poniedziałek, 30 marca 2015

HIstory #2

Oto kolejna notka z tj krótkiej serii. Zapraszam do komentowania i miłej lektury :D
*********************************************************************************
Kiedy wbijałam igłę, lekko zasyczał. Pobrałam krew i już miałam mu założyć plasterek.
-Z misiami czy zwykły?- uśmiechnęłam się.
-Z misiami.
Przykleiłam mu go.
-Za chwilę będą wyniki.
-Tak szybko?
-Tak. Mamy nowy sprzęt.
Poczekaliśmy pół godziny na świstek z wynikami krwi.
-Oj oj oj.
-Coś nie tak?
-Kiepskie wyniki. Radziłabym, abyś został u nas trochę. Szpital nie jest taki zły.
-Domyślam się. I wcale się nie boję.
Zaprowadziłam Michaela do sali, gdzie miał leżeć kilka dni. Podłączyłam do kroplówki, którą zalecił lekarz i usiadłam na chwilę obok.
-Nie boli cię miejsce z wenflonem?- zapytałam.
-Nie. Na razie nie. Ale nie lubię, jak się go wbija.
-Pocieszę cię, że zmienia się go co kilka dni, a ty może nie będziesz musiał mieć wymiany. Zależy jak długo u nas posiedzisz.
Posłał mi uśmiech. Świdrował mnie tymi swoimi brązowymi oczami, a jego czarne loczki opadały mu lekko na czoło.
-Mogę wiedzieć co cię zainspirowało do bycia lekarzem i ratownikiem?
-Chyba to, że większość lekarzy  w moim rodzinnym mieście nie umiała pomóc mojej mamie, kiedy umierała- lekko się uśmiechnęłam na wspomnienie o niej.
Poczułam lekki uścisk na dłoni.
-Przykro mi.
Westchnęłam.
-Od tamtego czasu chciałam być jednym z najlepszych chirurgów. Chyba się udało.
-Jesteś też chirurgiem?
-Zgadza się. No dobrze, to ja będę lecieć już do domu. Będę miała jutro nocną zmianę, więc się zobaczymy i będę cię pilnować, żebyś nie miał koszmarów.
Posłał mi czarujący uśmiech.
-Dobrze, pani doktor.
-Dobranoc Michael.
-Dobranoc Alex.
Pojechałam do domu. Powitał mnie mój husky Bolt. Poszłam od razu pod prysznic i położyłam się spać. Śniła mi się pewna osoba. Pewnie wiecie o kim mówię. Tak, o Michaelu. To przez te jego oczy. Czysta czekolada, jak w kubku, kiedy siedzisz w górach w zimę. Boże, co ja gadam. Wstałam rano, zjadłam coś, poszłam do mojej przyjaciółki, zjadłam obiad i wieczorem zaczęłam szykować się do pracy. Kiedy tylko weszłam, zajrzała do mnie pielęgniarka.
-Pani doktor, jest jakaś pani u pana Jacksona. Chyba trochę się kłócą.
-Jak to? W jego stanie to nie wskazane.
Szybko tam pobiegłam. Stała tam Madonna we własnej osobie.
-Przepraszam, a co tu się dzieje?!- zdziwiłam się.
-Nic. Tylko sobie rozmawiamy o naszym przyszłym dziecku- odrzekła.
-Jakim dziecku?! Przychodzisz tu i masz czelność wmawiać mi, że to moje dzieło!
-A nie?! Nie pamiętasz tej nocy w Las Vegas?!
-Nie, bo żadnej tam nie było!
Podeszłam do Michaela i położyłam mu dłoń na ramieniu.
-Spokojnie. Nie możesz się denerwować. A pani niech opuści salę- zwróciłam się do niej.
-Ani mi się śni! Wiesz kim ja jestem?
Odwróciłam się do niej z chytrym uśmieszkiem.
-Wpatrzoną w siebie gwiazdeczką, która puszcza się na okrągło i nawet nie wie z kim jest w ciąży? Tyle to wiem.
Nie mogła wydusić z siebie słowa. Gotowała się w środku i była cała czerwona. Chyba pierwszy raz ktoś jej tak dogadał.
-A teraz proszę wyjść, bo pan Jackson potrzebuje spokoju, a nie rozhisteryzowanych bab, które zawracają mu głowę- pogłaskałam go po włosach, a on się uśmiechnął.
Madonna obróciła się napięcie i wyszła, tupiąc przy okazji swoimi obcasikami.
-Boże, co za ludzie żyją w dzisiejszych czasach- westchnęłam.
-Masakra.
-A jak się dzisiaj czujesz?- zapytałam go.
-Dobrze. Chyba lepiej niż wczoraj.
-To świetnie.
Wieczorem siedziałam z Mikiem i graliśmy w karty na jego łóżku. Wygrywałam już trzecią partię.
-Chyba podobasz się Madonnie, skoro bierze cię na dziecko.
-Ona robi tak z każdym. To denerwujące.
-Domyślam się. A ty coś do niej czujesz?
-Nie. Kompletnie nic. Byliśmy na paru kolacjach, ale nie zaiskrzyło. Przynajmniej z mojej strony.
-Doskonale cię rozumiem.
Uśmiechnął się, lecz nagle jego wzrok powędrował na moje przedramię, które pokrywały liczne blizny. Delikatnie je złapał i się im przyjrzał.
-Śmierć mamy?
Pokiwałam głową ze smutkiem na twarzy, a on wziął moją dłoń w swoje ręce i lekko ją głaskał.
-Wszystko się jakoś ułoży. Zobaczysz.
Posłałam mu lekki uśmieszek. Zaczęłam się do niego przywiązywać... 

-Miejmy nadzieję… 

niedziela, 29 marca 2015

Specjalna notka...

