zróżnicowanie w życiu erotycznym się przyda…
-Quincy, już wystarczy- zawstydziłem się.
-No co? Tak już jest. Wracaj tam do niej. Płytę skończymy kiedy indziej. I udanych starań.
-Dzięki.
-I daj znać od razu, jak się dowiesz, że zostaniesz tatusiem, jasne?
-Się rozumie!- krzyknąłem w biegu do auta.
Odpaliłem silnik i pojechałem do domu. Wbiegłem z hukiem do domu, porwałem Rose na ręce i zamknąłem nas w sypialni.
-Michael. Poczekaj- przystopowała mnie.
-Co się stało?
-Wiesz, że jeżeli ci… znaczy nam… się uda, to będę potem gruba?
Zaśmiałem się.
-Masz obsesję na punkcie swojej figury, wiesz?- uśmiechnąłem się.
-Wiem, ale chcę ci się podobać.
-Zawsze będziesz mi się podobać. Niezależnie od swoje sylwetki. A jak będziesz nosiła w brzuszku naszego dzidziusia, to będę miał więcej do kochania.

Pocałowała mnie i kontynuowaliśmy naszą czynność. Kochałem ją jak szalony i chciałem mieć z nią dziecko. Chciałem mieć w końcu szczęśliwą rodzinę… 

sobota, 18 kwietnia 2015

A Place With No Name #12

O wow. Jak widzicie będę musiała szykować notkę specjalną za 4k wyświetleń.
Przepraszam, że dalej nie komentuje, ale nie czuję się najlepiej. Może jutro mi się uda. Te notkę miałam napisaną do przodu, więc ją wrzucam. Komentujcie. :) Przepraszam też, że taki krótki.
Zapraszam
*********************************************************************************
Minął miesiąc. Nie dawałem sobie rady bez Rose. Leżałem w łóżku, kiedy…:
-Michael, wstawaj!
Leżałem na brzuchu w samych spodniach w moim łóżku. Kołdra była porozwalana, a ja czułem się strasznie. Wtem Janet weszła do mojego pokoju.
-Wstawaj leniu śmierdzący!- zdjęła ze mnie okrycie.
-Jeszcze pięć minut.
-To pięć minut może zaprzepaścić ci życie. Rose na pewno do ciebie nie wróci po tym, co Brook powiedziała brukowcom.
-Co takiego?- zerwałem się na równe nogi.
-Chodź na dół. Może puszczają powtórkę.
Włączyliśmy w salonie program poranny.
-„Jakie są twoje stosunki z panem Jacksonem?”
-„Oh, bardzo bliskie. Wczoraj  byliśmy razem na gali. Chciał zapomnieć o swojej byłej dziewczynie.”
-„Byłej? Pan Jackson chyba nie ma szczęścia w miłości.”
-„Zgadzam się. Po gali spędziliśmy cudowną noc. Już mu pewnie przeszło po tej dziewusze.”
Wyłączyłem to, bo nie mogłem więcej słuchać tych kłamstw. Zacząłem się ubierać.
-Jadę do Rose. Niedługo wrócę.
Nie czekałem na szofera. Wziąłem auto i sam tam pojechałem. Zapukałem do drzwi.
-Rose?
-Znowu ty?- w jej oczach pojawiły się łzy- Dlaczego nie zostawisz mnie w spokoju?
-Bo cię kocham.
-Tak?! To ciekawe co na to Brooke! Jak Wam minęła noc?! Pobzykałeś sobie w końcu, co?!
Przytuliłem ją. Schowała twarz w moją klatkę piersiową.

Powoli zacząłem się z nią kierować do środka. Usiedliśmy na kanapie.
-To wcale tak nie było.
-Nie? A jak?
-Pojechałem do Brooke z prośbą, żeby odwołała to, co ci nagadała, ale ona powiedziała, że jeżeli pójdę z nią na galę. Zgodziłem się, bo chciałem cię odzyskać. Na gali się pokłóciliśmy, bo w przemowie wspomniałem o tobie i powiedziałem, że cię kocham, a ona momentalnie się zjeżyła. Po kłótni wyszedłem na dwór i pojechałem do domu, a ona w tym czasie nagadała tym reporterom tych kłamstw. Chciała nas rozdzielić od początku.
-Nie kłamiesz?
-Nie skarbie.
Spojrzała mi w oczy i nagle... mnie pocałowała. Ścisnąłem ją w pasie i lekko uniosłem, po czym udałem się do sypialni.
-Czy możesz mi przysiąc, że wszystko co powiedziałeś to prawda?- zapytała, kiedy na nią spojrzałem, wisząc nad nią.
-Przysięgam. Z ręką na sercu.
Uśmiechnęła się lekko i kontynuowaliśmy to, co żeśmy zaczęli. Po wszystkim się we mnie wtuliła i spojrzała na mnie.

