niedziela, 31 maja 2015

Don't let me go #2

Wybaczcie, że tak późno. Problem z jednym programem. W każdym razie zapraszam ^^
*********************************************************************************

Następnego dnia wstałam jak zwykle o siódmej. Umyłam się, ubrałam i zeszłam na śniadanie. Moja mama już tam czekała z płatkami.
-Cześć Zoe.
-Cześć mamo.
-Późno wczoraj wróciłaś.
-Tak… Byłam po jedną książkę w księgarni ale ciągle jej nie znalazłam.
-Przykro mi to słyszeć. Jeszcze się znajdzie. Zobaczysz.
Po dwudziestu minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć. Stał tam Michael.
-Cześć.
-Cześć. Jak się trzymasz?- zapytał mnie.
-Dobrze… Chyba…
Posłał mi współczujący uśmiech.
-Możemy jechać?
-Tak. Chodźmy.
Wzięłam torbę i poszłam z Mikiem do auta. Zaparkował pod szkoła i otworzył mi drzwi, żebym wysiadła.
-Hej. Wszystko w porządku?- zapytał mnie.
-Boję się, że Gren będzie chciał się zemścić.
-Nie pozwolę cię skrzywdzić. Będę cię odprowadzał pod klasy. Chodź.
Objął mnie lekko ramieniem i prowadził do przodu przez korytarz. Grupka chłopaków się na nas gapiła. Michaela widocznie to zdenerwowało.
-Coś się nie podoba?!- warknął do nich.
-Mike- pociągnęłam go za ramię.
Odpuścił i poszliśmy pod klasę. Usiadłam na ławce, a on jak zwykle kucnął przede mną.
-Przyjdę po ciebie po lekcjach, dobrze?
Pokiwałam głową. Mike uśmiechnął się do mnie i poszedł na swoje zajęcia. Do mnie dosiadła się Chloe.
-Kręcisz z młodym Jacksonem?- zapytała mnie.
-Ja? Skądże. On mi tylko pomaga.
-Powiesz mu?
-O czym?
-No wiesz… Niedługo się z nim rozstaniesz.
-Musisz mi przypominać?
-Wybacz.
-Powiem mu ale jest tylko znajomym. Niedługo całkiem o mnie zapomni- odrzekłam.
-Nie wydaje mi się. Chyba się nakręcił- spojrzałam na niego. Uśmiechnął się i mi pomachał.
-Nie rozmawiajmy o tym.
Po chwili rozległ się dzwonek i przyszedł nasz nauczyciel angielskiego. Przesiedziałam jakoś te czterdzieści pięć minut. Potem jeszcze wytrzymałam następnych siedem lekcji, a po ostatniej Mike czekał na mnie pod klasą. Weszliśmy do jego auta i kiedy chciał jechać do mnie, zatrzymałam go.
-Mike. Pojedź proszę do parku. Chcę z tobą porozmawiać.
Zdziwił się trochę, ale posłuchał mojej prośby. Po chwili usiedliśmy nad stawem, do którego wpada wodospad i zajęliśmy miejsca na trawie.

-O czym chciałaś porozmawiać?
Wzięłam głęboki oddech.
-Posłuchaj. Jestem ci bardzo wdzięczna, że mi pomogłeś wtedy ale… Nie możemy już ze sobą przebywać. Musisz o mnie zapomnieć…
-Co? Czemu?
-Po prostu.
-Ale ja nie chcę tego kończyć…
-Musisz- do oczu napłynęły mi łzy.
-Zoe, co jest?
-Jestem chora Mike…
-Co?
-Mam nowotwór…
-Jak to?
-Nie rozumiesz?! Jestem bombą zegarową! To kwestia czasu, aż wybuchnę!
Całkiem się rozpłakałam. Objął mnie i przytulił mocno.
-Nie płacz. Wszystko będzie dobrze.
-Nie będzie. Zapomnij o mnie i już.
Odsunęłam się od niego i pobiegłam do domu, bo daleko nie miałam. Zamknęłam się w pokoju i do końca dnia z niego nie wychodziłam. A samego rana poszłam do szkoły. Tym razem z Chloe.
-Powiedziałaś mu?
-Tak.
-I jak to przyjął?
-Sama nie wiem. Powiedziałam tylko, żeby o mnie zapomniał i sobie poszłam. Mam nadzieję, że posłucha.
-Nie byłabym tego taka pewna.
Spojrzałam na nią pytająco. Kiwnęła głową w innym kierunku. Kiedy tam spojrzałam zobaczyłam Michaela. Podszedł do mnie.
-Zoe. Możemy porozmawiać?
Chloe uśmiechnęła się do mnie i odeszła kawałek.
-Chcę dalej spędzać z tobą czas. Nie obchodzi mnie to, że masz ten cholerny nowotwór. Będę cię wspierał. Razem damy sobie radę.
-Nie chcę cię zranić, jak umrę.
-Nie umrzesz. Wyleczą cię. Zrobię wszystko, żeby tak było.
Przytuliłam się do niego.
-Przyrzekasz?- zapytałam.
-Na mały palec.