Wiem, że miałam pisać HIstory, ale nie zdążyłam na dzisiaj. W zamian daję Wam to oto opowiadanko :3 Zapraszam do komentowania ^^
*********************************************************************************

-Alex, dwa razy suflet z czekoladą i lody tiramisu z owocami leśnymi!
-Się robi szefie!
Tak. Szefowa kuchni. Specjalista od deserów. To cała ja. Od siedmiu lat jestem mistrzem cukiernictwa. Może się zdziwicie, ale miałam dwadzieścia pięć lat. Po jakimś czasie suflety i lody były gotowe.
-Alex, mamy specjalnego gościa. Zrób swoje popisowe danie.
Popisowy torcik? Bardzo proszę, już przynoszę. Zajęło mi to może godzinę lub półtorej. Mój ulubiony tort czekoladowy z kilkoma warstwami pojechał na salę. Przyszedł mój pracodawca.
-Spisałaś się.
-Dzięki.
Przyszedł kelner.
-Alex, gość specjalny prosi cię do stolika.
-Czyżby mu nie smakowało?
-Nie sądzę. Ale lepiej chodź.
Poszłam za Rickiem na salę. Siedziała tam gwiazda muzyki pop. Michael Jackson. Niedawno wydał Thrillera.
-Witam. Szefowa kuchni Alex Dowson.
-Miło mi panią poznać. Michael Jackson. Chciałem pochwalić pani dzieło. Nigdy nie jadłem tak pysznego ciasta.
-Dziękuję. Schlebia mi to.
-Proszę usiąść.
Zajęłam miejsce naprzeciw niego. Spojrzał na moją dłoń, którą pokrywały liczne rany od ucięć nożem i ujął ją w swoją.
-Nie boli to pani?
-Boli. Ale się przyzwyczaiłam.
Ucałował moje rany, a mnie przeszedł dreszcz.
-Żeby się szybciej zagoiły.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Mam dla pani propozycję. Szukam kucharki do swojej ekipy w Neverlandzie. Umie pani gotować też dania obiadowe i takie inne?
-Oczywiście. Zrobiłam w Londynie studia kulinarne. Spędziłam tam osiem lat. Mam kilka certyfikatów i uczył mnie szef Kurt Scheller.
-No to świetnie. Piękne CV.
-CV?
-Tak. Łażę od trzech tygodni po restauracjach i szukam kogoś, kto mógłby być moim kucharzem. I trafiłem na panią. Zgodzi się pani u mnie pracować?
Chwilę pomyślałam. W tej restauracji miałam swoje sukcesy, wspomnienia i przyjaciół. Ale może praca u pana Jacksona mnie czegoś nauczy. Raz się żyje.
-No dobrze, ale proszę mówić do mnie Alex. Staro się czuję, jak ktoś mówi mi pani.
-Ja tak samo. Mam dwadzieścia osiem lat, a czuję się na pięćdziesiąt.
-Bez przesady. Nie wyglądasz.
Pokazał mi swoje perełki.
-Czyli mamy uzgodnione- wyciągnął do mnie rękę.
-Raczej tak- uścisnęłam ją.
-Możemy zobaczyć się jutro u mnie na ranczu?
-Wedle życzenia.
Napisał mi adres i podpisał się na kartce.
-Do jutra Alex.
-Do jutra- uśmiechnęłam się.
Założył swój kapelusik i wyszedł. Skończywszy pracę, wróciłam do domu, wzięłam prysznic i położyłam się spać. Następnego dnia byłam już pod jego bramą. Podszedł do mnie jakiś mężczyzna. Pewnie ochroniarz.
-Witam, w czym mogę pomóc?
-Jestem umówiona z panem Jacksonem na rozmowę o pracę kucharki.
Spojrzał na mnie i wpuścił, kiedy pokazałam mu kartkę z podpisem Michaela. Poprowadził mnie do domu jego pracodawcy.
-Alex!- zakrzyknął szczęśliwy Michael, po czym mnie przytulił- Miło cię widzieć. Gotowa na teścik?
-Teścik?
-Jasne. Myślałaś, że tak cię zatrudnię bez testu?
Zaprowadził mnie do kuchni, gdzie stały najróżniejsze produkty.
-Chciałbym, abyś zrobiła mi jakiś deser.
Od razu zabrałam się do pracy. Po półgodzinie mój owocowy budyń był gotowy. Miał na sobie polewę karmelową.
-Mmmm. Pycha. Zdałaś egzamin. Zaraz pokażę ci pokój.
Na szczęście swoje rzeczy miałam ze sobą. No, przynajmniej kilka. Zaprowadził mnie do wielkiego pokoju z dwuosobowym łóżkiem z baldachimem.
-Wow.
-Podoba ci się?
-Tu jest… obłędnie… A co życzysz sobie na kolację?- zapytałam go.
-O nie. Dzisiaj ja coś wykombinuję. Musimy uczcić twój sukces.
-No dobrze.
-Ty w tym czasie możesz się rozluźnić, albo obejrzeć budynek. Za godzinę spotkajmy się na dole.
-Okej. To do potem.
Wyszedł. W ciągu tej godziny obejrzałam większość jego domu i zeszłam do jadalni.  Michael był ubrany w koszulę, a na małym stoliku stały dwa kieliszki, butelka wina i bruschetta z pomidorami.
-No nieźle- szepnęłam.
-Podoba się?
-Nie wiem co powiedzieć.
-Więc nie mów nic, tylko usiądź.

