Komentujcie
Enjoy!
P.S. Kocham tę piosenkę <3 (bez hejtów plis) XD
*********************************************************************************
NASTĘPNEGO DNIA:
Kiedy się obudziłam i otworzyłam oczy, byłam bliska zawału.
Złapałam się za serce, bo obok mnie siedział uśmiechnięty Michael.
-Boże!- westchnęłam.
-Wolę Michael.
Zaśmiałam się. Nagle weszła pielęgniarka.
-Dzień dobry. Przyszłam podać lek.
Już z marszu podałam jej rękę z wenflonem, a ona przez igłę
podała mi płyn z lekarstwem. Zerknęłam kątem oka na mojego gościa. Na jego
twarzy gościł grymas i miał zamknięte oczy.
-Dziękuję- odrzekłam do pielęgniarki, kiedy wychodziła.
-Ugh- zatrząsł się, kiedy byliśmy sami.
-Boisz się igieł?- zapytałam.
-Nie, że od razu boję… Po prostu nie lubię…- zawstydził się.
-Jasne- zachichotałam.
Przewrócił oczami. Przysunął się z krzesłem.
-Jak się czujesz?

Westchnął i pokręcił głową z bezsilności.
-Jak byłem mały, to chodziłem do takiego lekarza, który
wbijał igły strasznie mocno. Miałem potem ślady i strasznie bolało. Od tamtej
pory mam do nich uraz.
-Ja się już przyzwyczaiłam.
Wtem wszedł inny lekarz, niż wczoraj.
-O, Jodie. Znów wypadek przy pracy?
-Niestety.
-Który to już raz w tym roku?
-Trzeci?
-Chyba tak.
-Doktorze Colleman, długo tu będę?
-Może do jutra. Ale wyścigi odpuszczasz sobie do wiosny,
jasne?
Westchnęłam.
-Jasne.
-Nie dołuj się. I tak niedługo już zima i święta Bożego
Narodzenia.
-Teraz są ostatnie jesienne dni.
-No właśnie. A właśnie. Zapomniałem się przedstawić. David
Colleman- wyciągnął rękę do Michaela.
-Michael Jackson.
-Miło mi. Zostawię was teraz samych i wpadnę do ciebie
wieczorem, Jodie. Cześć.
-Papa- pomachałam mu.
Mike wyglądał na zdziwionego.
-Znacie się?
-Mhm. Mój sport sprawia, że znam tu większość personelu, a
oni znają mnie. Jak łyse konie- parsknął śmiechem na to określenie.
-A właśnie. A propos koni… Posłuchaj… Bo jak wiesz, albo i
nie wiesz, mam na swoim ranczu stadninę i szukam kogoś to ułożenia ich. Żeby je
udoskonalić. I czy byłabyś na siłach i zainteresowana tą propozycją?
-Jasne, tylko będziesz musiał mi pomóc, bo moja ręka i żebra…
-Oczywiście, ale potrzebuję pomocy zawodowca.
-No, to możesz na mnie liczyć- uśmiechnęłam się. On tak
samo.
Rozmawialiśmy sobie przez jakiś czas, aż do mojej Sali wszedł
Nick.
-Cześć Jo…- zamarł, kiedy zobaczył Michaela- Nick Walker,
jej brat- podał mu rękę.
-Michael Jackson.
-Przyniosłem ci dzisiejszą gazetę.
Podał mi ją, a ja zerknęłam na pierwszą stronę.
„Sławna dżokejka Jodie Walker i jej czempion Castiel witali
ziemię na torze. Wymuszony upadek, czy nieświadomy błąd? O ile nam wiadomo
Jodie i Castiel ostro trenowali przed wyścigiem. Czyżby przesadzili i chcieli
przerwać wyścig celowym upadkiem, żeby nie stracić swojej wysokiej pozycji w
tabeli?”
Rzuciłam gazetę na ziemię.
-Znów się uwzięli i szukają spisku!- zdenerwowałam się.
Nick podniósł gazetę.
-Oni chyba żartują!- krzyknął.
-No właśnie!
Poczułam jak mi skacze ciśnienie i żebra kłują mnie od
środka. Michael położył swoją dłoń na mojej.
-Spokojnie. Oni tacy są. Wszystko zrobią, żeby dostać kasę.
-Wiem, ale… Mam czasem dość.
-Ja tak samo. Trzeba ich zignorować.
Westchnęłam.
-A właśnie. Nowa firma chce cię sponsorować- odrzekł Nick.
-To im powiedz, że w tym sezonie już nie pojadę. Lekarz mi
zabronił.
-Na pewno?
-Tak. Nie dam rady.
-Okej. To pójdę się z nimi spotkać. Do zobaczenia młoda.
-Pa…
Michael widział, że jestem smutna.
-Ej, nie martw się. Jeszcze dużo wyścigów przed tobą.
-Miejmy nadzieję…
*********************************************************************************
Przepraszam za tyle Gifów, ale mnie urzekły <3
Do następnego ;)