Skrzyżowaliśmy małe palce, po czym Mike uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. Cieszyłam się, że jednak chce być przy mnie. Tylko na jak długo?... 

sobota, 30 maja 2015

Don't let me go - Postacie


Zoe Campbell (19 lat)

Michael Jackson (20 lat)

Chloe Fox (19 lat, przyjaciółka Zoe)


Notka Specjalna

Wybaczcie, że tak późno, ale koniec roku się zbliża i ocenki do poprawy dalej pozostają. W każdym razie. Nie zanudzam i zapraszam ^^
*********************************************************************************
-Zoe. Twoje wypracowanie było świetne. Jak zwykle pięć- pochwalił mnie nauczyciel historii.
-Dziękuję profesorze.
Kiedy odszedł reszta klasy zaczęła wołać: Kujonka! Przemądrzalec! Dziwadło! Eh… Zawsze tak było. Dobrze się uczyłam, ale odbijało mi się to na popularności. Głupie liceum. W nim jest najgorzej. Miałam tylko jedną przyjaciółkę- Chloe. Rozumiała mnie jak nikt inny. Zawsze chodziłyśmy do szkoły i do domu razem. Niestety tego dna coś jej wypadło.
-Na pewno nie dasz rady?- zapytałam.
-Wybacz. Nie mogę odłożyć badań.
-No ok. Rozumiem. To do zobaczenia jutro- pożegnałam się z nią.
Zabrałam swoją torbę i udałam się do domu. Było ciepło. Na całe szczęście. Miałam na sobie jeansy, czarną koszulkę na ramiączkach z tygrysem i trampki za kostkę, tego samego koloru. Szłam tą samą drogą co zawsze, czyli przez wąską uliczkę.
-Ej, dziwadło!- usłyszałam za plecami. Odwróciłam się powoli. Za moimi plecami stał Gren. Szkolny prześmiewca. Eh. Czemu mnie to nie dziwi?
-Czego chcesz?
-A czemu od razu, że czegoś chcę?- podchodził do mnie powoli. Przyparł mnie do ściany i zaczął dotykać tymi obleśnymi łapskami.
-Nic nikomu nie powiesz- szepnął mi do ucha. Do oczu napłynęły mi łzy. 
Pisnęłam ze strachu.
-Hej!- usłyszeliśmy. Gren oderwał się ode mnie wściekły.
-Czego?!
-Zostaw ją- podszedł do nas chłopak. Nie widziałam go dokładnie, bo w uliczce było ciemno, ale ten głos był znajomy.
-Spieprzaj stąd Jackson!- warknął Gren.
-Albo ją zostawisz, albo…
-Albo co?
-Albo skopię ci tyłek!
Chłopcy zaczęli się szarpać. Gren został przyciśnięty do ściany. Okładali się pięściami i kopali. W końcu mój wybawca powalił napastnika, klęknął przede mną i zapytał:
-Wszystko w porządku?
Pokiwałam głową.
-Jak masz na imię?- zagadnął.
-Z- Zoe…
-Śliczne- posłał mi uśmiech. Teraz widziałam jego twarz. To był Michael Jackson. Chodził do innej klasy w tym samym liceum.
-Chodź. Wezmę cię do siebie.
Założył moją torbę na swoje ramię i pomógł mi wstać, podtrzymując lekko w pasie. Podprowadził mnie do auta i usadził na przednim siedzeniu. Włączył silnik i pojechaliśmy do niego.
-Mamo!
-Mikey! Nareszcie… Co się stało?!- zapytała jego mama, kiedy nas zobaczyła.
-Później ci powiem. Możesz obejrzeć Zoe?
-Oczywiście. A ty?
-Mną się zajmie Janet.
Jego mama wzięła mnie do łazienki i obejrzała dokładnie. Miałam kilka siniaków i otarć, ale poza tym to nic wielkiego się nie stało. Najgorsze było to, że byłam przerażona.
-Gdyby nie pani syn, to bym tam pewnie leżała do teraz.
-Michael zawsze pomagał ludziom. To dobry chłopak- uśmiechnęła się do mnie serdecznie- Gotowe. Zaraz oboje dostaniecie coś do jedzenia.
-Ou… Ja właściwie… Nie jestem głodna…
-Kochanie. Nie przesadzaj, jesteś chudziutka i przyda ci się trochę zjeść.
W tej chwili do łazienki wszedł Michael. Był już opatrzony. Miał przecięty łuk brwiowy, ale jego siostra, jak sądzę, się tym świetnie zajęła.
-Mamo, możesz nas na chwilę zostawić?
-Oczywiście synku. Będę na dole w kuchni. Przyjdźcie zaraz.
Kiwnął głową. Kiedy kobieta wyszła, kucnął przede mną.
-Jak się czujesz?
-Lepiej. Dziękuję, że mi pomogłeś.
-To drobiazg. Każdy by tak zrobił.
-Uwierz, że nie każdy.
Uśmiechnął się.
-A jak tam łuk brwiowy?
-Janet mi go opatrzyła i dała jakieś środki przeciwbólowe.
-To dobrze.
Nastała chwila ciszy.
-Może chodźmy już na obiad.
Wyciągnął do mnie rękę. Ujęłam ją i poprowadził mnie do jadalni. Kiedy zjedliśmy już swoje porcje pożegnałam się ze wszystkimi i Michael odwiózł mnie do domu.
-Dziękuję ci za wszystko. Gdyby nie ty… Nie chcę nawet o tym myśleć, co by mogło się stać.
-Zawsze do usług Wasza Wysokość- skłonił się i ucałował moją dłoń. Zaśmiałam się- Mogę po ciebie rano przyjechać? Pojedziemy razem na uczelnie.
-Dobrze. Skoro chcesz.
-W takim razie do jutro Zoe.
-Do jutra Michael.

