Witajcie. Od razu mowię, że wstyd mi za ten rozdział. Totalne dno. Jeszcze aż tak chyba nie upadłam jak teraz. Jeżeli ktoś chce ponarzekać, że historia jest pokręcona i bez sensu... Cóż. Ma taka być, bo to moja wizja i proszę poczekać trochę z tymi minusami, bo wkrótce wszystko, mam nadzieję, się wyjaśni. Zapraszam do komentowania, albo w tym przypadku do hejtowania. Dedykuję ten rozdział Sandrze, której się ten rozdział jednak spodobał. Zapraszam?... Nevermind
************************************************************************ Obudziwszy się rano zobaczyłem, że Rose tuli się do mnie jak małe dziecko. Głowę ułożyła pod moją brodę i objęła mnie ramieniem. Co jakiś czas z jej ust wyrwało się ciche, rozkoszne mruknięcie. Uśmiechnąłem się w duchu. Ale czy nie zrobię jej krzywdy tym ślubem? Może ona chce być wolna i to tylko zniszczy jej życie? Sam już nie wiem. Poczułem, że moja towarzyszka zaczyna się kręcić. Otworzyła oczy.
************************************************************************ Obudziwszy się rano zobaczyłem, że Rose tuli się do mnie jak małe dziecko. Głowę ułożyła pod moją brodę i objęła mnie ramieniem. Co jakiś czas z jej ust wyrwało się ciche, rozkoszne mruknięcie. Uśmiechnąłem się w duchu. Ale czy nie zrobię jej krzywdy tym ślubem? Może ona chce być wolna i to tylko zniszczy jej życie? Sam już nie wiem. Poczułem, że moja towarzyszka zaczyna się kręcić. Otworzyła oczy.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry- odrzekłem.
-Coś się stało?
-Nie… Wszystko jest dobrze.
-Michael- podniosła się- Nie jestem ślepa. Co jest?
Westchnąłem.
-Nie chcę zrobić ci krzywdy tym ślubem. Wiem, że wcale nie chcesz
mnie poślubić, a ja zachowuję się jak egoista.
Odwróciłem głowę. Rose ujęła po chwili mój podbródek i zwróciła ją
w swoją stronę.
-Oszukujesz się sam. Nie zrobisz mi tym krzywdy, rozumiesz?-
pogłaskała mnie po policzku. Słabo się uśmiechnąłem. Strasznie się tym
zadręczałem. Nie wiem co się stało, ale znów mnie pocałowała, po czym wyszła z
łóżka i udała się do łazienki. Oporządziła się i zeszliśmy na śniadanie.
-Wiesz co?
-Hm?- mruknąłem pytająco z buzią pełną płatków.
-Sądzę, że powinniśmy powiedzieć Janet o… o nas. No wiesz…
Przełknąłem porcję swojego śniadania i odrzekłem:
-Może i masz rację… Zadzwonię do niej później. W sumie im
wcześniej, tym lepiej.
-Mamie też powiesz?
-Nie wiem. A mam?
-A uważasz, ze jest osobą godną tej informacji?- jak to poważnie zabrzmiało.
-Sądzę, że tak.
-Więc już wiesz. Pójdę do pokoju i wybierzemy się na spacer.
Zgoda?
-Jasne. Zaraz do ciebie przyjdę.
Wstała i zmierzyła do apartamentu. Patrzyłem na jej kobiecości.
Jak rusza… Chwila. Mike, ogarnij się! Przecież nie jesteście naprawdę razem.
Ale te pocałunki… Sam nie wiem co to znaczyło. W drodze do pokoju wybrałem
numer Janet.
-Cześć braciszku. Jak tam w Hiszpanii z narzeczoną?- byłem pewien,
że w tej chwili się uśmiecha.
-Janet, nie teraz. Muszę ci coś powiedzieć.
-Słucham cię.
Wziąłem głęboki oddech.
-Ja i Rose nie jesteśmy razem. Ona tylko udaje moją narzeczoną…
Cisza.
-Janet? Halo?
-Przepraszam. Możesz powtórzyć?
-Ja i Rose tylko udajemy, bo nie chciałem wyjść na głupka, jak nas
zobaczyłaś.
I w ten sposób dostałem od Janet cały wykład na temat mojego
dziecinnego zachowania. Kiedy dotarłem do pokoju, Rose zobaczyła moją smutną
minę i się do mnie przytuliła.
-Nawrzucała ci?
Kiwnąłem głową.
-To nie twoja wina. Nie przejmuj się. Może spacer ci pomoże. Chodź-
pociągnęła mnie za rękę.
Szliśmy po polnych drogach, niedaleko hotelu.
-Podoba ci się tu?- zapytałem.
-Bardzo. Jest tak ciepło i słonecznie. Ale mam do ciebie pytanie.
-Jakie?
-Dlaczego nikt cię nie rozpoznał, mimo tego, że nie masz
przebrania?
-W Hiszpanii aż tak za mną nie szaleją. U nich dużo gwiazd chodzi
jak gdyby nigdy nic, więc są przyzwyczajeni.
-Nareszcie trochę spokoju, co?- zaśmiała się.
-Żebyś wiedziała.
Po spacerze zabrałem Rose na obiad, potem wieczorem na kolację i w
końcu usiedliśmy w pokoju na łóżku, grając w makao.
-Ej, nie oszukuj!
-Nie oszukuję. Dobierasz pięć kart.
-Znowu?
-Niestety.
-Ty coś kręcisz!- kłóciła się ze mną.
-Ja? Skądże.
Nagle rzuciła się na mnie i zaczęła łaskotać. Po kilku minutach
leżała na mnie, głęboko oddychając, tak jak ja.