Odsunął mi krzesło i zasiedliśmy do kolacji…

piątek, 27 marca 2015

HIstory #1

No więc już widzicie, jak ta krótka seria będzie się nazywać. HIstory. Także zapraszam do komentowania i czytania :)
*********************************************************************************
Kawa. Kawka. Kawusia. Po sześciu godzinach pracy, jako ratowniczka medyczna w końcu mam chwilę przerwy. Miałam dzisiaj już siedem interwencji. Masakra. A to ktoś spadnie ze stołka, a to się oparzy, albo zemdleje. Same wypadki chodzą po tych ludziach.
-Alex, pomożesz nam?
O Boże. I po kawusi. Wstałam i poszłam do Sali.
-Co narozrabialiście?- zapytałam.
-Czy możesz nam pomóc z kroplówką?
-Eh, jak dzieci, jak dzieci- zaśmiałam się i zrobiłam o co mnie prosili, po czym wróciłam do kantorka do mojej kawy. O dziwo jej nie było. Po chwili wyszedł zza drzwi mój kolega Louis z moim kubkiem.
-Jasny gwint Louis! To moja kawa, kawka, kawusia!
Spojrzał na nią zdziwiony.
-Trochę się spóźniłaś. Mogłaś mówić wcześniej. Tom miał mi zrobić i myślałam, że to od niego.
-To się pomyliłeś. Dobra, już pij.
-Dzięki.
Poczułam, jak włącza się mój komunikator.
-Alex, czekamy przy karetce, mamy zasłabnięcie.
-Już idę.
Potruchtałam do wozu i pojechaliśmy. Po dziesięciu minutach byliśmy pod bramą wielkiej willi. Przybiegła do nas jakaś starsza kobieta.
-Całe szczęście, że państwo przyjechali. Pan Jackson upadł i stracił przytomność.
-Proszę się uspokoić. Już się nim zajmujemy.
Weszliśmy do domu, gdzie w salonie na kanapie leżał owy pan Jackson. Usiadłam na skraju łóżka i przyłożyłam dłoń do czoła.
-Gorączka.
Kiedy moi znajomi robili mu niezbędne rzeczy, czyli sprawdzali tętno itp. Ja w tym czasie ocierałam mu spocone czoło. Nagle otworzył lekko oczy.
-Umarłem?
-Nie, ale bardzo się pan starał- zaśmiałam się- Poza tym niebo wygląda troszkę inaczej.
-Ale tam też są anioły, a pomyliłem się, bo zobaczyłem panią.
-Bez przesady.
-Wszystko w normie. Możemy jechać- odrzekł Louis.
-Proszę na siebie uważać i przyjść jutro najlepiej na jakieś podstawowe badania.
-Ja go przypilnuję- odrzekła staruszka.
-Do widzenia więc.
-Do widzenia, a może i do zobaczenia- powiedział pan Jackson.
Wróciliśmy do szpitala. Następnego dnia znów miałam dyżur, ale tym razem badałam ludzi w budynku.
-Dzień dobry. Ja na badania- usłyszałam głos.
-Proszę, zapraszam.
Spojrzałam w tamtą stronę.
-Pan Jackson.
Podał mi bukiet kwiatów.
-To za wczoraj.
-Dziękuję. Są piękne. Proszę siadać.
Usiadł na kozetce.
-Jak widzę skierowanie na osłuch i badanie krwi. Proszę zdjąć koszulę.
Posłusznie to zrobił. Zobaczyłam na jego brzuchu jakieś plamki.
-Pozwoli pan, że zerknę?- wskazałam na nie.
-Proszę bardzo, ale proszę mi mówić Michael.
-Alex.
-Ładne imię.
-Dziękuję. A teraz zobaczmy te twoje łatki.
Chwile się poprzyglądałam.
-Hm. Tak jak myślałam. Vitiligo.
-To znaczy?
-Bielactwo nabyte.
-To poważne?
-Będziesz miał coraz jaśniejszą skórę, ale nie umrzesz- uśmiechnęłam się do niego- A teraz osłuchamy cię.
Przyłożyłam stetoskop do jego pleców.
-Kaszlnij.
Posłuchał mnie.
-Wszystko jest okej. Teraz zapraszam na krew.
-To będzie bolało?- zapytał, jak już siedział na fotelu.

-Nie. Troszkę uszczypnie... 

sobota, 21 marca 2015

A Place With No Name #6

Witajcie
Zdjęć koni nie będzie, bo nikt nie chciał. Kolejny rozdział. Zapraszam.

*********************************************************************************

-Janet?!- krzyknął Mike i szybko od siebie odskoczyliśmy.
-Cześć. Nie wiedziałam, że masz gościa.
Zerknęłam na Michaela. Był cały czerwony, z resztą ja tak samo.
-Co ty tu robisz?
-Przyszłam cię odwiedzić. Ale jestem chyba nie w porę- puściła mu oczko- Janet Jackson. Siostra tego podrywacza- podała mi dłoń.
-Rose Parker.
-No to od kiedy jesteście razem?- uśmiechnęła się.
-Nie jesteśmy- odrzekł Mike- Rose jest u mnie, bo jej mama zmarła niedawno i się nią opiekuję. Jest tu razem z siostrą.
Janet spojrzała na mnie zmieszana.
-Wybacz. Nie wiedziałam.
-Nic się nie stało- uśmiechnęłam się lekko.
-Tak w sumie wpadłam cię, a w sumie teraz was, zaprosić na obiad w sobotę o trzeciej.
-Joseph nie marudził?
-Jego nie będzie. Siedzi na delegacji do następnego czwartku.
-Całe szczęście.
-To przyjdziecie?
-Raczej tak. Dam ci jeszcze znać.
-No dobrze. To ja będę uciekać. Do zobaczenia Rose.
-Cześć…
Byłam zmieszana. Ja i Michael w intymnej sytuacji, a tu nagle… Chwila, Chwila. W jakiej sytuacji?! No właśnie! Co to miało być?! On chciał mnie pocałować! No ale ja w sumie też nie specjalnie się broniłam. To się musi skończyć. Nie możemy się do siebie zbliżyć. Przynajmniej na razie.
-To… może pójdę porozmawiać z Alex.
-Poczekam na dole. Zacznę robić kolację.
Wyszłam z jego pokoju i skierowałam się do sypialni mojej młodszej siostry. Zapukałam i zajrzałam do środka:
-Alex?
-Co chcesz?- siedziała obrażona na łóżku, tyłem do drzwi.
-Porozmawiać.
-Nie mam ochoty.
Usiadłam obok niej na łóżku.
-Przepraszam, że wtedy tak na ciebie nakrzyczałam. Nie chciałam tego. Mi też jest brak mamy, ale musimy sobie poradzić. Jeszcze mam problemy z pieniędzmi mamy…
-To niech Michael ci pomoże- rzuciła już wesoła.
-Nie chcę, żeby Mike dawał mi jakiekolwiek pieniądze- uśmiechnęłam się.
-Dlaczego?
-To zbyt skomplikowane. Jakoś dam sobie radę. Pójdę do pracy i coś się wymyśli.
-A twoje studia?
-Zrezygnuję z nich.
Przytuliła mnie.
-Przykro mi.
-Mnie też, ale czasem życie układa się inaczej, niż chcemy. No, ale zejdź za piętnaście minut na kolację, dobra?
-Dobra.
-Grzeczna dziewczynka.
Pogłaskałam ją po włoskach i poszłam na dół do kuchni. Michael męczył się z tosterem.
-To nie tak- zaśmiałam się- Musisz najpierw nastawić temperaturę- wyręczyłam go.
-Diabelne ustrojstwo- mruknął- Dogadałyście się?
-Tak, chyba tak. Muszę potem usiąść i poszukać ogłoszeń pracy.
-Wiesz, że nie musisz tego robić- pogłaskał mnie po policzku.
-Muszę Michael. Inaczej się nie da.
-Wiesz, że ci dam pieniądze.
-Ale ja ich nie chcę.
Spojrzał na mnie ze współczuciem.
-Będzie dobrze- szepnął i chciał mnie przytulić, ale się odsunęłam.
-Miejmy nadzieję.
Spojrzał na mnie zdziwiony i spuścił głowę. W tej chwili przyszła Alex.
-Co jemy? Co jemy?- wskoczyła na krzesło przy stole.
-A co pani sobie życzy?- zapytał Michael.
-Tosty z dżemem!- mała wróżbitka.
-Akurat się robią- puścił jej oczko.
Po kolacji usiadłam przy gazecie i wyszukiwałam ogłoszenia. W pewnej chwili przysiadł się Mike.
-Jak idzie?
-Okropnie. Jest mechanik, elektryk, opiekunka do dzieci i robotnik. Na razie tyle.
-A to?
Spojrzałam tam, gdzie wskazywał. Pomocnik weterynarza. Chyba się nada.
-Dobry pomysł. Może coś mi się tam uda zdziałać. Ale zadzwonię do nich jutro. Dzisiaj jest już za późno. Idę pod prysznic.
Wstałam i skierowałam się do łazienki. Nie ma to, jak ciepła woda, masująca ciało, po całym dniu wrażeń. Nie siedziałam za długo. Ubrałam piżamę i weszłam do sypialni Michaela. Ostatnia noc- pomyślałam- Od jutra już będę miała osobny pokój. Po jakimś czasie przyszedł właściciel całego domu. Cmoknął mnie w czoło i powiedział:
-Słodkich snów Rose.