Czekałam, aż wejdzie do auta i zniknie za zakrętem. Kiedy to się stało, weszłam do domu, po cichu poszłam do pokoju, wzięłam prysznic i położyłam się spać…

piątek, 22 maja 2015

The Way You Make Me Feel #7

Następna notka. Już weekend! Nareszcie. Masakryczny tydzień. 3 chemie ;_; Ale dobra, nie zanudzam. Miłego czytania. :)
Dobra, pochwalę się rysunkiem XD a co się będę xDDDDDDD
*********************************************************************************

-I jak się podoba?- usłyszałam Janet.
-Jest super- zachwyciłam się.
-Muszę cię  pochwalić siostra. Spisałaś się.
-Dla was wszystko. Będę lecieć. Miłej kolacji.
Wymknęła się cichutko, a my spojrzeliśmy na swoje talerze. Leżało na nich spaghetti. Mike nalał nam soku, bo wiedział, że przy lekach nie mogę pić alkoholu. Kolacja była bardzo smaczna.
-Miło ze strony Janet- powiedziałam.
-Tak…

Michael:
Dotknęła mojej dłoni. Stwierdziłem, że to najlepszy moment.
-Posłuchaj, bo ja…- powiedzieliśmy w tym samym czasie.
-Mów pierwsza- odrzekłem.
-Dobrze. Chciałam powiedzieć, że jesteś moim najlepszym przyjacielem. Cieszę się, że cię poznałam,
-Ja też się cieszę.
Cholera! Teraz jej nie powiem. Przyjacielem? Nie spodziewałem się takiego zwrotu akcji. Dalej trzymała mnie za dłoń, przez co czułem mrowienie na plecach.
-Coś chciałeś wtedy powiedzieć- wyrwała mnie z zamyślenia.
-A nic. To nic ważnego. Takie tam…- zająkałem się.
-Na pewno?
-Tak. Nie przejmuj się- uśmiechnąłem się do niej.
Po kolacji odprowadziłem ją do pokoju.
-Zaśniesz bez swojego rytuału?- spytała.
-Jasne. Żaden problem.
-To dobranoc- ucałowała mnie w policzek, po czym weszła do pokoju.
Poszedłem do siebie. Przez jakiś czas nie mogłem zasnąć. W końcu wziąłem poduszkę, cisnąłem nią w ścianę, tłukąc wazon i krzyknąłem. Po chwili w moim pokoju pojawiła się Jodie.
-Mike, co się stało?
-Nic. Nie mogę spać…
Bez słowa weszła do mojego łóżka. Przytuliła się do mnie.
-Śpij- rozkazała- Czekaj! Zapomniałabym.
Pocałowała mnie w powieki i dodatkowo w policzek. Zdziwiła mnie tym. Ale zasnąłem. Rano obudziłem się z Jodie przy sobie. Głowę miała pod moją brodą i obejmowała mnie. Miałem w objęciach cały swój świat. Poczułem, jak się kręci. Otworzyła oczy i uśmiechnęła się do mnie.
-Dzień dobry- odrzekła.
-Dzień dobry.
-Wyspałeś się?
-Tak. Dziękuję.
-To wstawaj- zaśmiała się. Nagle zaczął dzwonić jej telefon. Odebrała.
-Halo?
-…
Tak.
-…
-Oczywiście.
-…
-Bardzo się cieszę.
-…
-Do widzenia.
Rzuciła mi się na szyję. Cieszyła się z czegoś. I to bardzo. Nagle niespodziewanie pocałowała mnie lekko w usta. Jednak po chwili zawstydziła się.
-Przepraszam- spuściła głowę.
Uniosłem jej wzrok, ująwszy ją za podbródek. Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w czoło. Nagle złapała się za brzuch.
-Jodie! Co się dzieje?
-Nic. Tylko trochę boli…
Przytuliła się do mnie i czekała, aż ból przejdzie. Ta chwila była bardzo przyjemna… nie licząc tego bólu Jodie. Po kilku minutach jej przeszło.
-Może lepiej jak pójdziesz z tym do lekarza?
-Nie. Przejdzie po jakimś czasie.
Westchnąłem. Uparciuch. Mój kochany osiołek. No… W sumie nie mój… Ale chciałbym. Eh… Jodie. Co ja mam zrobić, żebyś była moja?
-O czym myślisz?
-O niczym ważnym.
Patrzyłem jej w oczy. Nie wytrzymałem.
-Jodie?
-Tak?
-Mogę coś sprawdzić?
-Jasne.
-Nie będziesz mi tego miała za złe?
Spojrzała na mnie nie rozumiejąc moich słów. Nachyliłem się i ją pocałowałem…
I jak? Może być? Mi się szczerze nie podoba x'D i wybaczcie, że krótki xd 