-Tęskniłem za tobą.
-Ja za tobą też. Ale nie daruję tej szmacie.
-Spokojnie kochanie. Karma ją dopadnie- pocałowałem ją we włosy.
-Jesteś taki… inny. Jakby odmieniony po tej przerwie. Może powinnam robić  to częściej?
-Ani mi się waż. Jedyne co powinniśmy robić częściej, to się kochać- zaśmiałem się.
-Erotoman.
-Ale twój erotoman- pocałowałem ją.
-No mam nadzieję.
-A gdzie Alex?
-Pojechała na tydzień do babci.
Zawisnąłem nad nią.
-Czyli mamy cały tydzień tylko dla siebie- mruknąłem zmysłowo i zacząłem całować jej szyję.
-Mike- szepnęła- Proszę cię.
-Tak? A o co?- nie przestawałem, a wręcz zjechałem niżej.
-Przestań już. To łaskocze- zachichotała.
Odsunąłem się od niej i spojrzałem głęboko w oczy. Tak mi jej brakowało. Jej ust, ciała, uśmiechu, głosu… Czułem się taki niedopełniony. Teraz czułem się znów szczęśliwy.
-Wrócisz ze mną do Neverlandu?
-Chcesz tego?
-Jak niczego innego.
Chwilę nic nie mówiła, aż w końcu się uśmiechnęła i odrzekła:
-Wiesz, że nie umiem ci odmawiać.
Zaśmiałem się i znów wpiłem w jej usta. Przyciągnęła mnie do siebie tak, że nasze ciała się stykały.
-Kocham cię Michael.

-Ja ciebie też kwiatuszku. I zawsze będę…


Hej. I jak się Wam podobała notka? Mam nadzieję, że była znośna xd 
Do następnego :3

piątek, 17 kwietnia 2015

39 lat temu...

Wiem, że to moze was nie interesować ale chciałabym uczcić pamięć najlepszej na swiecie klaczy wyścigowej Ruffian. Dokładnie 39 lat temu została uśpiona. 
Jako 4 latka wygrała wszystkie wyścigi. Kiedy miała ścigać sie z innym mistrzem - ogierem, dżokej który jeździł na nich obu wybrał Ruffian. Niestety podczas wyścigu klacz doznała poważnego uszkodzenia nogi ale dalej biegła jeszcze przez 30-40 metrów. Zrobili jej operacje. Kiedy narkoza przestała działać, Ruffian zaczęła galopowac, łamiąc sobie druga nogę gipsem. Uśpili ja wiec. Została pochowana na torze wyścigowym chrapami w stronę mety, zeby na zawsze pamietać o jej zwycięstwach. 
Ruffian. Na zawsze w pamięci [*]
Możecie przeczytać o tym wiecej na Wikipedii. 
Wiem ze to nie związane z blogiem, ale uważam ze Ruffian zasługuje na uczczenie pamięci o niej. 
[*]

wtorek, 14 kwietnia 2015

A Place With No Name #11

Cześć. Dodaję te TOTALNIE BEZNADZIEJNĄ notkę, bo niedługo weekend, a ja trenuję w nowej stajni i nie ma lekko. A co za tym idzie, brakuje mi czasu na pisanie. Nie jestem z tego zadowolona. Ale w każdym razie... zapraszam...
*********************************************************************************

Perspektywa Rose:
Rano odwiozłam Alex do przedszkola i pojechałam prosto do pracy. Rozkładałam stare książki, kiedy usłyszałam:
-Rose…
Odwróciłam się. Stał tam Michael.
-Czego znów ode mnie chcesz?
-Chcę to wyjaśnić.
-Nie masz czego wyjaśniać- odwróciłam się i poszłam w stronę biura.
-Rose! Daj mi dojść do słowa! To wszystko wielkie nieporozumienie!
-Nieporozumienie?! W takim razie to nasz związek był nieporozumieniem!
-Posłuchaj mnie. Brooke to wszystko zmyśliła. Nie wiem co ci nagadała, ale jak ją znam, to zrobiła tak, że ja wyszedłem na tego złego. Jeżeli powiedziała coś, co mnie oczerniło, to na pewno to jest kłamstwo. Nigdy w życiu bym cię nie skrzywdził.
-Skąd mam mieć pewność? Brooke pewnie miała jakieś podstawy, że powiedziała to o tobie.
-Brooke to aktorka! Ona umie wszystko tak zagrać, że w to uwierzysz!
-Wybacz Mike, ale… Nie mogę… Nie teraz. Potrzebuję trochę czasu.
Weszłam do biura.
-Rose…
-Zostaw ją Mike. Nic teraz nie wskórasz- usłyszałam głos Amandy. 
-Ale miej na nią oko, dobrze? Jest dla mnie strasznie ważna.
-Obiecuję.

