czwartek, 2 kwietnia 2015

HIstory #4

Następny rozdział. Chciałam go wrzucić, ponieważ są święta i nie będę pewnie miała czasu na pisanie. Ten rozdział dedykuję mojej cioci. Będę pamiętać o Tobie Madziu [*] Zapraszam do komentowania i miłej lektury :)
*********************************************************************************

W szpitalu na dyżurze:
-I jak było na randce?
Przewróciłam oczami.
-To nie była randka, tylko zwykła kolacja.
-Mhmm. Jasne. Pokorzystałaś?
-Co masz na myśli?
-No wiesz. Po kolacji, sami w twoim domu…
Wyplułam herbatę, którą piłam.
-Chloe! Proszę cię.
-No wiesz. Ja bym go tam od razu porwała.
-Wiem, ale ja to nie ty- zaśmiałam się- Zaraz mam operację.
-To ten od nerki?
-Tak. Trzeci przeszczep w tym miesiącu.
-Nasza kochana pani doktor.
-Można?- usłyszałam i odwróciłam się.
-A Pan, Panie Jackson nie jest znudzony jeszcze przychodzeniem tu?- uśmiechnęłam się.
-Ani trochę. Przyszedłem cię odwiedzić w robocie.
-To miłe, ale zaraz mam zabieg do przeprowadzenia.
-Spokojnie. Poczekam.
No i w ten sposób Mike poczekał sobie dwie godzinki. Weszłam zmęczona do kantorka i opadłam na kanapę. Podał mi wodę.
-Jak poszło?
-Opornie. Były komplikacje, ale się udało.
-To można się tylko cieszyć.
-Masz rację- nagle wstała, ale zakręciło mi się w głowie i widziałam tylko ciemność. Obudziłam się leżąc na szpitalnym łóżku. Słyszałam pikanie i miałam założony wenflon. Czyżby rak się przypominał? Witaj przyjacielu. Stęskniłeś się, co?
-Świetnie- mruknęłam pod nosem.
Leżałam chwilę, a po chwili przyszedł mój szef.
-Jak się czujesz Alex?
-Okropnie.
Spojrzał na mnie smutno. Zrozumiałam.
-Ile czasu?
-Dwa tygodnie…
-Może pan wyjść na chwilę? Potrzebuję trochę czasu…
Nic nie odpowiedział, tylko opuścił salę. Wsłuchiwałam się w miarowe pikanie. Pik, pik, pik. Usłyszę to szybciej, niż sądziłam. Ten długi, przeszywający dźwięk, który oznacza, że umierasz.
-Alex?
To był Michael. Miał smutną minę. W sumie co się dziwić? Wszedł cicho i usiadł na krzesełku obok mojego łóżka.
-Rozmawiałem z ordynatorem i…
-I pewnie będzie mnie trzymał tu dwa tygodnie.
-Nie. Zabieram cię do siebie.
-Słucham?- spojrzałam na niego.
-Zabieram cię ze sobą. Mam na ranczu zawodowy szpital, całodobową opiekę medyczną i najróżniejsze leki i kroplówki.
-Nie możesz mnie wziąć. Nie będę ci siedzieć na głowie.
-Masz gorączkę, bo bredzisz- dotknął lekko mojego czoła- Nie kłóćmy się. Zrobimy tak, bo chcę, żebyś na ten czas, który ci został, zapomniała o chorobie.
Spojrzałam w te jego brązowe oczy, a on dotknął mojego policzka.
-Dziękuję- szepnęłam.
-Nie dziękuj. Tylko cieszmy się chwilą- uśmiechnął się.


Po południu ja i Michael byliśmy już na jego posiadłości. Była ogromna. Szpital mieścił się sto metrów od domu, albo raczej willi.
-Chodź, pokażę ci twój pokój- wziął moje bagaże, a ja poszłam za nim- Oto on.
Weszłam nieśmiało i zaczęłam się rozglądać.
-Wow. Bajecznie.
-Cieszę się, że ci się podoba.
Podeszłam do niego i z uśmiechem odrzekłam:

-Dziękuję ci Michael. Za wszystko…

2 komentarze:

  1. Notkaa cudna. Mike kochany, że zabrał Alex do siebie.. Może coś zaiskrzy .. Dobra czakam na nexta. Pozdrawiam MeryMJ

    OdpowiedzUsuń
  2. Notka taka słodka. Bardzo mi się podoba, trochę smutna, no, ale Michael zabrał ze sobą Alex. I coś czuje, że na pewno między nimi zaiskrzy.
    Pozdrawiam. Mike

    OdpowiedzUsuń