**************************************************
Spojrzała na swoje własne odbicie.
-Dlaczego ja jeszcze nie umarłam?
-Czas leczy rany Cloyie.
-Skoro leczy to czemu moje blizny nie zniknęły?
-Nie takie rany... Bedzie dobrze. Wiem co mowię.
-Gówno wiesz... Nic już nie będzie takie samo...
-Od kiedy jesteś taka uparta?
-Od zawsze.
-To nie jest wytłumaczenie.
-Nie?! A co nim jest?! Śmierć Troy'a?!
-Dobrze wiesz, że on cię kochał i oddałby wszystko, żeby cię ochronić.
-On już to zrobił! Umarł za mnie! Czy ty tego kurwa nie rozumiesz?! Nie ma go już i nigdy nie będzie!
-Cloyie. Uspokój się.
-Wyjdź...
-Słucham?
-Odejdź! Zostaw mnie samą!
Wyszła. Cloyie została jedyną osobą w pokoju. Jej depresja pożerała ją, niczym hiena truchło. Właśnie się tak czuła. Blizny pokrywały jej ciało. Za każdym razem rozcinała skórę w innym miejscu. Nie mogła wytrzymać uczcia, które przyciemniało jej umysł. Nie chciała żyć bez Troy'a. Z każdym dniem chciała uciec od życia i problemów. Co zrobiła? Zabiła się.
-Dlaczego to zrobiłaś?- zapytał Troy, kiedy spotkali się po drugiej stronie.
-Bo chciałam, żeby oni zamknęli moją trumnę, tak jak ja zamknęłam twoją...
Szczerze pomimo braku Michaela, bardzo mi się spodobało. Każde twoje opowiadanie jest cudowne. Pomimo iż krótka bardzo interesujaca.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Mike
piękne ^^
OdpowiedzUsuń