-Słodkich Mike- uśmiechnęłam się i udałam do krainy snów…

środa, 18 marca 2015

A Place With No Name #5

W tym jakże krótkim czasie miałam przypływ weny i oto co wypociłam xd Lel. Chciałam dedykować ten rozdział mojej kochanej cioci, która zmarła w tamtym roku [*] tęsknie Madziu. Tak bardzo tęsknie. Cały ten pogrzeb w tamtej notce był wzorowany na pogrzebie Madzi. Rozdział krotki. Mi się szczerze średnio podoba, no ale to wy ocenicie Komentujcie
Enjoy 

*********************************************************************************

Rano obudziłam się z nosem w  jego klatce piersiowej. Oddychał równo i spokojnie. Ja za to byłam strasznie spięta i zdołowana. Była siódma, więc musiałam obudzić Alex do przedszkola na zajęcia. Pięciolatki nie mają lekko. Wstałam po cichu, żeby mnie obudzić Michaela i zakradłam się do jej pokoju.
-Alex, słoneczko. Czas do przedszkola. Dzisiaj masz zajęcia z rysunków.
Otworzyła leniwie oczka i się przeciągnęła. Pomogłam jej się ubrać i wyszykować, po czym odwiozłam ją na miejsce.
-Będę o trzeciej. Miłego dnia kwiatuszku.
-Papa Rose- pomachała mi i poszła.
Zerknęłam na nią ostatni raz i wróciłam do domu Michaela. Kiedy weszłam podbiegł do mnie i przytulił.
-Bałem się, że coś ci się stało.
-Nic mi nie jest. Odwoziłam Alex na zajęcia.
-W twoim stanie? Masz zakaz prowadzenia auta do odwołania- był bardzo stanowczy. W sumie miał rację. W żałobie nie powinnam jeździć autem. Jeszcze spowoduję wypadek.
-A kto ją odbierze?- zapytałam.
-Któryś z ochroniarzy.
-Ale ja…
Spojrzał na mnie wymownie, więc się uciszyłam.
-Zjadłaś chociaż śniadanie?
Pokręciłam głową.
-Eh, z kobietami. Chodź.
Złapał mnie za rękę i zaprowadził do kuchni. Po chwili postawił mi przed nosem naleśniki.
-Jedz, smacznego.
Niechętnie wcisnęłam w siebie dwa naleśniki i udałam się do pokoju. Zanim się obejrzałam, nastał wieczór. Dostałam wcześniej telefon, że Alex pobiła się z koleżanką. Kiedy ochroniarz Michaela ją przywiózł, czekałam na kanapie w salonie, aż wejdzie do domu.
-Alex. Pozwól tu na chwilę.
Podeszła wolnym krokiem.
-Słyszałam o całym zajściu. Co ci strzeliło do głowy?!
-Ale to Miriam. Ona zaczęła mnie przedrzeźniać i mówiła, że moja mama mnie nie kochała, dlatego odeszła.
-Alex, wiesz, że to nie prawda. Ale to nie powód, żeby bić inne dziewczynki!
-Jak zwykle nic nie rozumiesz!
-Nie krzycz na mnie!
-Nie będziesz mi rozkazywać! Nie jesteś mamą!
Ze łzami w oczach pobiegła do pokoju. Opadłam zmęczona na kanapę i przejechałam dłonią po twarzy. Po chwili usłyszałam Michaela.
-Hej. Wszystko gra?
-Tak! Moja mama nie żyje, Alex stała się agresywna przez co się z nią pokłóciłam i jeszcze mam problemy z pieniędzmi i innymi dokumentami mamy, więc wszystko jest zajebiście!
-Ej, nie atakuj mnie tak. Martwię się o ciebie, więc pytam.
-To może zajmij się czasem swoim tyłkiem, a nie zawracasz mi mój?! Czego ty oczekujesz?! Chcesz mnie przelecieć?! Proszę! Zrób to, póki jestem w dołku, będziesz miał ułatwione zadanie!
Spojrzał na mnie urażony. Był jednocześnie zły i smutny. Wstał i energicznie poszedł do sypialni, zamykając drzwi z hukiem. Świetnie, jeszcze on. Świat się na mnie uwziął. Postanowiłam go przeprosić. Byłam dla niego okropna. Weszłam nieśmiało do pokoju.
-Michael?
Stał przy oknie i opierał się rękoma o parapet.
-Czego chcesz?- zapytał.
-Chcę przeprosić…
-Nie musisz się wysilać. Mam to w dupie.
-Proszę, nie mów tak.
-A ty mogłaś mnie posądzać o takie rzeczy?!- uniósł lekko głos.
-Przepraszam, ja…
-Daruj sobie. Wisi mi to wszystko.
-Zachowałam się jak idiotka…
-Nie chcę tego słyszeć. Wyjdź.
Nie ruszyłam się.
-Nie słyszałaś? Zostaw mnie samego.
-Nie mam zamiaru.
-Proszę cię. Daj mi spokój- płakał. Słyszałam to w jego głosie. Podeszłam do niego powoli i obróciłam w swoją stronę, po czym się wtuliłam.
-Przepraszam Michael.
-Jak mogłaś pomyśleć, że chcę cię wykorzystać- dalej szlochał.
-Nie myślałam tak. Powiedziałam to z nerwów. Po prostu… eh… Dobija mnie sytuacja z pieniędzmi… Muszę pójść do jakiejś pracy, bo trzeba to pospłacać.
-Przecież pomogę ci z pieniędzmi.
-Nie chcę twoich pieniędzy.
-Ale ja nie pytam się czy chcesz, tylko stwierdzam fakt, że ci z tym pomogę.
Spojrzałam na niego.
-Jak to jest, że jesteś takim wspaniałym facetem?- uśmiechnęłam się.
-Ty tak na mnie działasz- odpłacił mi się tym samym.