Perspektywa Mika:
Wyszedłem w końcu z biblioteki i spojrzałem na zegarek. Eh. Dziś bankiet. Brooke niszczy mi życie. Wróciłem więc do domu i zacząłem się szykować. Ubrałem swój ulubiony mundur, rękawiczkę i okulary, po czym szofer zawiózł mnie pod dom Brooke. Nie wyszedłem po nią. Nie miałem podstaw. Weszła do mojej limuzyny i pojechaliśmy. Nie odezwałem się do niej słowem, w czasie, kiedy ona nawijała o sprawach mniej ważnych, czyli tak zwanych pierdołach. Całą drogę myślałem o Rose. Kiedy wysiedliśmy z auta, ona złapała mnie za rękę, a ja spojrzałem na nią z zamiarem protestu, ale mnie wyprzedziła.

-Jeżeli chcesz jeszcze odzyskać te swoją dziewuchę, to rób co ci każę.
Mruknąłem pod nosem i weszliśmy na galę. Od razu zbiegło się dużo paparazzich. Brooke tuliła się do mnie, a ja nie byłem tym zachwycony. Siedzieliśmy przez cały czas obok siebie. W końcu wywołali moje imię i wszedłem na scenę, żeby wygłosić przemowę.
-Dziękuję za tę nagrodę. To dla mnie wiele znaczy. Ale chcę z tego miejsca podziękować jednej bardzo ważnej dla mnie osobie. Mojej ukochanej Rose. Jeżeli to oglądasz, to pamiętaj, że bardzo cię kocham.
Powiedziawszy to, zszedłem na dół i zająłem swoje miejsce. Brooke jak się domyślacie, piorunowała mnie wzrokiem za wzmiankę o mojej różyczce. Ale nie obchodziło mnie to. Udawałem, że tego nie widzę.
-Co to właściwie było?- syknęła, kiedy wszyscy się już bawili.  
-Wyznanie prawdy.
-Jesteś tu ze mną, a nie z tą szmatą.
-Nazwij ją tak jeszcze raz…!- zagroziłem.
-A co? Nie odważysz się nic zrobić. Mogę cię zniszczyć nie wstając z kanapy i popijając drinka. Jesteś zerem kochany. Totalnym nieudacznikiem. Nie umiesz się nawet sam wybronić.
-Ty podstępna małpo!
-Nie pozwalaj sobie, to po pierwsze. A po drugie: właśnie zmarnowałeś szansę na to, żebym wyjaśniła wszystko tej twojej dziewusze. Mam  głęboko w poważaniu, czy wam się uda, czy nie. Jesteś zdany na siebie.
-Od początku to planowałaś. Przyznaj się!
-Oh, oczywiście, że tak. Przecież mnie znasz- zaśmiała się sztucznie.
-Jesteś najbardziej podłą osobą, jaką znam.
-Oj, przykro mi… A właściwie to nie.
Odwróciłem się napięcie i odszedłem od niej. Udałem się na zewnątrz. Co za… co za szuja! Żeruje na nieszczęściu innych. Jak ja mogłem z nią kiedyś być? Chociaż nasz „związek” opierał się na sensacjach łóżkowych, a nie było w tym ani krzty uczucia. Kiedy byłem z Rose… To tak, jakby urodził się we mnie nowy człowiek. Chciałem być lepszy i uszczęśliwiać ją każdego dnia, żeby codziennie z rana widzieć jej uśmiech.
-Oh Rose. Jak mi cię brakuje- wyszeptałem i schowałem twarz w dłoniach, siadając na ławeczkę.

Po chwili jednak podniosłem wzrok na gwiazdy. Były wyjątkowo piękne tej nocy, a na niebie nie było ani jednej chmurki, która mogłaby zakłócić te harmonię. Wtem przyszedł do mnie Quincy.
-Hej Michael. Co jest z tobą?
-Problemy z kobietami.
-Ahaaaaaa- mruknął, jakby wszystko stało się jasne i usiadł obok- No to opowiadaj.
-Brooke pewnego dnia wparowała mi do domu, jak byłem na nagraniach i nagadała Rose głupot, tak, że ona we wszystko uwierzyła i teraz nie chce mnie znać. A Brooke za to zrobiła mnie w konia.
-Rose na pewno jest świetną dziewczyną. Jeżeli mały Mikey stracił dla niej głowę, to jest coś na rzeczy. A Brooke się nie przejmuj. To suka- zaśmialiśmy się.
-Tylko boję się, że nie odzyskam mojego skarbu.
-Jeżeli jest między wami chemia, to nie masz się o co bać. Uwierz mi.
Uśmiechnąłem się.
-Dzięki Q.
-Nie ma sprawy. Wrócisz do środka?
-Nie, dzięki. Posiedzę jeszcze chwilę i wrócę do domu. Trochę dużo wrażeń jak na jeden dzień.
-Jak uważasz.
-Miłej zabawy- odrzekłem.
-Dzięki. I powodzenia z Rose.

