niedziela, 7 czerwca 2015

Don't let me go #4

Udało mi się napisać przed poniedziałkiem. Uff. Wystrzeliło nam 6000 wyświetleń, ale może tym razem zrobię specjalną notkę typu Q&A? Możecie mi zadawać tyle pytań ile chcecie, a ja na nie odpowiem w notce. Bo tak szczerze, to nie mam pomysłu na nowe opowiadanie.
W każdym razie zapraszam na notkę, która moim zdaniem się nie udała. Wyszła okropnie. :c No ale... Enjoy.
*********************************************************************************
-Jeszcze chwilę- szeptałem do Zoe, kiedy podawali jej leki i robili następne bolesne zastrzyki. Trzymaliśmy się za ręce i patrzyliśmy wzajemnie w oczy.
-Niech to się już skończy- syknęła z bólu.
-Ostatni zastrzyk- oznajmił lekarz- Gotowe. Ma pan dzielną dziewczynę.
Uśmiechnąłem się do niej i pocałowałem w czoło.
-Zalecam pani dużo świeżego powietrza. Dobrze to pani zrobi.
Lekarz napisał nam zalecenia i wróciliśmy do domu.
-I jak córeczko?- zapytał tata.
-Dobrze. Lekarz kazał mi być na świeżym powietrzu.
-To może pojedziemy jutro na ryby? Dawno razem nie byliśmy.
-Super pomysł.
-Zoe- szepnąłem.
-Hm?
-Ja… nie umiem łowić ryb…
-Spokojnie. Wszystkiego cię nauczę- jej tata poklepał mnie po ramieniu.

Następnego dnia:
Zoe:
Ja siedziałam sobie spokojnie, kiedy tata uczył Michaela zarzucać wędkę. Był taki nieporadny, ale jednocześnie słodki. Tata poszedł na chwilę do samochodu po kanapki, a ja podeszłam do Mickeya. Zarzucił akurat wędkę i oboje wpadliśmy do wody, na szczęście było jej po kolana. Zaczęliśmy się śmiać. Mike na wpół leżał, a ja siedziałam na nim. Pocałowałam go w usta, lecz nagle na jego kolana wskoczyła ryba. Zaczęliśmy się śmiać.
-Zostawić was samych na pięć minut i jak to się kończy?- usłyszeliśmy mojego tatę.
-Ale przynajmniej mamy rybę!- krzyknęłam ze śmiechem.
Wstaliśmy z Michaelem i wróciliśmy wszyscy do domu.
-I jak było?- zapytała mama.
-Te gołąbeczki wpadły do wody, więc sama widzisz- mruknął tata.
-Ja będę się zbierał do domu- powiedział Mike.
-Odprowadzę cię do drzwi.
Wyszliśmy na zewnątrz.
-Kiedy masz następne badania?- zapytał mnie.
-Za dwa dni…- posmutniałam.
-Hej. Księżniczko, co jest?
-To tak strasznie boli- Michael wziął mnie w objęcia i pozwolił się wypłakać. Głaskał mnie po włosach i uspokajał- Ja chcę już nie żyć…
-Nie mów tak. Obiecałem, że ci pomogę. Będzie dobrze.
-Nic nie będzie dobrze. Mogłam zdechnąć w tej ciemnej uliczce z Grenem, który pewnie najpierw by mnie zgwałcił, a potem pobił, albo na odwrót! Jestem tylko cholernym ciężarem dla ciebie, dla rodziców, dla Chloe! Nikt nie chce znać osoby, która ma świadomość, że zaraz umrze!- szlochałam- Najlepiej będzie, jak o mnie zapomnisz…
-Co?
-Słyszałeś. Nie dzwoń, nie pisz, nie proś o spotkanie. Zachowuj się tak, jakbyśmy się nie znali.
-Nie spławisz mnie.
-Skoro nie chcesz zrobić tego dla siebie, to zrób to dla mnie.
Zaczęłam się wycofywać do domu, zostawiając Michaela samego na chodniku. Kiedy zamknęłam drzwi wejściowe, zaczął dobijać się do domu, wołając moje imię.
-Wybacz Mike… Ale ja nie chcę już żyć…  
Szybko pobiegłam do łazienki, wyciągnęłam żyletkę i zaczęłam nacinać skórę na przedramionach,
coraz głębiej i głębiej, aż czułam, że zaraz zasnę. Ostatnie co usłyszałam to był huk i głos Michaela.
-Zoe!