Delikatnie się nachylił. Nasze usta były coraz bliżej i bliżej, ale przeszkodziła nam… 

poniedziałek, 16 marca 2015

A Place With No Name #4

Oto nowa notka. Piszę ją na fizycznym wyczerpaniu, więc może być beznadziejna. Co ja gadam? Ona JEST beznadziejna. Wybaczcie. Zapraszam.
*********************************************************************************

W pewnej chwili padło pytanie:
-A właściwie, to gdzie twoja siostra?- zapytał mnie Mike.
-Teraz u koleżanki z przedszkola. Była u niej kilka dni.
-A kiedyś ją zobaczę?
-Z pewnością. Dzisiaj już powinna być w domu, kiedy skończymy zajęcia.
Przesiedzieliśmy siedem godzin na uczelni i Mike odprowadził mnie do domu. Naturalnie zaprosiłam go do środka.
-Jesteśmy mamo!- krzyknęłam. Nagle przybiegła do mnie moja młodsza siostrzyczka Alex. Miała pięć lat.
-Rose!
-Cześć kochanie. Jak było u Marie?
-Superowo! Grałyśmy na konsoli w tańce i rysowałyśmy na tablicy kolorową kredą!
-Cieszę się.
-Rose, mogę cię prosić?
-Alex, to jest Michael, mój przyjaciel. Zostaniesz z nim na chwilę, dobrze?
-Okej.
Poszłam z mamą do kuchni.
-Wiesz, że ostatnio poszłam na badania do lekarza.
-Wiem. I co?
Nastała cisza, a atmosfera była napięta. Potęgowało ją tykanie zegara, wiszącego nad wejściem.
-Mam raka Rose…
Spojrzałam na nią. Nie mogłam nic powiedzieć, nic zrobić. Siedziałam i patrzyłam.
 -Zaawansowane stadium… Został mi miesiąc życia… Góra półtora…- mówiła, płacząc coraz bardziej- Tylko nie mów na razie Alex. Nie chcę, żeby wiedziała.
Wyszła. Zostawiła mnie samą i poszła zająć się Alex. Po chwili przyszedł Michael. Chyba słyszał naszą rozmowę, bo spojrzał mi smutne spojrzenie i po prostu… przytulił. Głaskał mnie delikatnie po plecach. Wtedy zaczęłam płakać. Po pięciu minutach miał całe mokre ramię. Po chwili wziął mnie na kolana.
-Wszystko będzie dobrze- szeptał- Zajmę się Wami. Zajmę się tobą…

Miesiąc później:
Mama zmarła. Alex nie wiedziała co się stało ale musiałam jej powiedzieć. Tego dnia był pogrzeb. Michael także przyszedł, aby mnie wspierać. Mnie i Alex. Stanęłam nad otwartą trumną i zaczęłam szeptać, płacząc:
-Będzie dobrze mamo. Zajmę się Alex…
Karawan zabrał jej trumnę. Kiedy dotarliśmy na miejsce, gdzie będzie spoczywało jej ciało, Michael podszedł do mnie i złapał za rękę. Spojrzałam na niego i się przytuliłam. Objął mnie mocno i głaskał po włosach, żebym się uspokoiła. A tym samym czasie ciocia Maggie tuliła Alex. Po stypie, kiedy pożegnałam się z każdym, Mike podszedł do mnie nieśmiało.
-Rose?
-Tak?
-Jak się czujesz?
-Trochę lepiej. Dziękuję, że pytasz.
-Nie jedź dzisiaj sama do domu. Zostań trochę u mnie.
-Nie chcę ci zawracać głowy sobą.
-Nie będziesz. Martwię się o ciebie- podszedł bliżej i pogłaskał mnie po policzku- Proszę.
Zawahałam się. Może jednak ma rację? Może powinnam z kimś spędzić teraz czas?
-No dobrze. Niech ci będzie.
Wieczorem podjechaliśmy do naszego starego domu, żeby zabrać najpotrzebniejsze rzeczy dla mnie i Alex. Mike pomógł mi się spakować. Kiedy tylko przywiózł nas do swojej willi, Alex udała się do krainy snów, a ja z Mikey’em leżałam na łóżku i wtulałam się w jego bok.
-Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz- zapewniał mnie.
-No nie wiem Michael. Alex jest jeszcze taka mała.
-Zaopiekujemy się nią.
-My?
-Jasne. Nie zostawię cię samej.
Nachyliłam się i pocałowałam go lekko w kącik ust.
-Dziękuję- szepnęłam.

Posłał mi ciepły uśmiech, po czym poszłam wziąć prysznic. Nie mogłam zasnąć, więc w środku nocy poszłam do Michaela, a on zrobił mi miejsce obok siebie i otulił szczelnie kołdrą i objął w pasie. W tamtym momencie przez chwilę zapomniałam o problemach…

Notka specjalna.