Zaśmiałem się w duchu. Zerknąłem znów w niebo i mruknąłem:
-Przyda mi się przyjacielu. Oj przyda… 
*********************************************************************************
Wiem,  że wyszła totalna klapa, ale nie mogę nic lepszego napisać. A sam odpoczynek mi nic nie da. 
:/ Eh, no trudno. Do zobaczenia następnym razem... 

niedziela, 12 kwietnia 2015

A Place With No Name #10

Następny rozdział z tej serii. Rozdział jest trochę przykrótki, ale następny będzie dłuższy :)
Miłego tygodnia w szkole Wam życzę :) Dobrych ocen i uczcie się tam ;D
Zapraszam do czytania i komentowania :)
Pozdrawiam ;3
*********************************************************************************
Następnego dnia Michael znów musiał iść do studia. Siedziałam w kuchni, popijając kawę, kiedy usłyszałam huk. Do mnie wbiegła rozzłoszczona Brooke.
-Posłuchaj mnie wywłoko! Michael będzie mój, czy ci się to podoba, czy nie.
-Możesz sobie pomarzyć. Kocham Michaela.
-A skąd masz pewność, że on kocha ciebie?
Nic nie powiedziałam.

-A właśnie. Widzisz? Nie masz pewności. Czy słyszałaś kiedyś o jakiejś jego dziewczynie? Nie. Bo on o ty nie rozmawia. Zawsze je rozkochiwał i zostawiał. Ty wcale nie jesteś jego wielką miłością, tylko następną kobietą do zabawiania się.
-Wcale nie! Kłamiesz!
-Tak? To go zapytaj, ale wątpię, że ci to powie. Nie będzie sobie przecież szkodził, prawda? Ostatnio mi nawet mówił, że znalazł sobie następną naiwniaczkę. Zastanów się nad tym- powiedziała i wyszła.
Nie mogłam w to uwierzyć… Michael chciał mnie najpierw udobruchać po śmierci mamy, a teraz chce mnie wykorzystać.
-Alex!
Moja młodsza siostra zeszła na dół.
-Pakuj się szybko.
-Czemu?
-Po prostu się spakuj. Nie pytaj.
Alex poszła na górę i zaczęła pakować nieudolnie swoje rzeczy. Ja zrobiłam to samo i wyjechałyśmy. Wróciłyśmy do domu po mamie. Zamknęłam się w pokoju i zaczęłam płakać…


Perspektywa Michaela:
Wracałem szczęśliwy do domu. Wreszcie po kilku godzinnej pracy zobaczę mój skarb i wezmę go w objęcia.
-Kochanie, już jestem!
Stałem tak przez chwilę, ale Rose nie przyszła. Szukałem jej w sypialni, w kuchni, w gabinecie ale jej nie znalazłem.
-Jared, nie wiesz, gdzie jest Rose i Alex?
-Dziewczyny pojechały dzisiaj do domu.
-Co? Jak to?
-Tak to. Była tu dzisiaj Brooke i…
-Brooke?!
-No tak- odrzekł mój ochroniarz.
Nic więcej nie powiedziałem, tylko wsiadłem w samochód i pojechałem do Rose. Kiedy zapukałem, otworzyła mi moja ukochana.
-Czego chcesz?
-Rose, co się stało? Czemu odeszłaś?
-Nie udawaj niewiniątka! Przyznaj, że ja byłam następną łatwą laską!
-Co?! Nie! Skądże!
-Nie?! To czemu nie chciałeś rozmawiać o swoich byłych?
Przez chwilę nic nie mówiłem.
-No właśnie!
-Nie chciałem o nich mówić, bo zawsze leciały na moją kasę i nie lubię tego wspominać.
-Daruj to sobie! Zejdź mi z oczu.
Zamknęła drzwi. Chciałem je złapać i
przeszkodzić jej w tym, ale była szybsza. W takim razie czas pojechać do Brooke. Oj, zrobię jej taką jazdę, jakiej nie zapomni. Nie miała prawa wtrącać się w mój związek! Wyszedłem wściekły z samochodu i zacząłem uderzać pięścią w jej drzwi. W końcu mi otworzyła.
-Mikey!- ucieszyła się.
-Brooke, musimy pogadać- byłem bardzo zdeterminowany.
-Jasne. Chcesz herbaty?
-Nie chcę żadnej pieprzonej herbaty! Co nagadałaś Rose?!
-Jej? Nic. Porozmawiałyśmy sobie szczerze o waszym związku?
-Jakim zakichanym prawem wpieprzasz się w moje życie?!- wybuchłem.
-Bo ty możesz mieć tylko jedną kobietę i jestem nią ja!
-Wciąż do ciebie nie dotarło, że między nami nic nie będzie? Masz pojechać do Rose i jej to wszystko wyjaśnić!
-Oczywiście, ale pod jednym warunkiem.
-Co masz na myśli?
-Pójdziesz ze mną na następną galę rozdania nagród Grammy.
-Chyba żartujesz!
-W takim razie Rose nie usłyszy ode mnie ani słowa wyjaśnień.
Cały gotowałem się w środku. Czułem, jak obudził się we mnie wściekły wilk.
Podeszła do mnie i szepnęła mi do ucha:
-Będę czekała w środę o piętnastej.