-Dobra, wygrałaś.
Uśmiechnęła się i zeszła ze mnie.
-Pójdę już spać do siebie. Dobranoc Michael- dała mi buziaka w
policzek i wyszła. Ja w tym czasie wziąłem prysznic. Kiedy w pokoju zapinałem
koszulę od piżamy, usłyszałem jak otwierają się drzwi. Było ciemno, więc mało
widziałem, ale dostrzegłem sylwetkę. Jej sylwetkę. Podeszła do mnie, dotknęła
opuszkami palców mojej szyi, po czym mnie pocałowała. Złapałem ją w pasie i
uniosłem, a ona wsunęła mi dłoń we włosy.
-Michael?
-Tak?
Chwila ciszy.
-Kocham cię- szepnęła.
-Ja ciebie też- odpowiedziałem. Nasze usta znów się połączyły.
Opadliśmy oboje na łóżko. Rose oczywiście na mnie. Poczułem w tej ciemności,
jak swoimi ciepłymi dłońmi rozpina moją koszulę. Szczęśliwszy być nie mogłem…
Rose:
Poczułam, że muszę mu to wyznać. Tak, pokochałam go. Już nie
mogłam tego ukrywać, bo dobijało mnie to od środka. A ta noc… Ah, to chyba
najlepsza, jaką przeżyłam. Michael był taki delikatny i troskliwy. Otworzyłam
rano oczy. Leżałam z głową na jego piersi, która unosiła się lekko i opadała.
Jego loczki leżały mu na oczach i czole. Odgarnęłam je lekko. Mruknął cichutko,
co było słodziutkie, ale musiałam go obudzić na śniadanie. Pocałowałam go lekko.
Nic. Więc tym razem wpiłam się w jego usta, a po chwili poczułam dotyk na
biodrze. Już nie spał.
-Dzień dobry- powiedziałam cichutko.
-Dobry- przeciągnął się i przycisnął mnie do siebie- A nawet
świetny- pocałował mnie.
-Chciałam ci zwrócić uwagę, że zaraz śniadanie.
-E tam. Wolę ciebie- dobrał się do mojej szyi.
-To wieczorem. Teraz musisz coś zjeść ty moja chudzino-
szczypnęłam go lekko w brzuch.
-Wcale nie jestem taki chudy.
-Musimy cię trochę odżywić i kropka.
Zaśmiał się.
-Mike- powiedziałam poważnie. Spojrzał mi w oczy- Powoli zaczyna
widać ci żebra. Musimy coś z tym zrobić. Martwię się.
Pogłaskał mnie po policzku.
-Nie musisz się martwić. Jestem dorosły i wiem co robię- widział,
że nie byłam zbyt szczęśliwa- I proszę mi się tu nie smucić. Uśmiechnij się.
Wymusiłam uśmiech. Strasznie się o niego martwiłam. Był chudy. Za
chudy. Co prawda miał wyrzeźbione mięśnie od tańca, ale co z tego, jeżeli widać
mu kości? Wyszłam z łóżka i poszłam się ubierać. Byłam niepocieszona. Nie
myślał w żadnym stopniu o swoim zdrowiu, co doprowadzało mnie do białej
gorączki. Stałam przed lustrem i zapinałam koszulkę, gdy poczułam dłonie na
biodrach.
-Jesteś zła?- zapytał już ubrany Mike.
-Nie. Tylko nie chcę, żebyś się tak zaniedbywał. Jesteś strasznie
wychudzony.
-Obiecuję, że coś z tym zrobię okej?- odwrócił mnie do siebie.
-Obiecujesz?
-Tak. Jak ciebie kocham, obiecuję, że dotrzymam słowa.
-To już się nie wykręcisz- pocałowałam go. Nagle do naszego pokoju
wbiegła Janet.
-JAK TO NIE JESTEŚCIE RAZEM?! MOŻESZ MI WYTŁUMACZYĆ, O, cześć
Rose, O CO W TYM CHODZI?! JAK MOGŁEŚ MNIE TAK OKŁAMAĆ?! I CO Z TYM ŚLUBEM?! MAM
WSZYSTKO ODWOŁAĆ, SKORO JUŻ WIADOMO?!
-Janet, kochana siostrzyczko, uspokój się.
-JAK MAM SIĘ USPOKOIĆ?!
-Ja i Rose jesteśmy oficjalnie parą.
-Znów mnie wkręcasz.
-Nie. Wcale nie. Zobacz.
Michael złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Pocałowaliśmy
się na jej oczach.
-A co ze ślubem?- zapytała jego siostra.
-Właśnie. Rose, dasz mi na chwile ten pierścionek?
Zdjęłam go z palca i oddałam mu. Klęknął na jedno kolano.
-Rose, kocham cię i chcę wiedzieć. Czy wyjdziesz za mnie? Teraz
tak naprawdę.
Zaśmiałam się.
-Tak Mike. Wyjdę!
Założył mi go ponownie na palec i okręcił w kółko.
-Czyli wszystko aktualne?- dopytywała Janet.
-Tak. Wszystko… Ej, chwila. Skoro ty tu jesteś, to z kim
zostawiłaś Barney’a i Ellie?
-Z Tito.
-Słucham?!
-Żartuję nerwusie. Z twoją kucharką. Panią Christie. Strasznie
jesteś nerwowy.
-Wcale nie- zaprzeczył.
-Wcale tak- zgodziłam się z Janet.
-Jestem nerwowy, tylko z twojego powodu- mruknął i ścisnął mnie w
pasie. Pocałowałam go.
-Ekhem! Ja tu jestem.
Zaśmialiśmy się. W końcu byłam szczęśliwa, bo Michael był przy
mnie.