środa, 20 maja 2015

The Way You Make Me Feel #6

O rany... Jaki zapiernicz w szkole. Moje oceny są... em... tragiczne? Tak. Chyba tak można powiedzieć. Oczywiście, gdyby nie moje lenistwo, to z anglika bym miała 5, a tak wychodzi mi 4, bo nie mam ochoty uczyć się słówek, a potem rano na teście je zapominam, a tak to je pamiętam, jak nic nie piszę. WF oczywiście 5/6, gdyby nie moje durne serce po kroplówkach x'D
ZDAM Z CHEMII! WYCHODZI MI 2! BOŻE, ŚWIĘTUJEMY!
Co najlepsze z polaka mam 3 XD
Ale dobra. Pewnie macie gdzieś moje oceny, więc nie zanudzam i wrzucam rozdział. Nie jestem z niego zadowolona. Porażka mojego życia. MASAKRA.
Ale ostatnio lepiej nie mogę nic napisać. Więc zapraszam.
A i przepraszam, że nie komentuję. Wytłumaczenie to chemia. Yup. Musiałam się spiąć, ale to nie znaczy, że nie czytam waszych dzieł, bo tak nie jest. Nadrobię to. Ale dalej mi mówcie o nowych notkach. I powinniście podziękować mojemu kotu, że mi pomagała w pisaniu xD oto dowód 

Enjoy :)
*********************************************************************************
-Mikey!
-Brooke?
Weszła bez pardonu do przedpokoju i rzuciła mi się na szyję.
-Tak tęskniłam!
-O ile pamiętam, powiedziałaś, że znalazłaś sobie innego i jesteś z nim szczęśliwa.
-Tak, ale… rozstaliśmy się.
-Współczuję.
Spojrzałem na zegarek. Musiałem dać Jodie leki. Kazałem więc Brooke poczekać chwilę…

Jodie:
Czekałam na Michaela, siedząc na kanapie i popijając sok. Nagle do salonu weszła jakaś wysoka kobieta. Spojrzała na mnie z nienawiścią i podeszła.
-Kim jesteś?- warknęła.
-Jo- Jodie Walker…- przełknęłam ślinę.
-Posłuchaj mnie uważnie- nachyliła się i złapała mnie za kołnierzyk koszulki- Michael będzie mój i nie pozwolę, żeby jakaś siksa mi go odebrała. Rozumiesz?
Byłam wystraszona. Nie dość, że nie odzyskałam pełni sił, to jeszcze ta baba zaczęła mi grozić. Na szczęście w tej chwili wszedł Michael.
-Brooke!
Szybko mnie puściła i odsunęła się. Mike skierował wzrok na mnie. Zauważył, że jestem przerażona i klęknął przede mną.
-Coś ty jej powiedziała?- syknął do niej.
-Nic.
-Nie kłam!
Westchnęła ze złością.
-Chcesz wiedzieć? Proszę. Powiedziałam, że prędzej czy później cię zdobędę i, że żadna szmata mi w tym nie przeszkodzi.
Mike dalej klęczał przede mną, ale na jego twarzy widziałam wściekłość.
-Wyjdź stąd- mruknął do niej.
-Chyba żartujesz.
Zacisnął dłonie w pięści. Usłyszałam, jak strzelają mu przez to kości.
-Powiem to ostatni raz. Wyjdź stąd i nie wracaj.
-Nie mam takiego zamiaru.
Nagle gwałtownie wstał, odwrócił się do niej i krzyknął:
-Masz stąd do cholery wyjść, albo cię wyniosą! Zrozumiałaś?!
-Ooooo. Jesteś słodki, jak się denerwujesz- szydziła.
Michael nie wytrzymał. Zaczął iść w jej stronę, oddychając głęboko. Postanowiłam powstrzymać go, zanim zrobi coś głupiego. Złapałam go za przedramię i gwałtownie wstałam, przez co zabolał mnie brzuch i upadłam na kolana. Mike od razu wziął mnie na ręce i położył na kanapie. A do Brooke zawołał ochronę, która wyniosła ją z łatwością z jego posesji. Było mi słabo.
-Przepraszam cię- powiedział- To moja wina. Powinienem nad sobą panować.
-Ciii- przyłożyłam mu palec do ust- Nic już nie mów.
-To jak mogę ci to chociaż wynagrodzić?
Uśmiechnęłam się chytro.
-Przygotuj mi kąpiel z bąbelkami i płatkami róż, wyprasuj wszystkie ciuchy, zrób pranie, wyczyść i nakarm Castiela, uszykuj mi ekskluzywną kolację, a potem zanieś do łóżka.
Zrobił wielkie oczy.
-Żartuję. Zrób mi kakao.
Zaśmiał się, pocałował mnie w czoło i wstał. Ta Brooke od razu mi się nie spodobała. Wredna lalunia. Jak Michael mógł się z nią spotykać? To dla mnie nie pojęte. Zwykła panienka, która leci na jego kasę i nazwisko. Ja cienię go za dobre serce i bezinteresowność. Jest kochany… Chwila. Czyżbym…? Nie. Nie mogłam się w nim zakochać. Chociaż…
-Hej. Nad czym tak myślisz?- usiadł obok mnie i podał mi kubek z kakaem.
-Nad niczym ważnym- zerknęłam na niego. Przyglądał mi się z uśmiechem- Czemu tak patrzysz?
-Myślę, jakie miałem szczęście, że wtedy odwiedziłem ten szpital.
Zarumieniłam się, a on ujął moją dłoń nagrzaną od kubka. Jak zwykle spuściłam głowę, ale nie pozwolił mi skorzystać z tego uniku i ujął mój podbródek. Kiedy się zbliżył, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Westchnął, wstał i poszedł otworzyć.
-Cześć braciszku!- usłyszałam.
-Janet? Nie masz teraz trasy?
-Skróciłam ją, bo się stęskniłam.
Po chwili Mike wszedł z jakąś kobietą. Już wiedziałam, że była jego siostrą. W sumie kto by się nie domyślił? Byli o siebie uderzająco podobni.
-Cześć. Jestem Janet- podała mi rękę.
-Jodie. Jodie Walker.
-TA sławna Jodie Walker?
-Tak mi się zdaje.
-Mam do ciebie wielki szacunek. Nie wiedziałam, że jesteście razem.
-Nie! My… Znaczy… Jodie jest tylko moją przyjaciółką- odrzekł Michael.
Janet spojrzała na niego podejrzliwie.
-Choć ze mną na chwilę- mruknęła do niego.