Obróciłem się po chwili i wróciłem do auta. Usiadłem i uderzyłem dłonią w kierownicę, po czym oparłem na niej czoło. W tej sytuacji Brooke może mną dyrygować jak tylko chce. Jestem w punkcie bez wyjścia. Ale zrobię wszystko, żeby odzyskać Rose. Wszystko…

sobota, 11 kwietnia 2015

A Place With No Name #9

Witajcie. Jak widzicie, chyba się wyrobiłam z nową notką. Wybaczcie, że tak późno, ale miałam dzisiaj urwanie głowy. W Każdym razie zapraszam do czytania i komentowania :) 
*********************************************************************************

W sobotę musiałam iść do banku, żeby załatwić, aby kredyt po mamie rozłożyli mi na mniejsze raty. Michael poszedł ze mną. Usiedliśmy przed biurkiem jakiegoś pracownika.
-Dzień dobry.
Mruknął coś od niechcenia. Michael zachęcił mnie ruchem głowy.
-Czy byłaby taka możliwość, żebym kredyt matki podzieliła na mniejsze kwoty?
Odwrócił się do mnie i westchnął.
-Droga pani. My nie robimy wyjątków, tylko dlatego, że ktoś ładnie poprosił. A więc przykro mi, ale nie. Żegnam teraz, bo mam dużo pracy.
Zdenerwowana wyszłam z banku. Mike w ostatniej chwili mnie dogonił.
-Hej, Rose! Poczekaj na mnie!
Złapał mnie w pasie i pogłaskał po policzku.
-Uspokój się. Spłacę za ciebie ten kredyt.
-Nie Michael. Nie zgadzam się.
-To jest jedyne wyjście. Masz inny pomysł?
-No nie…
-Właśnie.
Chwilę się zastanowiłam.
-Dobrze, ale ja ci to spłacę.
-Rose…
-Spłacę. Zajmie mi to więcej czasu, ale to zrobię. Inaczej nie zgadzam się na twój układ.
Westchnął i pocałował mnie namiętnie w usta.
-Moja uparta koza.
-Ja ci dam, ty koźle!
Zaśmialiśmy się i pojechaliśmy do domu. Z Alex został ochroniarz Mika – Luke. Kiedy weszliśmy, poczułam, jak moje nogi odrywają się od ziemi.
-Michael, co ty robisz?- zaśmiałam się.
-To za tego kozła!
Położył mnie na kanapie i zawisł nade mną, po czym wtopił się w moje usta. Zaczęliśmy się przytulać i całować na kanapie. Siedzieliśmy na dole do wieczora. W pewnej chwili Mike wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
-Szaleję za tobą- wyszeptał, kiedy byliśmy sami w jego pokoju, a on był nade mną.
-Ja za tobą też.
Czuliśmy każdy swój ruch, oddech i czytaliśmy sobie w myślach poprzez sam dotyk. Nie położyliśmy się od razu spać. Położyłam głowę na jego torsie i muskałam jego pierś palcami.
-Czasem nie wiem, czy Alex jest ze mną szczęśliwa.
-Dlaczego tak sądzisz?
-Bo pewnie wolałaby być z mamą, a ja nią nie jestem.
-Skarbie, nic na to nie poradzisz. A jestem pewien, że ona cię kocha i na pewno jest szczęśliwa, że jest z tobą.
-Mówisz?- spojrzałam mu w oczy.
-Mówię.
-Musisz iść jutro do studia?
-Muszę, ale wrócę o jedenastej. Lepiej się już połóżmy, bo nie wstanę na czas.
-Dobranoc Michael.
-Dobranoc kotku- pocałował mnie w czoło.
Kiedy się obudziłam, Michael już pewnie był w studiu. Była dziesiąta. Umyłam się, ubrałam i zeszłam na dół, zrobić sobie kawę. Nagle usłyszałam pukanie. W drzwiach stała wysoka brunetka.
-Jest Michael?
-Niestety nie ma. Jest w studiu. A pani to?
-Brooke Shields. Ty pewnie jesteś jego gosposią? Mike wspominał, że kogoś szuka.
-Doprawdy?
I właśnie w tej chwili bezpardonowo weszła sobie do domu Mikey’a i rozsiadła się na kanapie.
-A teraz zrób mi herbatę.
-Nie mam zamiaru, bo nie jestem tu służącą.
-Tak? Więc kim? Ogrodniczką? Opiekunką do zwierząt?
-Nie. Żadne z tych, a ty nie musisz tego wiedzieć.
Wstała z kanapy i podeszła bardzo blisko mnie.
-Posłuchaj mnie, nie wiem, za kogo się uważasz, ale jak tylko powiem o tym Michaelowi, to wyrzuci cię na bruk!
-Chyba w twoich snach.
-Osz ty…!
Właśnie w tej chwili Mike wszedł do domu. Brooke zaczęła iść w jego kierunku, żeby go przytulić, ale on ją minął, podszedł do mnie, uniósł i pocałował. Ta cała Brooke wyglądała, jakby ktoś jej przywalił w twarz.
-O, Brooke. Wybacz, nie zwróciłem na ciebie uwagi.
-No właśnie. Czy możesz mi wytłumaczyć, dlaczego całujesz się z pracownicą?
-Z pracownicą?- zaśmiał się, obejmując mnie w pasie- Powiedziałaś jej, że tu pracujesz?
-Nie. Sama to sobie dopowiedziała.
-A właściwie, to co cię tu sprowadza?
-A wiesz… Tak wpadłam…
-Więc, skoro to nic ważnego, to przepraszam cię, ale mamy z Rose trochę inne plany- pocałował mnie lekko w usta. Brooke wyszła z domu z trzaskiem drzwi.
-Ma charakterek- mruknęłam.
-Oj tak. Co to ja z nią miałem- zaśmiał się.
-Ze mną też będziesz tak miał.
-Nie strasz mnie kochanie.
-Nie straszę. Ostrzegam- puściłam mu oczko.
-Brooke cię dobrze traktowała?
-Groziła mi, że mnie wywalisz, ale powiedziałam jej, co o tym myślę i się zatkała.
-Boże, moja złośnica- zaśmiał się.