Tym razem nie o Michaelu. I baaaaaardzo króciutka ale to też w pewnym sensie moja twórczość. Mam nadzieję, że znośne. Zapraszam
**************************************************
Spojrzała na swoje własne odbicie. 
-Dlaczego ja jeszcze nie umarłam?
-Czas leczy rany Cloyie. 
-Skoro leczy to czemu moje blizny nie zniknęły?
-Nie takie rany... Bedzie dobrze. Wiem co mowię. 
-Gówno wiesz... Nic już nie będzie takie samo... 
-Od kiedy jesteś taka uparta? 
-Od zawsze. 
-To nie jest wytłumaczenie. 
-Nie?! A co nim jest?! Śmierć Troy'a?! 
-Dobrze wiesz, że on cię kochał i oddałby wszystko, żeby cię ochronić. 
-On już to zrobił! Umarł za mnie! Czy ty tego kurwa nie rozumiesz?! Nie ma go już i nigdy nie będzie!
-Cloyie. Uspokój się. 
-Wyjdź... 
-Słucham?
-Odejdź! Zostaw mnie samą!
Wyszła. Cloyie została jedyną osobą w pokoju. Jej depresja pożerała ją, niczym hiena truchło. Właśnie się tak czuła. Blizny pokrywały jej ciało. Za każdym razem rozcinała skórę w innym miejscu. Nie mogła wytrzymać uczcia, które przyciemniało jej umysł. Nie chciała żyć bez Troy'a. Z każdym dniem chciała uciec od życia i problemów. Co zrobiła? Zabiła się. 
-Dlaczego to zrobiłaś?- zapytał Troy, kiedy spotkali się po drugiej stronie. 
-Bo chciałam, żeby oni zamknęli moją trumnę, tak jak ja zamknęłam twoją... 

wtorek, 10 marca 2015

A Place With No Name #3

Witam Was!
Jak zauważyliście, zamiast Specjalnej notki w tytule, będzie A Place With No Name. Taki nadałam temu tytuł. A o drugie, główne opowiadanie będzie pt. Heaven Knows I Love You Girl. Zapraszam do czytania i komemtowania :) Enjoy :D
*********************************************************************************

Udaliśmy się od razu do mojego domu. Michael zdjął swój sweter i ukazała mi się śnieżnobiała koszula z czarnym krawatem. Wyglądał niezwykle elegancko. Z auta wyjął jeszcze mały pakuneczek, po czym weszliśmy do kuchni.
-Cześć mamo- przywitałam się.
-Cześć kochanie.
-Dzień dobry. To dla pani- wyciągnął zza pleców mały bukiecik.
-O, dziękuję. Są piękne. Siadajcie.
Już chciałam zając miejsce, kiedy Mike odsunął mi krzesło jak dżentelmen, po czym zajął miejsce naprzeciwko. Po obiedzie zaprowadziłam go do swojego pokoju. Usiedliśmy na łóżku i oglądaliśmy moje stare zdjęcia. Sam to zaproponował, a ja nie miałam nic przeciwko.
-A to ja i tata, kiedy zabrał mnie na jazdę na kucyku. Nazywał się Colin.
Mike przysłuchiwał mi się z zainteresowaniem.
-Musiał być wspaniałym ojcem.
-I był. Od zawsze, aż do końca. Do ostatniego oddechu.
Czy czułam żal do Michaela, że o nim wspomniał? Nie. Szczerze? Byłam szczęśliwa, że mogę wspominać o nim same dobre rzeczy. Michael ujął moją dłoń, a drugą pogłaskał mnie po policzku. Spojrzeliśmy sobie wzajemnie w oczy. Zatonęłam w jego tęczówkach i nie chciałam wypłynąć. Zbliżył się do mnie i skierował wzrok na moje usta. Nagle zadzwonił jego telefon. Odsunął się speszony, tak samo jak ja i odebrał.
-Halo- powiedział lekko zdenerwowany- Jak to jutro? Miało być w sobotę. Żartujesz? Tak. Okej. Do jutra- rozłączył się.
-Wszystko okej?
-Pojedziesz jutro ze mną do studia?
-Nie będę znów śpiewać.
-Nie o to chodzi. Będę miał wizytę pewnego biznesmena i strasznie się boję. Chcę, żebyś tam ze mną była. Proszę.
Chwilę się zastanowiłam.
-No dobrze. Skoro ci tak zależy…
-Dziękuję. Będę się chyba zbierał. Późno już.
Miał rację. Była dziewiąta, a na ósmą mieliśmy wykłady. Zasiedzieliśmy się. Odprowadziłam go do drzwi.
-Dziękuję za miły dzień- odrzekł.
-To ja dziękuję.
Stanęłam na palcach i cmoknęłam go w policzek. Uśmiechnął się lekko.
-Wpadnę po ciebie rano. Do jutra różyczko- pogłaskał mnie po policzku.
-Do jutra Mikey.
Po chwili zniknął za rogiem, a ja zamknęłam drzwi i zmierzyłam do swojego pokoju.
-Miły- usłyszałam.
-Bardzo- uśmiechnęłam się.
-Pasujecie do siebie.
-Mamo, nie możesz ocenić tego po jednym widzeniu.
-A właśnie, że mogę.
Założyłam ramiona na piersi i rzuciłam wzrok typu „No, you can’t”.
-Idę spać. Dobranoc.
-Dobranoc córeczko.
Standardowo wzięłam prysznic, przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka. Dostałam jeszcze SMSa:
                                              
                                               „Słodkich snów księżniczko. Będę o 7.30 jak zawsze.
                                                                                                                             Mike"                                                                                                                                                                                            
Poczułam motylki w brzuchu i odłożyłam telefon. Spałam wyjątkowo dobrze. Kiedy ubierałam płaszcz, usłyszałam dzwonek. Otworzyłam drzwi, a Mike na powitanie przytulił mnie i pocałował w policzek. Nie ukrywam, że trochę mnie to zdziwiło.
-Idziemy?- zapytał i wyciągnął do mnie rękę.
-Tak. Idziemy- wzięłam torbę i złapałam jego dłoń.
W drodze do szkoły zapytałam:
-O której mamy być w studiu?
-O osiemnastej. A co?
-Bo myślałam, że będę musiała odwoływać moje zajęcia z jazdy konnej.
-Jeździsz?
-Od niedawna. Jeździłam z tatą, ale miałam przerwę po jego śmierci i wróciłam do tego miesiąc temu.
-Pójdę tam razem z tobą.