Michael:
Janet zamknęła nas w moim gabinecie.
-Mike, spójrz mi w oczy.
Zrobiłem co kazała.
-Kochasz Jodie?
Nie odezwałem się.
-Michael!
-Tak! Kocham… Lepiej?
-Tak. Chciałem ją dzisiaj nawet pocałować…
-Serio?
-Ale wtedy ty przyszłaś.
-Zorganizuj dla niej romantyczną kolację.
-Tyle, że ja nie umiem…
-Dlatego ciesz się, że masz mnie. Wszystko zrobię, a ty ją stąd zabierz na pół godziny.
Przytuliłem ją i wyszedłem do Jodie.
-Masz siłę iść na spacer?- zapytałem ją.
-Chyba tak. Przyda mi się świeże powietrze.
Pomogłem jej się ubrać i poszliśmy przejść się po Neverlandzie.
-Ładny wieczór- odrzekła.
-Piękny- ciągle na nią patrzyłem.
-Janet nie chciała iść z nami?
-Eee… ona… tego… Szykuje kolację. Lubi gotować i… no…- jąkałem się.
Uśmiechnęła się. Szliśmy dalej w ciszy, aż zobaczyła staw. Poszliśmy tam. Po tafli akurat płynęła para białych łabędzi. Zaśmiałem się w duchu.
-Jak żebra?- zapytałem.
-Lepiej. Przynajmniej poskładane- zaśmiała się.
-Brooke pewnie powiedziała ci coś głupiego. Przepraszam za to. Nie powinienem jej wpuszczać.
-Nic się nie stało. Chyba oczekuje od ciebie czegoś więcej, niż przyjaźni.
-Możliwe, ale ja do niej nic nie czuję. Kiedyś ją kochałem… ale to dawne dzieje- posłałem jej uśmiech.

Jodie:
Spacer był bardzo przyjemny. Wróciliśmy do jego domu. W kuchni gotowa czekała kolacja. Na stoliku cały czas paliły się świeczki.

 Nastrój w pomieszczeniu był bardzo uroczy.
-Postarała się- mruknął Mike.

Odsunął mi krzesło, po czym usiadł naprzeciwko... 


*********************************************************************************
I jak? Masakra, wiem xD To do następnego :)

wtorek, 12 maja 2015

The Way You Make Me Feel #5

Hej. Postanowiłam dodawać notki, kiedy będą gotowe, bo sobota jest dla mnie ciągle zabieganym dniem w ostatnim czasie. Przepraszam, że taki krótki.
Napisałam go dla Zuzi, która miała wczoraj operację. Czekamy, aż wyzdrowiejesz :)
Zapraszam :3
*********************************************************************************