-I pamiętaj o tym.

środa, 8 kwietnia 2015

Przepraszam. Poprawię się.

Wiem, że trochę zaniedbałam Was i Wasze blogi. To wszystko przez problemy zdrowotne. Ostatnio źle się czuję i nie miałam do tego głowy. Ale jak wrócę do domu to od razu to nadrobię :) 
No najpóźniej wieczorem, bo nie wiem czy tata nie zajmie mi jakoś popołudnia przez moje 15 urodziny. (Tak, wiem. Jestem strasznie stara xd ) 
Do zobaczenia ;3

A Place With No Name #8

Witajcie. Właśnie o tej godzinie, o której publikuje się ten post 15 lat temu urodziłam się ja. Tak, tak. Dokładnie o 3.20. Dziękuję Ci mamo, że tyle czasu ze mną wycierpiałaś <3 Co do notki:
Opisy, opisy, opisy. Jakaś masakra. Nie umiem nic opisać. Przepraszam Was za to. No ale dobra. W każdym razie Enjoy. Rozdział krótki, bo jutro szkoła.
Aha. I jeżeli to czytacie, to komentujcie proszę. Dla niektórych to chwila, a dla mnie potem wielka motywacja :) Anonimowi czytelnicy też mogą dodawać komentarze. Także zapraszam :)
*********************************************************************************
Następnego ranka o dziewiątej byłam już w bibliotece. Układałam nowe książki, kiedy poczułam, jak ktoś zasłania mi oczy.
-Zgadnij kto to- usłyszałam.
-Hm. Alex?
-Nie.
-Mia?
-Też nie.
-Może mój mały Mikey?
Zdjął mi dłonie z oczu i odwrócił, po czym objął w pasie.
-W dziesiątkę.
-Nie powinieneś być teraz w studiu?
-Przesunąłem godzinę. Chciałem cię jeszcze odwiedzić.
Przykuł mnie do regału i zaczął całować.
-Mike. Jestem w pracy.
-No i? Ja też czasem jestem i nie obraziłbym się, jakbyś też przyszła się ze mną pomiziać.
-Michael- uniosłam brew.
Odpuścił i zmarkotniał. Przejechałam delikatnie palcem po jego policzku i wyszeptałam mu do ucha:
-Wytrzymaj do wieczora. Potem spędzimy trochę czasu razem.
Spojrzałam mu w oczy, a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
-A teraz daj mi pracować, bo mnie wyleją.
-Nie wyleją. Właścicielka to moja stara znajoma.
-Mike. Mnie wyleją, a ciebie zaraz będą gonić tłumy fanek.
-Mi zależy tylko, żebyś ty mnie goniła.
Szturchnęłam go lekko w pierś i zajęłam się dalszym układaniem lektur. Biblioteka była bardzo ładna. Brązowo-pomarańczowe ściany, meble z ciemnego drewna i regały ozdobione kręconymi wykończeniami. Kilka metrów od wejścia stały stoliki i krzesła, a z drugiej strony mieściły się ogromne okna, oświetlające całą salę.
-O której dzisiaj kończysz pracę?- zapytał mnie.
-O trzeciej.
-Będę czekał pod wejściem.
-Niech ci będzie panie pięknisiu.
Założył swoje okulary z wąsami i wyszedł z pomieszczenia. Rozłożywszy wszystkie nowe książki, usiadłam z moją nową znajomą z pracy Amandą, popijając kawę.
-Słyszałam, że chodzisz z Michaelem Jacksonem- puściła mi oczko.
-Skąd to wiesz?
-Widziałam was dzisiaj. Chyba wpadł po uszy. Jaki on jest?
-W sensie?
-No, czy dobrze całuje, czy jest czuły…
-Całuje tak, że tracisz świadomość i jest najczulszym facetem na Ziemi.
-Wow. No zazdroszczę. Mój Axl od dawna nie kupił mi kwiatów.
-Może musisz dać mu jakieś sygnały, że oczekujesz od niego więcej zaangażowania?
-Może masz rację. A jaki Mike jest w łóżku?
-Przestań, nie spaliśmy jeszcze ze sobą- speszyłam się.
-Serio?
-Serio. Na takie rzeczy trzeba być gotowym i mieć pewność, że się tego chce.
-Ale on dosłownie pożera cię wzrokiem- mruknęła rudowłosa dziewczyna- I nie wiadomo co mu w tej główce siedzi.
-Amando, czasem mnie załamujesz- uśmiechnęłam się.
-Taka moja rola.
Zerknęłam z ukosa na zegarek.
-O Jezu, już trzecia! Mike na mnie czeka!- szybko zabrałam płaszcz z krzesła i wyszłam z budynku. Na parkingu stał czarny mustang, a w środku za kierownicą siedział jego właściciel w okularach przeciwsłonecznych.
-Podwieźć panienkę?- uśmiechnął się.
-Jeżeli to nie problem.
-Dla takiego kwiatuszka, to mógłbym nawet z kościoła się urwać.
Wsiadłam na miejsce pasażera i ruszyliśmy.
-Jak pierwszy dzień w pracy?- zagadnął wesoło.
-Dobrze. Poukładałam trochę lektur i pogadałam sobie z Amandą na twój temat.
-Naprawdę? I co mówiłyście?- zaciekawił się.
-Pytała jak całujesz i jaki jesteś prywatnie.
-I co ty na to?
-Powiedziałam, że całujesz okropnie i jestem z tobą tylko dla kasy.
-Słucham?
-Żartuję głuptasie- cmoknęłam go w policzek.
-Ja cię chyba kiedyś uduszę. Ale i tak cię kocham.