Uśmiechnęłam się do niego i szliśmy dalej wolnym krokiem…

niedziela, 8 marca 2015

Notka specjalna #2

Prosiliście, żebym kontynuowała Notkę specjalną. Także proszę bardzo. Wyszła mi okropnie. W sumie nic nie napisałam... eh. Nevermind Wiem, że krótka, ale muszę nad następną częścią trochę popracować. Enjoy
*********************************************************************************



Wzięłam prysznic i poszłam spać. Rano, kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam która godzina i aż zbladłam. Zegarek wskazywał dwadzieścia po siódmej, co oznaczało, że za dziesięć minut przyjdzie Michael. Wstałam i ubrałam się, oczywiście nie zapominając wcześniej o porannej toalecie. Kiedy schodziłam na dół, złapałam w locie jabłko i otworzyłam drzwi, żeby wyjść. W tej chwili właśnie wpadłam na Michaela. Odbiłam się od niego i zrobiłam dwa kroki w tył, upadając po sekundzie.
-Rose, nic ci się nie stało?- dopytywał, kiedy pomógł mi wstać.
-Nie. Wszystko w porządku.
Stanęliśmy blisko siebie. Bardzo blisko. Patrzył mi w oczy, a ja jak na złość nie mogłam odwrócić wzroku. Poczułam szybsze bicie serca.
-Rose, kto to?!- zawołała mama.
Odskoczyłam szybko od niego.
-Dzień dobry. Michael Joseph Jackson. Bardzo miło mi panią poznać- wyciągnął rękę.
-Mi również.
-Przyszedłem, aby odprowadzić pani piękną córkę na uczelnię, jeżeli pani pozwoli.
-Oczywiście, że pozwolę. A może masz ochotę wpaść dzisiaj do nas na obiad?
Uśmiechnął się szeroko.
-Z ogromną przyjemnością. A teraz, czy mogę panią prosić?- zwrócił się do mnie i wyciągnął ramię.
Kompletnie nie wiedziałam co zrobić. Stałam i patrzyłam w jego czekoladowe oczy. Po chwili poczułam, jak mama mnie szturcha. Oprzytomniałam i złapałam go za nie. Czułam się z lekka niezręcznie, kiedy zmierzaliśmy na uczelnię.
-Nie myślałaś o  śpiewaniu?
-Em.. Nie. Nie nadaję się do tego.
-A tam. Nie zgadzam się z tobą. Hmm. O której jest ten obiad u ciebie?
-O siedemnastej, a co?
-Po zajęciach zabiorę cię w jedno miejsce.
Byłam strasznie ciekawa gdzie mnie chce wziąć. Po lekcjach, wsiedliśmy do auta, które po niego podjechało. W środku siedział szofer. Uroki sławy. Zanim się obejrzałam, byliśmy pod studiem. Budynek był ogromny i cały z grubego szkła.
-Chodź- pociągnął mnie za rękę.
Weszliśmy do jakiegoś pokoju. W nim już czekała jakaś kobieta. Podeszła do mnie i się przyjrzała.
-A więc to nad nią mam popracować?- zapytała Michaela.
-Zgadza się. Rób co musisz Abbie.
-Michael, o co tu chodzi?- zapytałam zesztywniała.
-Spokojnie. Dowiesz się już w tamtym pomieszczeniu- wskazał palcem na pokój nagraniowy.
-Ale ja…
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo ta Abbie wciągnęła mnie do środka i zamknęła drzwi. Mike za to usiadł za szybą i założył słuchawki, uśmiechając się do mnie.
-A więc, wybacz, że się nie przedstawiłam. Abbie Collins. Nauczycielka śpiewu tego pana pięknisia- wskazała na niego kciukiem. Zerknęłam tam. Siedział sobie i podpierał głowę na ręce, patrząc na mnie. Pomachał mi, a ja posłałam mu uśmiech- No dobra. Ale koniec już tych waszych romansów i zabieramy się do roboty. Stań przy mikrofonie.
Chwiejnym krokiem podeszłam do niego i założyłam słuchawki. Abbie podała mi jeszcze tekst i zaczęła lecieć muzyka. Inne głosy były już nagrane, a ja musiałam dołożyć swój.
(nagrane)
It's Iggy Iggz!
I got one more problem with you girl, aye!

(Rose)
Hey baby even though I hate ya,
I wanna love ya, I want you-u-u.
And even though I can't forgive you,
I really want ta, I want you-u-u.

Tell me, tell me baby,
Why can't you leave me?
'Cuz even though I shouldn't want it,
I gotta have it, I want you-u-u.

Head in the clouds got no weight on my shoulders,
I should be wiser and realize that I've got...

(nagrane)
One less problem without ya,
I got one less problem without ya,
I got one less problem without ya.

(Rose)
I got one less, one less problem.

(nagrane)
One less problem without ya,
I got one less problem without ya,
I got one less problem without ya.

(Rose)
I got one less, one less problem.

I know your never gonna wake up,
I gotta give up, But it's you-u-u.
I know I shouldn't ever call back,
Or let you come back, But it's you-u-u.

Every time you touch me,
And say you love me,
I get a little bit breathless.
I shouldn't want it, But it's you-u-u.

Head in the clouds, got no weight on my shoulders,
I should be wiser and realize that I've got...

(nagrane)
One less problem without ya,
I got one less problem without ya,
I got one less problem without ya.

(Rose)
I got one less, one less problem.

(nagrane)
One less problem without ya,
I got one less problem without ya,
I got one less problem without ya.

(Rose)
I got one less, one less problem.

(nagrane #2)
It's Iggy Iggz, Uh!
What you got?
Smart money bettin' I'll be better off without you,
In no time, I'll be forgettin' all about you.
You saying' that you know but I really really doubt you,
Understand my life is easy when I ain't around you.
Iggy Iggy, too biggie to be here stressin'.
I'm thinkin' I love the thought of you more than I love your presence,
And the best thing now is prolly for you to exit,
I let you go let you back I finally learned my lesson.
No half-stepping' either you want it or you just playin',
I'm listening to you knowing' I can't believe what you're sayin',
There's a million you's baby boo so don't be dumb,
I got 99 problems but you won't be one, like what!

(Rose)
One less, one less problem,
One less, one less problem.

Head in the clouds, got no weight on my shoulders,
I should be wiser and realize that I've got...

(nagrane)
One less problem without ya,
I got one less problem without ya,
I got one less problem without ya.

(Rose)
I got one less, one less problem.

(nagrane)
One less problem without ya,
I got one less problem without ya,
I got one less problem without ya.

(Rose)
I got one less, one less problem.

(nagrane)
I got one less problem without ya,
I got one less problem without ya.

(Rose)
I got one less, one less problem.

(nagrane)
One less problem without ya,
I got one less problem without ya,
I got one less problem without ya.

(Rose)
I got one less, one less problem.