Następnego dnia, kiedy się obudziłem Jodie już nie spała. Bawiła się moimi włosami.
-Hej- uśmiechnęła się.
-Hej- usiadłem- Jak się czujesz?
-Średnio. Pielęgniarki były, kiedy spałeś ale zakazałam im cię budzić.
-Nie musiałaś.
-Tak słodko spałeś… Znaczy…- zmieszała się i odwróciła wzrok.
Uśmiechnąłem się do siebie. Nagle wszedł lekarz.
-Dzień dobry. Jak Jodie? Gotowa?
Westchnęła. Spojrzała na mnie i kiwnęła głową. Zszedłem z łóżka, a ją wywieźli. Czekałem trzy godziny na korytarzu. Kiedy zobaczyłem chirurga od razu do niego podbiegłem.
-Panie doktorze. Jak z nią?
-Były małe komplikacje, ale wszystko się udało.
-Komplikacje? To znaczy?
-Małe krwawienie, ale jest dobrze. Teraz będzie spała jakiś czas. Proszę przyjść jutro. Do rana się nie obudzi.
Pokiwałem głową. Właśnie w tej chwili łóżko z nią wjechało do sali. Dotknąłem jej dłoni. Lekarz miał rację, że powinienem dać jej odpocząć. Wróciłem do Neverlandu.
-Witaj Mike. Jak Jodie?- zapytała gosposia.
-Dobrze. Jest już po operacji. Do jutra mówili, że będzie spać. Kazali mi wrócić tutaj i przyjść następnego dnia.
-Może uszykować ci coś do jedzenia?
-Nie, dziękuję. Pójdę się położyć.
Wszedłem po schodach i położyłem się w sypialni. Patrzyłem w sufit. Chciałbym być przy niej nawet kiedy śpi. Może uda mi się kupić prawa do Castiela. Szybko zerwałem się z łóżka i pojechałem do jej sponsorów. Kiedy mnie zobaczyli, przystanęli.
-Pan Jackson. Co pana do nas sprowadza?
-Chcę kupić pełne prawa do Castiela.
-Ten koń nie jest tani…
-500 000 dolarów.
Wytrzeszczyli oczy.
-Zgoda- jeden z nich podał mi dłoń.
Wypisałem czek i dostałem swoje dokumenty. Wróciłem do domu, wziąłem prysznic i położyłem się spać. Obudziłem się o dziewiątej rano. Od razu pojechałem do szpitala. Jodie jeszcze spała. Kiedy usiadłem na krzesełku, zaczęła otwierać oczy. Złapałem jej dłoń.
-Hej- szepnąłem- Jak się czujesz?
-Nieźle… Długo tu siedzisz?
-Nie. Właśnie przyszedłem.
-Ty i to twoje wyczucie czasu- uśmiechnęła się słabo.
-Mam coś dla ciebie- podałem jej papiery dotyczące Castiela.
Zrobiła wielkie oczy.
-Kupiłeś go… Dla mnie?
Uśmiechnąłem się i pokiwałem głową.
-Mike, przysuń się.
Zrobiłem co kazała, a ona objęła mnie za szyję i mocno się przytuliła.
-Dziękuję- powiedziała cicho- Jeszcze nikt dla mnie tyle nie zrobił.
Pogłaskałem ją po włosach, a kiedy się odsunąłem, otarłem jej łzy szczęścia.
-Nie wiem jak ci dziękować.
-Nie musisz. Chcę tylko, żebyś wyzdrowiała, zanim znów wsiądziesz. I żebyś nie wymykała się na potajemne wyścigi- zaśmiałem się, próbując zrobić groźną minę. Parsknęła śmiechem.
-Dobrze. Jesteś wielki Michael- uśmiechnęła się do mnie.
Zarumieniłem się i spuściłem głowę.
-Mówię serio. Nikt nie był dla mnie taki dobry. Jesteś jak aniołek. Cenisz dobro innych nad dobro własne i starasz się im pomóc.
-Nie jestem żadnym aniołkiem.
-Jesteś. Moim aniołem stróżem.
Zrobiłem się czerwony jak burak.
-Kiedy cię wypuszczą?
-Nie wiem. Strasznie chcę stąd wyjść…
-Poczekaj tu- odrzekłem.
Poszedłem do pokoju lekarzy. Znalazłem doktora Collemana.
-Doktorze. Chciałbym zabrać Jodie do Neverlandu.
-Żartuje pan? Ona jest po operacji.
-Mam tam świetnie zaopatrzony mały szpital. Wypisze mi pan tylko to, co musi brać i resztę załatwię.
Popatrzył na mnie niepewnie, aż się zgodził. Wypisał mi leki i wróciłem do Jodie.
-Wracasz ze mną do domu- oświadczyłem.
-Słucham?
-Lekarz wypisał mi leki dla ciebie i pozwolił cię zabrać. Spakuję twoje rzeczy, a ty poleż jeszcze chwilę.

Wziąłem jej torbę i włożyłem tam jej ubrania i inne rzeczy osobiste. Potem pomogłem jej dość do łazienki, w której się przebrała. Oczywiście czekałem przed drzwiami w razie czego. Wyszła, a ja założyłem na ramię torbę i wziąłem ją pod rękę. Powoli doszliśmy do mojego auta. Jechałem wolno i ostrożnie. Kiedy weszliśmy, zrobiłem Jodie posłanie na kanapie w salonie i włączyłem telewizję. Oparła głowę o moje ramie i oglądaliśmy w ciszy. Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Poszedłem otworzyć, a w nich stała… 

PS. I jak? :3 

sobota, 9 maja 2015

The Way You Make Me Feel #4

Następna część, którą chcę dedykować Zuzi (Susie, ale ja wolę mówić na nią Zuzia <3 )
Zdrowiej mi tam mała i o nic się nie martw. Będzie gites ;) A tu masz pościka do poczytania :3
Tak jak obiecałam pojawił się w sobotę.
Także Enjoy!
*********************************************************************************

Po południu następnego dnia zadzwonił mój telefon.
-Halo?
-Jodie! Oni się wycofują!- to był Nick.
-Żartujesz, prawda?
-Nie! Powiedzieli, że jeżeli nie wygrasz jutrzejszego wyścigu, to nie dadzą więcej pieniędzy i zabiorą ci Castiela.
-Nie mogą tego zrobić…
-Mogą Jodie. Niestety mogą.
Nastała chwila ciszy.
-Powiedz im, że pojadę.
-Jesteś pewna?
-Tak. Przekaż im.
Rozłączyłam się i usiadłam na kanapie, ukrywając twarz w dłoniach. Czego to ludzie nie zrobią dla pieniędzy. Michael akurat był w studiu. Poszłam do stajni, założyłam Castielowi ogłowie i na oklep pojechaliśmy na łąkę. Usiadłam na górce, a mój koń położył się za moimi plecami.
-Nie dam im cię zabrać- pogłaskałam go po pysku, który ułożył na moim ramieniu. Trącił nosem mój policzek- Wygramy to jutro- spojrzałam na swoją pociętą rękę z bandażem.
Po powrocie ze studia Mike pojeździł godzinę na Castielu, po czym poszliśmy do domu. Wzięłam kąpiel i tak jak wczoraj, pocałowałam oczka i czółko Michaela, po czym wtuliłam się w niego. Zasypiał wtedy bez problemu i nie musiał brać tabletek. Głowę miałam ułożoną na jego piersi, ale ciągle patrzyłam w jeden punkt. Ściana wydawała się taka ciekawa…