-Ja ciebie też…

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

A Place With No Name #7

Hej hej heloł! Tęskniliście za APWNN? (Nie xD ) Pisałam to o północy. Przepraszam, że moje opisy są takie badziewne. Krótkie i do kitu. Aczkolwiek zapraszam :)
*********************************************************************************

Następnego dnia o dwunastej już dzwoniłam do weterynarza w sprawie pracy.
-Dzień dobry. Widziałam w gazecie ogłoszenie, że potrzebują państwo pomocy w klinice.
-…
-Oczywiście. Ale…
-…
-Tak… tak rozumiem. Dziękuję.
Rozłączyłam się.
-I jak poszukiwanie roboty?- dosiadł się do mnie Mike, stawiając na stoliku dla mnie ubek kawy z mlekiem.
-Powiedzieli, że już kogoś mają.
-Szkoda. Ale mam do ciebie pytanie. Lubisz książki?
-Jasne. Jako dziecko czytałam na potęgę.
-To mam dla ciebie posadę. Moja znajoma potrzebuje pomocy w bibliotece. I moim zdaniem stanowczo za dużo płaci, ale to dobrze dla ciebie.
-Naprawdę? Nie wkręcasz mnie?
Położył dłoń na sercu i odrzekł:
-Przyrzekam, że to wszystko najprawdziwsza prawda.
Uwiesiłam mu się na szyi.
-Dziękuję Mike. Ratujesz mi życie.
Spojrzeliśmy sobie w oczy. Oboje byliśmy uśmiechnięci. Michael skierował swój wzrok na moje usta, a potem z powrotem spojrzał w moje oczy. Lekko przejechał kciukiem po mojej dolnej wardze i mnie pocałował. Rozpłynęłam się całkowicie. Objął mnie w pasie i przycisnął do siebie, a ja położyłam ręce na jego karku. Odsunęliśmy się w końcu od siebie. Michael pogłaskał mnie po policzku i się uśmiechnął.
-Nigdy nie sądziłem, że zakocham się w zwykłej osobie. A tu proszę.
-Przeszkadza ci to, że nie jestem sławna?
-Nie, skądże.
Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
-Zaraz wracam- cmoknął mnie w usta i wstał.
Kiedy je otworzył, usłyszeliśmy:
-Michael, misiaczku!
Oho, kłopoty- pomyślałam. Wparowała tu jakaś wysoka kobieta z brązowymi włosami, ubrana w skąpą sukienkę i szpilki.
-Brooke? Czego chcesz?
-Spotkać się ze swoim koteczkiem.
-Z tego, co mi wiadomo, to my już nie jesteśmy parą. Zostawiłaś mnie kilka lat temu, odchodząc z Richardem.
-Okazał się dupkiem, bo mnie olał. Więc wróciłam! Nie cieszysz się?
Postanowiłam wkroczyć do akcji.
-Mikey, kto przyszedł?- zawołałam, idąc w ich stronę. Podeszłam do niego i się przytuliłam, a on objął mnie w pasie.
-Kto to?- zapytała ta cała Brooke.
-Oh, wybacz. Gdzie moje maniery. Rose. Dziewczyna Mikusia.
-Nic nie mówiłeś…- odrzekła do niego.
-Musisz mu wybaczyć. Pewnie biedaczek zapomniał. Wiesz, tyle mamy ostatnio na głowie. Cały czas spędzamy ze sobą i jesteśmy zajęci.
Wyglądała, jakby ktoś jej przyłożył kołkiem w łeb.
-Myślałam, że… ty i ja…
-Że spędzicie razem noc? Świetny jest, nie? Też miałaś dreszcze, jak chodził w samych bokserkach?
Spojrzałam na niego. Był strasznie zawstydzony, ale uśmiechał się do mnie. Brooke tylko tupnęła szpileczką i wyszła, trzaskając drzwiami.
-Co to było?- zapytał mnie.