Michael:
Jej rodzice mnie wpuścili, a drzwi do łazienki musiałem wyważyć. Całe szczęście, że to zrobiłem, bo znalazłem Zoe, leżącą w kałuży krwi. Szybko owinąłem jej rany ręcznikiem i zawiozłem do szpitala, bo karetka mogłaby być za późno. Jej rodzice jechali ze mną. Mama Zoe siedziała z nią na tylnym siedzeniu i trzymała ręcznik na jej przedramieniu, żeby nie straciła za dużo krwi. Pod szpitalem zaparkowałem niedbale, wyskoczyłem z auta, wziąłem ją na ręce i szybko pobiegłem do środka.
-Pomocy!- krzyczałem na wejściu.
-Co się stało?- przybiegła do mnie jakaś lekarka.
-Podcięła sobie żyły. Zatamowałem krwawienie ręcznikiem… przynajmniej próbowałem.
-Dobrze pan zrobił. Bierzemy ją teraz na salę. Chris, pomóż mi.
Ten mężczyzna przejął ją i oboje udali się korytarzem do Sali, a ja zaraz a nimi. Usiadłem pod pomieszczeniem, gdzie próbowali uratować mój skarb. Łzy mimowolnie zaczęły lecieć mi z oczu, za co skarciłem się w myślach.
-„Faceci nie płaczą, mięczaku”- słyszałem głos mojego ojca. Te słowa dalej siedziały mi w głowie, mimo, że minęło tyle lat, od kiedy je wypowiedział. Nagle poczułem dotyk na ramieniu. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem mamę Zoe.
-Dziękuję, że jej pomagasz. Wiele dla niej znaczysz.
-Zanim się pokaleczyła, to powiedziała, że nie możemy się już spotkać i mam zapomnieć- pociągnąłem nosem.
-Postaw się na jej miejscu. Chciałbyś być blisko z kimś, kogo kochasz, mając świadomość, że umrzesz i zostawisz tę osobę samą? Zoe nie chcę ci tego robić, dlatego próbuje cię od siebie odsunąć, żebyś tak nie cierpiał.
-I tak będę.
-Ja i ty to wiemy. Ale ona może zrobić tylko to. Jej szanse na wyzdrowienie są małe. Potrzeba cudu, ale mimo to walczyła do tej pory. Dzisiaj w niej coś pękło.
-Kocham ją i nie chcę się od niej izolować.
-Wiem Michael. Ona też cię kocha. Mimo tego, co mówi, to jej serduszko bije dla ciebie. Jestem jej matką i umiem poznać, kiedy jest szczera, smutna, wesoła, zdesperowana, zakochana czy zła. I najważniejsze - kiedy kłamie.  Ona jest uparta, więc żeby coś osiągnąć, ty musisz się jej postawić. Ona nie odrzuci cię, ani nie okrzyczy, a zrozumie twoją troskę i będzie ci wdzięczna.
Uśmiechnąłem się do niej, kiedy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi.
-Co z nią pani doktor?- wyrwałem się.
-Pan z rodziny?
-Nie…
-Ja jestem jej mamą- stanęła obok mnie.
-Dobrze. Więc tak: nie straciła za dużo krwi. Udało nam się nią wyratować dzięki szybkiej reakcji z pana strony- uśmiechnęła się do mnie- Przez kilka dni będzie musiała zostać na obserwacji, a potem mieć co jakiś czas wizyty u psychologa. To w końcu była próba samobójcza. Jeżeli mieliby państwo jakieś pytania, to zapraszam do gabinetu.
-A mogę się z nią zobaczyć?- zapytałem.
-Tak, ale proszę jej nie denerwować. A panią muszę poprosić do siebie za dwadzieścia minut, aby omówić wyniki badań.

Pani doktor żwawym krokiem ruszyła do swojego gabineciku, a ja po cichu otworzyłem drzwi Sali, w której leżała Zoe. Już na wejściu mój wzrok napotkał parę pięknych, przejrzystych oczu…

I jak oceniacie ten rozdział? Ja sama bym mu dała marne 2 na 10 :c 
W każdym razie, do następnego ;>
A i dajcie mi znac a propos tego Q&A prosze ;) 

3 komentarze:

  1. Hej. Notka smuutna. Czemu Zoe to zrobiła, robiąc sobie w taki sposób krzywde nie uciekniemy od problemów, haa raczej je pogorszymy. Jej żeby Zoe wyzdrowiała, Mike napewno jej pomoże.. Bo miłość zwycięży wszystko.. Czyż nie? Czekam na nexta, Pozdrawiam ~MeryMJ

    OdpowiedzUsuń
  2. Q&A ? Masz namyśli coś w stylu Liebster Award? :D
    Notka przecudowna, nie wiem jak inaczej ją określić :)
    Czekam z niecierpliwością na next :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego tak smutno? Dlaczego to zrobiła? Dla takiego mężczyzny w końcu powinna walczyć! Zoe, nie daj się! Dasz radę!
    Napisane cudnie, popłakałam się razem z Michaelem. :((
    Czekam na następne i zapraszam do siebie! Whatever Happens http://whatever-happens-dont-let-go-of-my.blogspot.com/.
    Pozdrawiam i życzę weny ;))
    Alex

    OdpowiedzUsuń