***

Obudziłam się o siódmej. Wyścig był na ósmą. Zerknęłam cicho na Mika. Jego klatka piersiowa unosiła się lekko i opadała, włosy zakrywały mu czoło, a usta były lekko rozchylone i co jakąś chwilę usłyszeć można było ciche mruknięcie. Wyślizgnęłam się z jego uścisku, wstałam, ubrałam się i przyszykowałam Castiela. Po chwili przyjechał Nick i zabrał nas na tor…

Perspektywa Michaela:


Obudziłem się bez niej. Rozejrzałem się po pokoju i pomyślałem, że może je śniadanie. Zszedłem więc na dół, jednak zastałem tam tylko moją gosposię.
-Witaj Christie. Wiesz może gdzie Jodie?
-Witaj Mike. Właśnie pojechała na wyścig.
-Słucham?!
Szybko ubrałem się w jakieś ciuchy i pojechałem na tor ze swoim zaufanym ochroniarzem Tomem.
-Jak ją znajdziesz, to daj mi znać.
-Tak szefie.
Rozdzieliliśmy się. Oczywiście byłem w przebraniu. Cholera, dwie minuty. Za chwilę wejdą na tor. Spojrzałem na plan obiektu. Stajnia! Może tam jeszcze jest! Szybko pobiegłem w to miejsce, ale było już puste.
-„Zawodnicy są właśnie wprowadzani do boksów startowych!”- usłyszałem ogłoszenie.
Sprintem pognałem na trybuny i przedarłem się do samej barierki. Wystartowali. Jodie jechała jakieś sto metrów i spadła z Castiela, który nie zdążył odskoczyć i trochę ją poturbował. Wskoczyłem tam mimo zakazu i klęknąłem obok niej.
-Jodie! Jodie, otwórz oczy!
Wtem przybiegli ratownicy. Wzięli ją na nosze i zabrali do karetki. Pojechałem za nimi, a Nick zajął się Castielem.
-Przepraszam. Przywieźli tu moją przyjaciółkę Jodie Walker.
-Pan Michael Jackson?
-Tak, ale proszę. To pilne. Mogę wiedzieć w jakiej sali leży?
Przez chwilę recepcjonistka przeglądała coś w papierach, a po chwili odrzekła:
-Sala numer 15.
Kiwnąłem głową i pobiegłem tam. Leżała… Podpięta do tej całej aparatury. Wszedłem cicho i usiadłem obok niej na krzesełku. Lekko uchyliła powieki i spojrzała na mnie. Byłem trochę zły, że tak się wygłupiła.
-Gniewasz się?- zapytała słabo.
-Trochę…
-Przepraszam. Nie chciałam tracić Castiela…
-Rozumiem. Ale wiesz, że to było głupie z twojej strony.
-Wiem.
Nagle usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi. Wszedł doktor Colleman.
-A nie mówiłem?- pokręcił głową z bezsilności- Jutro czeka cię operacja.
-Operację? Jaka?- jej oczy załzawiły się.
-Musimy poskładać ci żebra, żeby nie uszkodziły ci narządów, ale zrobimy to jutro, bo teraz jesteś zbyt słaba. Dobranoc i miłej nocy życzę.
Kiedy wyszedł po policzkach Jodie poleciały łzy.
-Hej. Co jest?- ująłem  jej dłoń.
-Boję się tej operacji…
-Wszystko będzie dobrze. Zabiorą cię, poskładają, a ja będę tu czekał cały czas i zobaczysz mnie od razu jak się obudzisz- uśmiechnąłem się do niej.
-Obiecujesz?
-Obiecuję.
-Michael?
-Hm?
-Połóż się ze mną…- szepnęła ze łzami w oczach.
Zająłem miejsce obok niej, a ona bez słowa wtuliła twarz w moją pierś i zaszlochała. Głaskałem ją po głowie, dopóki nie zasnęła. Niedługo potem przyszła pielęgniarka. Widząc nas uśmiechnęła się.
-Dziewczyna?
-Nie. Przyjaciółka.
-Może będzie coś z tego więcej.
Uśmiechnąłem się sam do siebie. Spojrzałem na Jodie, która miała równomierny oddech i ściskała w dłoniach skrawek mojej koszuli. Pogłaskałem ją po głowie, a ona przeciągnęła się i objęła mnie za szyję, przyciągając do siebie przez sen. Była taka słodka, że nie mogłem jej budzić. Poza tym potrzebowała snu, żeby nabrać sił na jutrzejszą operację. Mała buntowniczka. Dyskretnie podwinąłem jej koszulkę, a po chwili ukazał mi się jej brzuch. Był cały posiniaczony. Pewnie te złamania przyczyniły się jeszcze do zsinienia.