-Akt zazdrości. Nie będę się wymigiwać.
-Muszę przyznać, że jej dogadałaś.
-Nie pozwolę cię męczyć. Widziałam, jak było ci przykro, kiedy przyszła.
-Nie mam z nią za dobrych wspomnień- mruknął.
-Niezła lalunia z niej.
-Dziękuję, że mnie wyratowałaś- cmoknął mnie w usta.
-Każdy by cię ratował przed tą zdzirą.
-Ej, bez przekleństw- pomachał mi palcem przed nosem.
Zaśmiałam się i go przytuliłam.
-Jak ja ci wynagrodzę to, że się nami zająłeś?
-Po prostu bądź przy mnie już zawsze.
-Obiecuję.
Nagle z pokoju wyszła moja siostra i zeszła do nas na dół.
-Taaaaak! Przytulas!- podbiegła i się do nas przyłączyła- Michael?
-Tak, słońce?
-Nauczysz mnie potem grać na pianinie?
-Jasne. Możemy iść nawet teraz, jeżeli twoja siostra pójdzie z nami.
-Rose, chodź!
-Nie mogę. Muszę pozałatwiać parę spraw papierkowych związanych z bankiem, ale jak to zrobię, to do was dołączę, zgoda?- zerknęłam na Mika.
-Obiecujesz?
-Obiecuję.
Michael i Alex udali się do pokoju muzycznego, a ja usiadłam przy stole i grzebałam w dokumentach. Kiedy skończyłam, udałam się w stronę pokoju, z którego wydobywał się dźwięk. Kiedy do niego weszłam, ujrzałam w rogu postawione czarne pianino, białe ściany i jedną część pokoju, która zamiast tapety, miała wielkie lustra. Panele były kremowe.
-Jak idzie moim muzykom?- zagadnęłam.
-Super! Michael uczy mnie jednej piosenki i prawie ją umiem.
-Naprawdę? To świetnie. Zagrasz mi?
Mała poprawiła swoją pozycję na kolanach pana domu i zaczęła nierówno naciskać klawisze. Oczywiście nie wszystko było trafne, ale jak na pięciolatkę, to i tak bardzo dobrze.
-Genialnie. Rodzi nam się tu damskie wcielenie Mozarta- w jej oczach zabłysły małe iskierki.
-A może ty coś ze mną zaśpiewasz?- zapytał mnie Michael.
-Mike, wiesz, że ja…
-Jedna piosenka…- wtopił we mnie te swoje ślepia.
-Jedna.
Usiadłam obok niego.

1.     Feeling my way through the darkness 
Guided by a beating heart 
I can't tell where the journey will end 
But I know where to start 
They tell me I'm too young to understand 
They say I'm caught up in a dream 
Well life will pass me by if I don't open up my eyes 
Well that's fine by me 

Ref.
So wake me up when it's all over 
When I'm wiser and I'm older 
All this time I was finding myself and I
Didn't know I was lost (x2)

2. I tried carrying the weight of the world
But I only have two hands
Hope I get the chance to travel the world
But I don't have any plans
Wish that I could stay forever this young 
Not afraid to close my eyes
Life's a game made for everyone 
And love is the prize 

Ref.
So wake me up when it's all over 
When I'm wiser and I'm older 
All this time I was finding myself and I
Didn't know I was lost 
I didn't know I was lost 
I didn't know I was lost
I didn't know I was lost 
I didn't know 
I didn't know 
I didn't know x3

Na sam koniec spojrzał mi w oczy i złapał za rękę.
-Do końca?

-Do końca…- szepnęłam…