środa, 18 lutego 2015

Rozdział VIII

Następny rozdział, jak widzicie dodałam szybko. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Komentujcie :) Enjoy! :)
*********************************************************************************
Następnego dnia byliśmy już w samolocie. Rose nie mogła usiedzieć na miejscu, bo była tak podekscytowana.
-Za ile będziemy? Za ile będziemy?- powtarzała w kółko.
-Za dziesięć minut- odrzekłem.
Jak powiedziałem, tak było. Od razu pojechaliśmy zameldować się w hotelu. Na szczęście większość osób mówiła tam po angielsku.
-Dzień dobry. Miałem zarezerwowany dwuosobowy apartament na nazwisko Jackson.
-Już patrzę… A racja. Pokój numer 111. Na samej górze- recepcjonistka podała mi klucz.
-Dziękuję. Do widzenia. Chodź Rose.
Wziąłem nasze walizki i skierowałem się do windy. Pewnie myślicie co stało się z Barney’em i Ellie? Zostali pod opieką Janet.
-O, dzisiaj jest jakaś impreza. Pójdziemy?- zapytała mnie moja towarzyszka, przeglądając program hotelowy.
-Czy ja wiem… Nie sądzę, że to dobry pomysł…
-Oj proszę- zrobiła słodkie oczka.
Zastanowiłem się chwilę.
-Dobrze, ale nie na długo.
Podskoczyła z radości, cmoknęła mnie w policzek i wybiegła z windy. Dotarabaniłem się do pokoju i rzuciłem torby pod ścianę, oddając głębokie westchnienie. Mieliśmy dwa oddzielne pokoje w apartamencie. W obydwu były dwuosobowe łóżka.
-O której jest ta impreza?
-O osiemnastej. Musimy się powoli rozpakować i iść.
Pokładaliśmy więc wszystkie rzeczy do szafek i usiedliśmy na chwilę. Nadeszła  szósta wieczorem. Zeszliśmy na dół do baru. Leciała tam skoczna muzyka. Usiedliśmy przy barze i zamówiliśmy sobie małe drinki. Po chwili do Rose podszedł jakiś umięśniony i opalony Hiszpan.
-Witaj piękna. Masz może ochotę zatańczyć?- nie zwrócił na mnie w ogóle uwagi.
-Z miłą chęcią- poszła.
Zacząłem się w środku gotować. Po dwóch tańcach, w których byli bardzo blisko siebie, rozpiąłem lekko koszulę na piersi i podszedłem do nich.
-Teraz moja kolej- rzuciłem mu poważne spojrzenie, po którym ustąpił.
Złapałem Rose w pasie i mocno przycisnąłem do siebie. Nasze ciała intensywnie się o siebie ocierały, przez co zrobiło nam się jeszcze goręcej. Obracałem ją jak szalony. Tańczyliśmy ile sił, aż piosenka się skończyła. Spojrzeliśmy sobie wzajemnie w oczy. Rose położyła dłonie na moich rozpalonych policzkach i wtuliła się we mnie ze zmęczenia. Czułem jej ciepły oddech na szyi, co skutkowało mocniejszymi odczuciami na moim ciele.
-Chodźmy może się napić- zaproponowałem.
-Daj mi chwilę. Nie mam siły.
Bez chwili zastanowienia, wziąłem ją na ręce i posadziłem na krześle barowym. Znów podszedł do nas ten Hiszpan.
-Idziesz znów zatańczyć mała?- zapytał Rose.
-Nie Cosma. Już nie mogę.
-Oj no chodź. Będzie fajnie.
-Nie chcę.
-Oj no weź. Co jest z tobą.
-Chyba wyraźnie dała ci do zrozumienia, że nie ma ochoty?- warknąłem.
-A ty co? Jej adwokat?
-Oficjalnie narzeczony.
-A może jej się znudziłeś? Może woli mnie?
-Jeżeli stąd zaraz nie odejdziesz, to oberwiesz i to tak porządnie, że przez następny tydzień będziesz zbierał zęby z podłogi.
-U, jak groźnie. A ty idziesz ze mną.
Złapał Rose za nadgarstek. Moja reakcja była natychmiastowa. Wyrwałem ją z jego uścisku i zaczęliśmy się szarpać. Kiedy nas rozdzielili miałem rozciętą wargę i podbite oko.
-Michael! Co ci strzeliło do głowy?- zapytała zła.
Spojrzałem tylko na mojego przeciwnika i żwawym krokiem ruszyłem do pokoju. Wszedłem do niego, z hukiem zamykając za sobą drzwi, i oparłem się rękoma o parapet. Po chwili usłyszałem kroki. Nie odwróciłem się. Stałem nieruchomo.
-Michael…
Zignorowałem to. Podeszła więc do mnie, ale dalej na nią nie patrzyłem.
-Mike. Co się tam stało?
-Zapytaj sobie Cosmy- warknąłem i usiadłem przy stoliku. Rose podążyła za mną i zajęła miejsce naprzeciwko, po czym złapała moje dłonie.
-Jesteś o niego zazdrosny?
Prychnąłem.
-Nie masz powodu. Nie lubię mężczyzn tego typu. Wolę kogoś opiekuńczego i kochanego- pogłaskała mnie po policzku. Słabo się uśmiechnąłem- To może zajmiemy się tym?- wskazała na moje rany- Zaraz wracam.
Poszła po wodę utlenioną i waciki. Kiedy wróciła, zaczęła wycierać mi krew z wargi.
-Mój mały wojownik- zaśmiała się- Boli?- dotknęła lekko mojego oka.
-Auć.
-Przepraszam. Bardzo boli?
-Nie aż tak.
Milczała przez chwilę, aż odrzekła:
-Dziękuję, że mi wtedy pomogłeś.
-Nie ma za co. Muszę dbać o moją narzeczoną.
Zaśmiała się lekko.
-Nie boisz się tego życia ze mną jako żona?
-Szczerze? Jakoś nie. A mam?
-W żadnym wypadku. Będę o ciebie dbał jak należy- złapałem jej dłoń i ucałowałem, patrząc głęboko w oczy.
Nagle posmutniała.
-Hej. Wszystko gra?
-Już kiedyś tak słyszałam…
-Od niego?
Kiwnęła głową.
-Ja tak nigdy nie zrobię- wziąłem jej dłoń i przyłożyłem do swojego serca- Obiecuję.
Przesunęła ją na mój policzek i mnie po nim pogłaskała. Potem zbliżyła twarz do mojej i… pocałowała mnie. Przyciągnąłem ją sobie na kolana i objąłem w pasie. Serce biło mi jak szalone, jakby zaraz miało wybuchnąć. W końcu odsunęła się lekko, a ja przejechałem kciukiem po jej dolnej wardze. Onieśmieliła się i powiedziała:
-Pójdę po jakiś okład na to twoje oko.
I wyszła. Chłodziłem je sobie do wieczora. W końcu postanowiłem wziąć prysznic i położyć się do łóżka. Ubrałem piżamę i zająłem miejsce w łóżku. Po chwili poczułem jakiś ciężar. Rose położyła się obok i wzięła moją rękę, i położyła ją sobie w talii.
-Dobranoc Michael- szepnęła.
-Dobranoc Rose...