-Będzie dobrze. Obiecuję- pocałowałem ją w czoło, a ona uśmiechnęła się przez sen. W końcu i ja zasnąłem, mając ją w swoich objęciach…

*********************************************************************************
I jak notka? Mam nadzieję, że się podobała :)

poniedziałek, 4 maja 2015

The Way You Make Me Feel #3

Nowa notka. Od razu mówię, że przez jakiś czas nic się nie pojawi, ponieważ muszę się wziąć za oceny. Zapraszam do czytania :)
*********************************************************************************

Następnego dnia dostałam wypis.
-Tylko uważaj na siebie- odrzekł doktor Colleman.
-Ma się rozumieć. I tak nakazał mi pan przerwę.
-Mam nadzieję, że mnie posłuchasz. Nie chciałbym, żebyś wylądowała u nas w poważniejszym stanie.
-Też bym raczej nie chciała.
-No więc właśnie.
W tym momencie do sali wszedł Michael, który dzień wcześniej oświadczył się, że odbierze mnie ze szpitala.
Dzień dobry- zwrócił się najpierw do doktora- Cześć Jodie. Gotowa?
Wzięłam głęboki oddech.
-Bardziej się nie da.
Pożegnałam doktora Collemana i wyszłam z Mikiem z budynku.
-Potrzebujesz podjechać do domu po rzeczy?- zapytał.
-Na chwilę, jeśli to nie problem.
-Żaden- uśmiechnął się.
Kiedy weszliśmy do domu, mój przyjaciel zaczął się rozglądać, aż zawiesił oko na gablotce z nagrodami.
-Wow. To wszystko twoje?
-Moje I Castiela.
-Zawody Krajowe w ujeżdżaniu, Konkurs w skokach, crossie, puchar za WKKW i reszta za wyścigi- podziwiał.
Kiedy naoglądał się wystarczająco, weszliśmy do mojego  pokoju i Michael pomógł mi spakować kilka ubrań oraz derkę, szczotki i resztę rzeczy Castiela, którego mój brat miał przywieźć wieczorem na posiadłość Mika. Kiedy przyjechaliśmy do Neverlandu, pan domu zaniósł moje rzeczy do pokoju dla gości.
-Bierzemy się do roboty?- zapytałam.
-Nie chcesz odpocząć?
-Odpocznę w nocy, a teraz przygotuj się do jazdy.
W czasie, kiedy Mike ubierał się w strój jeździecki, ja poszłam do stajni.
-Którego chcesz wziąć do jazdy?- zapytałam.
-Lunę. Tak, Luna będzie odpowiednia.
Dałam mu czas, żeby ją wyczyścił i osiodłał, po czym weszli na padok. Zrobili parę kółek stępem i kłusem, po czym zaczęłam swój wykład.
-Dłonie bliżej siebie, kolana przyłożone do siodła, wodze mają dotykać jej szyi i łydka w ty. I, na Miłość Boską, nie ciągnij jej tak za pysk. Używaj więcej łydki. To delikatna klacz. Ściśnij ją lekko łydkami.
Jak kazałam, tak zrobił, a Luna momentalnie zareagowała.
-Widzisz? I staraj się utrzymywać równowagę w siodle. Bo chwilowo to klepiesz tyłkiem o siodło, a masz anglezować. Czeka nas jeszcze sporo Dupogodzin- zaśmiałam się. On również -Jak wieczorem przyjedzie Castiel, to jutro pojeździsz na nim i porównasz.
-Skoro tak uważasz… A nie zepsuję ci go?
-To doświadczony koń. Nie musisz się martwić.
Koło godziny dwudziestej przyjechał Castiel. Zaprowadziłam go do boksu i wróciłam do domu. Gosposia Michaela, którą poznałam wcześniej dała mi lekarstwa, które zalecił mi lekarz i poszłam się kąpać. W środku nocy obudziłam się za sprawą koszmaru. Założyłam szlafrok i zeszłam na dół. W salonie na kanapie siedział Mike.
-Hej. Wszystko gra?- zapytałam.
-O, nie śpisz?
-Miałam koszmar.
Poklepał miejsce obok siebie, na którym po chwili usiadłam.
-Opowiadaj. Co cię męczy?
-Boję się, że jeżeli nie wyzdrowieję niedługo, to wszyscy moi sponsorzy się wycofają, znajdą kogoś lepszego i stracę Castiela, bo nie będę mogła go utrzymać.
Michael przytulił mnie do siebie i pogłaskał po włosach.
-Nie pozwolę na to. Nie zabiorą ci go. Obiecuję.
Po chwili się jednak odsunęłam.
-A ty? Czemu nie śpisz?- zapytałam, ocierając oczy.
-Od jakiegoś czasu mam z tym problemy. Biorę tabletki ale… Nic mi nie dają.
Złapałam go za rękę i zaciągnęłam na górę. Weszliśmy do mojej sypialni.
-Wiesz, jaki jest najlepszy sposób na sen?- zapytałam.
-Leżenie z zamkniętymi oczami?
-Nie. Połóż się wygodnie i powieki w dół.
Zrobił, jak kazałam. Potem wgramoliłam się obok niego, ucałowałam jego zamknięte powieki i czoło i go przytuliłam. W ten sposób zasnął po kilku minutach. A rano obudziłam się za sprawą światła słonecznego. Byliśmy z Michaelem do siebie przytuleni. Wtulałam się w jego pierś, a on obejmował mnie ramionami. W końcu otworzył oczy. Odsunął się, usiadł na łóżku i odrzekł:
-Dzień dobry.
-Dzień dobry. Lepiej spałeś?
-Tak. O wiele lepiej. Dziękuję- uśmiechnął się.
-Nie ma za co.
-To ubieraj się teraz i idziemy na śniadanie. Zrobię gofry. Co ty na to?
-Brzmi pysznie.

Zostawił mnie samą w pokoju i poszedł się ubrać, co zrobiłam i ja. Ucieszyłam się, że spał spokojnie. O to mi w sumie chodziło…