Otworzyłam oczy, bo przy śpiewaniu miałam je mocno zaciśnięte. Michael patrzył na mnie wielkimi oczami z otwartą buzią, tak samo jak Abbie. Speszyłam się, zdjęłam słuchawki i wyszłam szybkim korkiem z pokoju.
-Rose! Rose, zaczekaj.
Mike złapał mnie za ramię i odwrócił do siebie. Miałam załzawione policzki.
-Co się dzieje?- szepnął.
-Ja nie śpiewam z jednego powodu.
Spojrzał na mnie pytająco.
-Kiedy mój tata umierał, zaśpiewaliśmy naszą ulubioną piosenkę. Tylko naszą…
Po chwili ciszy i patrzenia w podłogę, usłyszałam:
-Przepraszam, że zmusiłem cię do śpiewania. Gdybym wiedział…
Spojrzałam na niego i lekko się uśmiechnęłam.
-To nie twoja wina. Nie mogłeś wiedzieć. Nie smuć się- przytuliłam go. Objął mnie ramionami- A teraz chodź. Mama z obiadem nie będzie czekała.

Posłał mi lekki uśmiech, złapał za rękę i razem wyszliśmy ze studia…

środa, 4 marca 2015

Kontynuacja (?) + zła wiadomość

Chcieliście, abym kontynuowała historię z notki specjalnej. Jeszcze się nad tym zastanowię. Jednak w tej chwili zawieszam bloga. Szkoła daje mi w kość i jeszcze inne sprawy. W 27 lutego minęły 4 miesiące od śmierci mojej kochanej cioci. Byłam dzisiaj nad jej grobem i... No w każdym razie potrzebuję przerwy. Wiem, że ostatnio go odwiesiłam, ale naprawdę potrzebuję czasu. W między czasie zapraszam Was na nowego bloga mojej najlepszej przyjaciółki Hani. http://w.tt/1Cxa5tD. Polecam go z całego serca. 
Przepraszam i do zobaczenia kiedyś. 
~Bunia 

wtorek, 3 marca 2015

Notka specjalna

Oto NS, którą Wam obiecałam. Zapraszam do komentowania. Enjoy! :)
*********************************************************************************
Bycie nową dziewczyną w szkole nie jest miłe. Zwłaszcza w wieku dwudziestu lat, kiedy jeszcze studiujesz. Te wszystkie oczy wlepione w ciebie. Pierwszy dzień na nowych studiach. Eh, super.
-Rose, chodź na środek i przedstaw się proszę.
Odgarnęłam swoje brązowe, proste, długie włosy z oczu i zaczęłam.
-Nazywam się Rose Parker, przeprowadziłam się z Londynu, bo mój tata musiał zmienić miejsce pracy, interesuję się malarstwem, sportem i muzyką. W sumie to chyba tyle.
-Dobrze, to w takim razie usiądź z panną Mią w przedostatniej ławce.
Wzięłam swoją torbę, która przez cały czas wisiała mi na ramieniu i zajęłam miejsce.
-Jestem Mia!- wyskoczyła do mnie z dłonią do uściskania, zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, a że jestem z natury osobą spokojną, to nie spodziewałam się tego.
-Rose- uścisnęłam ją.
-Zostaniemy koleżankami?- zapytała rudowłosa.
-Jasne. Czemu nie?
-Hura!
-Ekhem!- obie spojrzałyśmy się na naszego nauczyciela- Panno Mio, wiem, że panna Rose jest nowa, ale proszę uważać.
-Oczywiście, przepraszamy.
Po tej lekcji, usiadłyśmy sobie pod klasą od chemii.
-Jest nabór do chóru. Zapisujesz się?
-Ja? Nie. Nie śpiewam publicznie. Wybacz. Zapisałam się tam, ale jako pomoc z instrumentami.
-Czyli dzisiaj masz dyżur?- mrugnęła do mnie.
-Niestety tak. Chcesz iść ze mną?
-Jasne. Pomogę ci trochę.
Po lekcjach poszłyśmy do Sali muzycznej. Była wielka. Pewnie dlatego, żeby dźwięk się roznosił.
-O, ty pewnie jesteś Rose- powiedziała grubsza kobieta z kręconymi włosami na końcówkach.
-Tak. Owszem. A to moja koleżanka Mia. Przyszłam pomóc z tymi instrumentami.
-A tak. Są z tyłu. My już skończyliśmy próbę, także będziesz miała spokój- uśmiechnęła się.
Poszłyśmy z Mią za kulisy małej sceny i zaczęłyśmy sprzątać instrumenty. Niestety musiała wcześniej wracać, bo miała autobus. Zaczęłam sobie podśpiewywać „Titanium”. Kiedy polerowałam zapasowe talerze od perkusji, usłyszałam:
-Masz piękny głos.
Upuściłam talerz, który zaczął wydawać swój charakterystyczny dźwięk, kręcąc się na podłodze. Kiedy się uspokoił, spojrzałam na właściciela głosu, który mnie speszył. Miał czarne kręcone, długie włosy, ciemną skórę i brązowe oczy, które zaciekawiły mnie najbardziej. Podszedł do mnie i wyciągnął dłoń.
-Michael. Michael Jackson.
-R-Rose Parker- odrzekłam nieśmiało.
-Tak, wiem. Słuchałem cię w klasie i zapamiętałem- posłał mi czarujący uśmiech- Masz może ochotę, żebym odprowadził cię do domu?
-Nie musisz…
-Wiem. Ale mam ochotę. Chcę też cię lepiej poznać. To jak?
Zastanowiłam się.
-No dobrze, ale daj mi chwilę. Wezmę tylko torbę.
Zabrałam swoje rzeczy i wyszliśmy ze szkoły.
-Masz jakieś rodzeństwo?- zapytał mnie.
-Mam młodszą siostrę.
-Naprawdę? O ile młodszą?
-O piętnaście lat.
-Sporo. Dogadujecie się?
-Jak najbardziej. Jest dla mnie oczkiem w głowie.
W pewnej chwili zorientowałam się, że doszliśmy już na miejsce.
-Dziękuję za odprowadzenie- powiedziałam cicho.
-To dla mnie przyjemność- uśmiechnął się- Mogę przyjść po ciebie rano?
-Czemu to robisz?
Stanął nieruchomo, spojrzał mi głęboko w oczy i powiedział ledwie słyszalnie:
-Bo może chcę cię lepiej poznać. Przyjdę o wpół do ósmej. Do jutra.
-Do jutra- lekko się uśmiechnęłam.
Weszłam do domu i zamknęłam drzwi.
-Kto to był?
-To? Nikt ważny.
-Nie kłam- odrzekła moja mama.
-To Michael. Odprowadził mnie do domu ze szkoły.
-Przystojny. Może zaprosisz go na obiad?
-Mamo! To tylko znajomy.
-No i? Też chcę go poznać. Zaproś go jutro.

Westchnęłam. Co on sobie pomyśli? Zrobię z siebie pośmiewisko. Dzięki mamo…