3 komentarze:

  1. Yeah!!
    Buzi Buzi <3
    Teraz ślub, dzieci... xDD
    Czekaj, pójdę otworzyć szampana, bo są już razem. xDD
    Love, Sweet Love...
    Ale znając Ciebie, wykombinujesz coś, co będzie smutne i wgl :(
    :P Ty Beboku jeden :p
    Krócej mówiąc:
    This is so sweet, and cute, and BOMBA XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Cud. Zgodzę się z komentarzem po wyrzej trzeba zrobić imprezę i otworzyć szampana. Szczerze ten hiszpan zadziałał mi na nerwy :) Dobrze, że Michael mu dowalił, też nie lubię patrzeć na takich typków myślą, że wszystko mogą, moja przyjaciółka Magda ma takiego i nie wiem co ona w nim widzi. A wracajac do notki jak zwykle magiczna, teraz ślub i wedle życzenia Michaela 13 dzieci chyba wystarczy co nie?
    Pozdrawiam. Michael

    OdpowiedzUsuń
  3. Rose, kopnę Cię w tyłek.
    Nie lubię imprez... Mike też nie lubi, bo Malffu nie lubi. Kapiszi?

    Uhuhuhu. Mike zazdrosny. To jest takie... Takie urocze! Pomijając to jak się pobili... Michael waleczny, hehs. Soooo sweet.
    A ten hiszpan mnie wkurzył. Czujecie to moje oburzenie? Nawet z dużej litery nie napisałam "hiszpan". A co. Jak szaleć to szaleć.
    Nie mam zastrzeżeń. A teraz lecę nadrabiać następny.
    Malffu pozdrawia!
    xoxo ♥

    OdpowiedzUsuń